czwartek, 28 stycznia 2016

Rozdział 63.

Ważne informacje pod rozdziałem! :)

Tobias
Biegnę truchtem przez korytarze, zmierzam w stronę stołówki. Nie pamiętam czy kazałem im się tam stawić, więc mam nadzieję, że są na tyle domyślni i zastanę w jadalni całą piętnastkę. Zwalniam do szybkiego marszu, mijam pokój kontrolny, przez okienko zauważam Andersona tasującego w rękach karty. Niektórzy odpoczywają poprzez lenistwo, ale nie ja. Spokój i cisza sprawiają, że czuję się nieswojo. W ciszy zawsze kryje się coś niepokojącego. Przypominam sobie scenę sprzed paru minut. W tamtym milczeniu było więcej niż mogliśmy sobie powiedzieć. Jednak czuję wewnętrzny strach przed braniem odpowiedzialności za kolejną osobę. Jeśli zawiodę, nie będzie już odwrotu. Tris nie może mnie wspierać. To ja mam pomagać jej. To ja mam być silny, to ode mnie zależy nasza przyszłość. Nie mogę pozwalać sobie na takie słabości. Nigdy więcej nie pokażę jej jak bardzo się waham. Przecieram czoło ręką i ganię sam siebie. Koniec ze strachem. Ech, ile razy sobie już to obiecywałem? Docieram do stołówki. Rozchylam dwuskrzydłowe drzwi i ku mojej satysfakcji od razu wyłapuję twarze wpatrujących się we mnie nowicjuszy. Siedzą w sumie przy trzech różnych stołach. Spoglądam na zegarek zapięty na przegubie mojej lewej ręki. Kiedy upewniam się, że jadalnia otwarta jest już dwie godziny, wołam do wszystkich na sali.
- Koniec posiłku! Wszyscy oprócz nowicjuszy mają opuścić stołówkę! – Po pomieszczeniu nie przetaczają się żadne szepty, wszyscy potulnie wstają i wychodzą. Witam się z Amarem i Danielem mijających mnie w przejściu. W końcu kroki cichną a ja podchodzę do pierwszego z brzegu stołu i biorę z niego bułkę z czymś co wygląda na sałatę. Z całego zamieszania nic wcześniej nie zjadłem. Odkąd Tris się do mnie wprowadziła staram się jeść z nią w mieszkaniu.
- Dzisiaj zaczynamy prawdziwe szkolenie – przełykam kęs – plan jest następujący: 3 pierwsze godziny spędzimy w sali treningowej. Jako, że się tu urodziliście już teraz odbędą się dwie pierwsze walki. – zauważam jak Connor ukazuje zęby w uśmiechu. To w żadnym przypadku nie jest miły uśmiech. Przednie zęby ma zakrzywione do przodu. Będę musiał go pilnować. – Potem czeka was parę rundek dookoła siedziby. Lepiej dla was jeśli wygodnie się ubraliście. -  z trzaskiem odkładam kubek z herbatą i rzucam papierek po bułce na stół. Skręcam w lewo i znanymi korytarzami ruszam w stronę Sali treningowej. Po dwóch minutach marszu nie wytrzymuję i warczę.
- Mathias, zamknij jadaczkę albo każę komuś uciąć Ci język. Może wtedy przestaniesz gwizdać. - Wesoły uśmiech spływa z twarzy Latynosa.
- Gorzej dla nas. Wtedy zacznie pluć i… - odzywa się Ryan. Większość osób wybucha śmiechem. Piorunuję go wzrokiem, a on unosi ręce w geście przeprosin.
Powoli zbliżamy się do celu. Wraz z przekroczeniem progu rozległego pomieszczenia o betonowych ścianach i zakurzonej kamiennej podłodze moje nozdrza wypełnia zapach orzeźwiającego, podziemnego powietrza. W kącie Sali rozbrzmiewają jęki wysiłku. Domyślam się, że Tris już tutaj jest. Moja głowa automatycznie wędruje w tamtym kierunku. Tak jakby coś mnie do niej przyciągało, jakby domagała się mojej uwagi nawet nie wiedząc, że przy niej jestem. Przesuwam dłonią po karku i zmuszam się do wbicia wzroku w podłogę. Leniwie macham ręką do nowicjuszy i ruszam w stronę mat rozłożonych pod przeciwległą ścianą. Opieram się o nią tak, żebym miał widok na wszystkie stanowiska. Zaplatam ręce na piersi.
- Wszyscy stają koło swojej maty. – rekomenduję i obserwuję krzątających się nastolatków. – Teraz na ziemię i 20 pompek.
Niektórzy patrzą na mnie z niedowierzaniem. Właśnie to się dzieje gdy jestem dla nich miły.
- Już! – krzyczę. Jeremy wzdryga się, ale mój ton powoduje jego natychmiastowe zejście do parteru. – Jeden, dwa, trzy – zaczynam głośno liczyć. Z drugiego końca Sali dobiega mnie parsknięcie. W moim przypadku trudno byłoby go nie rozpoznać. Z oporem spoglądam w jej stronę. Tris szczerzy się do mnie. Czy ona jest poważna? – Sześć, siedem, osiem – numer dziewięć ulega zniekształceniu, ponieważ z trudem powstrzymuję śmiech. Kątem oka dostrzegam zaciekawione spojrzenie Kiry. Po jej ustach błąka się uśmiech. Surowo patrzę na Tris. W jej oczach błyska upór. Jak zwykle chce postawić na swoim. Gdy w liczeniu docieram do drugiej dziesiątki, odpycham się od ściany.
- Stop! – wołam i wzrokiem wskazuję liny za ich plecami. – Do góry, potem do połowy schodzicie w dół i zeskakujecie na maty.
- Połamiemy sobie nogi. – burczy Mateo do Isaaca. Jego ostrożny wzrok wskazuje na to, że raczej nie chciał abym to usłyszał. Na nieszczęście dla niego.
- Luis. – zwracam się do niego po nazwisku. – Chcesz coś przedyskutować?
- Nie. – odpowiada zmieszany, patrzy na mnie z widocznym strachem w oczach. Odwracam się od niego usatysfakcjonowany.
- Gdy dam znak, ruszacie. – przyglądam się im aby mieć pewność, że są gotowi – Zaczynajcie. – rozkazuję i przechodzę na środek naszej małej powierzchni przeznaczonej do tego rodzaju ćwiczeń. W podłodze powstało dużo nowych zapadnięć. Będziemy musieli to zabetonować. Po mojej prawej rozlega się jęk i głuche uderzenie o matę. Odwracam się, a moje brwi wędrują do góry. Dziewczyna odrzuca swoje czarne włosy do tyłu i spogląda na mnie prowokującym wzrokiem. W jej szarych oczach dostrzegam coś dziwnego. Zaczynam czuć się niezręcznie, odchrząkuję i wciskam dłonie do kieszeni.
- Możesz przejść na drugą stronę Sali. Zaraz będziemy biegać. – mamroczę do Victorii. Rozróżniam ją od Kiry tylko dzięki kolorze tęczówek. I może też dzięki temu, że Victoria roztacza wokół siebie aurę niepokoju. Jest tajemnicza. Natomiast Kira jest urodzoną Nieustraszoną i naprawdę ją lubię. Wyciągam szyję do góry i obserwuję resztę. Brian właśnie powoli zsuwa się na dół, ale reszta nie dotarła jeszcze nawet na szczyt. Victoria musiała kantować. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że to niemożliwe osiągnąć taki czas. Mój wzrok po raz kolejny zmierza ku drugiej instruktorce. Tris daje teraz lekcje jak poprawnie wysuwać cios. Jest pochłonięta pouczaniem Charlie. Po jej gestykulacji wnioskuję, że próbuje zmusić dziewczynę do szerszego rozstawienia nóg. Narwana nastolatka robi to źle, ale wykłóca się że już szerzej się nie da. Tris z cierpliwością poprawia nogi Charlie stopami. Czuję ukłucie dumy, może to dziecinne, ale cieszę się, że to ja uczyłem Tris walczyć. Kolejne uderzenia w maty każą powrócić mi do rzeczywistości. Zerkam na liny czy jeszcze ktoś tam został. Zaciskam usta, żeby powstrzymać śmiech, mniej więcej w połowie, z przerażoną miną wisi Isaac.
- No, skacz. – mówię. – To nic trudnego, nawet ten tchórz Luis skoczył.
- Mam lęk wysokości. – jęczy chłopak. ‘No to mamy coś wspólnego.’ mówię w myślach. Oczy ma szkliste od łez. Zaciskam ręce na linie i jednym ruchem szarpię ją do przodu. – Nawet nie waż mi się krzyczeć. – warczę. Nie będę znosił tutaj czyichś łez. – Masz wybór: skaczesz albo czekasz aż twoje ciało samo odmówi posłuszeństwa i spadniesz. A wtedy nie gwarantuję, że wyjdziesz z tego cało. – patrzę na zegarek. – Masz dwie minuty.
Widzę, jak Isaac porusza ustami, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Czasem szantaż to najlepszy sposób na przezwyciężenie strachu. Ręce chłopaka zaczynają drżeć.
- Pośpiesz się, zaraz spadniesz. – mówię znudzonym głosem. W pewnej chwili zaciska powieki i puszcza się. Ląduje na czworakach i sam dźwięk temu towarzyszący, mówi mi, że zdarł skórę u nasad dłoni.
- Nie było tak trudno. – klepię go po plecach gdy ruszam w kierunku reszty nowicjuszy. Ustawili się przy ścianie i teraz każdy po kolei skupia na mnie swój wzrok.
- Bieg wahadłowy. – wołam. – Piętami dotknijcie ściany. Ręce przyłóżcie do podłogi. Od końca Sali dzieli was 10 metrów. Waszym zadaniem jest 7 razy dotknąć tej ściany przy której stoimy, co daje 14 długości do przebiegnięcia. – przestaję mówić. Po ich twarzach błąkają się kpiące uśmieszki. Ja również się uśmiecham.
- W mniej niż minutę. – kończę. Rozlegają się protesty pełne oburzenia. Zaczyna mnie to nudzić.
- Co jeśli komuś się nie uda? – Abby zerka na mnie z ukosa.
- Będziecie próbować do skutku. – odpowiadam. – Przygotować się! – krzyczę i przysuwam zegarek do oczu. Spoglądam na nowicjuszy i gdy upewniam się, że są gotowi, daję im znak, że mogą zaczynać. Do przodu od razu wybija się Kira. Po 30 sekundach ma nad resztą 5 metrów przewagi. Na czas dobiegła dwunastka.
- Jeremy, Emma, Connor. – wywołuję pechowców, stoją oparci o swoje kolana i próbują złapać oddech. – Od nowa.
Ze spokojem przyjmuję mordercze spojrzenia.
- Reszta macie 15 minut przerwy. – kiwam głową w stronę ławek za filarem. Odwracam się z powrotem w stronę trójki szesnastolatków. – Start.
Tym razem ruszyli tak szybko, że w powietrzu wzbijają się teraz tumany kurzu. Moją uwagę przykuwa drobna postać z kolanami podciągniętymi pod brodę. Podczas gdy inni poszli się napić, Kira siedzi pod ścianą i patrzy w stronę… transferów. A konkretnie jednego. Niby odważna, a jednak. Cicho idę w jej stronę.
- Ja też zauważam pewne rzeczy. – odzywam się za jej plecami. Kira wzdryga się zaskoczona. Wcześniej zauważyła jak patrzę na Tris. Teraz ja widzę, jak ona obserwuje inną osobę.
- Jak ma na imię? – pytam zaciekawiony.
- Dante. – odpowiada niemal natychmiast, tak samo szybko piorunuje mnie wzrokiem. Domyślam się, że raczej nie chciała tego powiedzieć. – Odwal się. Po co ja Ci o tym mówię?
- Bo nie możesz już tego dłużej w sobie dusić. – wyjaśniam nawet nie myśląc nad sensem mojej wypowiedzi. Kieruję na nią swój wzrok. Patrzymy na siebie w ciszy.
- Nie jesteś zbytnio dobry w udzielaniu porad. – stwierdza po chwili.
- W związkach raczej też nie.
- Ona chyba tak nie twierdzi. – Kira kiwa w stronę Tris.
- Prawie dźgnąłem ją nożem. - Wykrzywiam usta w grymasie.
- Musi Cię kochać. – dziewczyna wybucha śmiechem.
- Teraz ty mi udzielasz porad? – patrzę na nią z pobłażaniem. Coraz bardziej się do niej przekonuję.
- Tylko stwierdzam fakt. – odpowiada i zaczyna się podnosić. Rzuca ostatnie spojrzenie chłopakowi z rudymi włosami postawionymi do góry i równo ze mną rusza w stronę grupy. Wszyscy siedzą ma ławkach i pogrążeni są w swobodnych rozmowach. Emma leży wykończona na podłodze z ręką zarzuconą na oczy. Nad nią pochyla się Ryan i próbuje wcisnąć jej butelkę z wodą. Patrzę która godzina, 2 w południe.
- Macie godzinę wolnego! Stołówka otwarta jest jeszcze przez 30 minut. Po upływie czasu chcę Was wszystkich widzieć przy wyjściu z siedziby. – informuję i wychodzę z sali. Jednak moje plany krzyżuje widok Tris opartej o skrawek ściany przy drzwiach. Bez słowa chwytam ją za rękę i wyciągam z pomieszczenia. Sekundę potem przyciskam wargi do jej ust. Tris odwdzięcza mi się przyjemnym mruknięciem. Opieram czoło o jej własne i uspokajam oddech.
- Wychodzę z nimi na zewnątrz. Wrócę dopiero wieczorem. – przesuwam palcem po jej dolnej wardze.

- Do zobaczenia. – odpowiada tylko i uśmiecha się do mnie. Puszczam ją i odchodzę.

A więc!:
Do końca mam napisane 3 rozdziały + epilog.
Zastanawiałam się nad tym już od dawna, czy nie dopisać jeszcze paru i dodać jakiś specjal jeszcze. Ale są dwie strony medalu:
- Alive nie ruszałam od pół roku i pisałam tylko swoje inne ff, więc istnieje możliwość, że nie wstrzelę się w klimat.
- Ale istnieje też możliwość, że z tego coś może wyjść xD
Ogólnie to kończy się tak jakby w połowie inicjacji, a ja dopisałabym tak aby owa inicjacja dobiegła końca no i ten specjal jeden. Więc byłoby jeszcze 5+ rozdziałów.
Jednak sama tego wszystkiego nie jestem pewna bo boje się, że... że tak powiem spierdolę to XD.
Musicie dać mi czas na obmyślenie czy coś dam radę wycisnąć z siebie.
Teraz pytanie:
Chcecie abym dopisała jeszcze parę rozdziałów, czy zostawić tak jak jest i skończyć po tych 3 rozdziałach i epilog?

21 komentarzy:

  1. Bałagam nie kończ jeszcze!!!! Alive to moje życie!!! Błagam !!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział fantastyczny!!
    Dużo Tobiasa :))
    Ja już błagałam o nie kończenie przy poprzednich i nadal błagam.
    Nie wiem czy czytałaś... Ja marzę o retrospekcji oczami Cztery o jego samotności przed poznaniem Tris coś wiecej i lepiej niż w ksiące "Cztery"

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieeee kończ!!!
    Wymaż im pamięć niech zakochają się w sobie od nowa.
    Uważam, że Ty byś to opisała zaje....cie znaczy chciałam napisać fantastycznie ;) ich rodzące się uczucia!!!!!
    Pisz ładnie prosze :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz dalej!!! Twój blog jest najlepszy *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Proszę nie kończ!!! Proszę. Wszystkie twoje rozdziały są takie czasowe że brak słów! Piszesz lepiej niż Veronica Roth!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ada, proszę żebyś kontynłowała Alive. Twoja historia jest fantastyczna. Dostarczasz mi (pewnie nie tylko mnie) wzruszeń i uśmiechu. Stworzony przez Ciebie świat jest cudowny. Popieram dziewczyny, że lepiej ujmujesz uczucia bohaterów niz p. Roth. Zazdroszczę talentu i dziękuję za dostarczanie mi emocj.

    OdpowiedzUsuń
  7. Błagam Cię nie kończ. Ale jak już musisz to wydłuż to jak najdłużej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dla mnie możesz kontynłować aż ich dziecko będzie miało wybierać frakcje :))
    A tak na poważnie może spróbujesz wiecej nawet niz ta 5. Od ponad 60 rozdziałów pokazujesz, że fajn

    OdpowiedzUsuń
  9. Ada 100 rozdziałów to będzie dobra liczba!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Mysle, ze fajnie byloby gdybys sprobowala napisac wiecej i jezeli uznasz, ze chcesz opublikowac to tak zrob. Ja przyznam szczerze, ze jak by nie wyszlo ja z mila checia przeczytam, bo piszesz swietnie, a szkoda bylo by zegnac sie z twoja kontynuacja losow Cztery i Tris. Takze pisz jak najwiecej :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jesteś genialna powinnaś to wydać!!!! Roth mogła by ci buty czyścić!!!! Błagam nie kończ!

    OdpowiedzUsuń
  12. Fakt piszesz zajebiscie retrospekcja oczami Cztery np po narodzeniu dziecka to bylo by cos np. Cztery ktory wie jakie smutne byloby jego zycie gdyby nie Tris, jak zamknalby sie w sobie i swoich demonach przeszlosci bez niej. To byloby cos

    OdpowiedzUsuń
  13. Fakt piszesz zajebiscie retrospekcja oczami Cztery np po narodzeniu dziecka to bylo by cos np. Cztery ktory wie jakie smutne byloby jego zycie gdyby nie Tris, jak zamknalby sie w sobie i swoich demonach przeszlosci bez niej. To byloby cos

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziewczyny mają rację! Piszesz czadowo i sto rozdziałów to byłoby mało!!' Masz wielki talent. Prosimy nie kończ tego! Bardzo lubimy twoje rozdziały i jesteśmy ci wdzięczne że wskrzesiłaś dla nas Tris. Twoje opowiadania są wzruszające, z dreszczykiem, straszne, piękne... Te wszystkie emocje jakie dostarczałaś nam do tej pory mają się skończyć? Będę tęskniła za ALIVE. Ale mam nadzieję że nie będę musiała. Prosimy. Nie kończ pisać. ALIVE to coś cudownego! Jest lepszy niż to co pisała Veronica Roth i nie wiem jak mogła nam to zrobić - zabić Tris. Tak. Powinnaś to wydać i zarobić trochę kasy, zyskać poważanie i szacunek u innych, zbierać gratulacje... Bo ten talent nie może się zmarnować!!! Tobias i Tris będą mieli dziecko. Dla mnie możesz opisać nawet jego nowicjat, a może jak będzie dorastało i poznawało miłość swojego życia. Kocham cię Ada!!! Pomogłaś mi się pozbierać po Wiernej... Dziękuję i proszę - NIE KOŃCZ

    OdpowiedzUsuń
  15. Błagam pisz dalej. Bo dzisiaj odkryłam tego bloga i juz całego go przeczytałam <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Przeczytałam Alice jeszcze zanim pojawił sie blog i bardzo błagałam żebyś go założyła. Nie mogłam sie pogodzić ze to już koniec. Błagam napisz cos jeszcze. Cokolwiek. Pomysł z retrospekcja Tobiasa jest świetny i myśle ze super by było gdybys to napisała, ale jak dla mnie możesz napisać wszystko bylebyś nie kończyła. Proszę. Daj nam jeszcze trochę radości, choć i tak dałaś jej nam prawdziwy ogrom i pisz dalej. Gdybys kiedykolwiek zdecydowała sie wydać Alive to obiecuje ze będę pierwsza, która kupi. Zgadzam sie ze piszesz lepiej niż Roth. Masz talent i powinnaś go rozwijać oby jak najdłużej. Uważam, ze ludzie utalentowani powinni sie dzielić tym co potrafią. Proszę cie pisz dalej i spraw żebym była uśmiechnięta jeszcze dłużej :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ada naprawdę świetnie piszesz
    Czekamy na następną cześć :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Proszę nie kończ!!!!!!!! To ff to całe moje życie :'(... Co ja zrobię, jak skończysz!?

    OdpowiedzUsuń
  19. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń