sobota, 27 lutego 2016

Info

Żyję, wszystko ze mną okej, pamiętam o Was i wgl ;D
Sytuacja wygląda tak, że miałam bardzo ciężki tydzień i nie mam często nie mam czasu pisać. Dzisiaj zebrałam się i jestem w gdzieś około połowie ;P Także proszę Was o jeszcze troszeczkę cierpliwości bo rozdział pojawi się w przeciągu 1-3 dni ;D A może nawet dzisiaj ;P
Do następnego! ;)

poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział 66.

Tobias
Klaszczę w dłonie, wszystkie twarze kierują się na mnie. Czuję na sobie wzrok Kiry. Śmieje się pod nosem. Dokładnie wie co teraz będzie miało miejsce. Gdy Tris przy mnie nie ma, to właśnie z tą szesnastolatką często spędzam wolny czas. Jest w niej coś, co wydaje mi się znajome. I oboje szanujemy swoje życie.  Nie wypytujemy o nic. Każdy mówi to, co chce i co ma ochotę powiedzieć.
- Ustawcie się przed stołami. – Moi podopieczni bez dyskusji podchodzą do ław, a transfery patrzą na mnie pytająco. Spoglądam na Tris opartą o ścianę. Spojrzenie, które teraz wbija w podłogę, jest w stanie zabić. Krztuszę się śmiechem. – Tak, transfery też. – Reszta nastolatków niepewnie zerkając na Tris, dołączają do reszty. Przesuwam wzrokiem po rzędach, rozłożonych na blatach stołów, noży. – A teraz, czeka was rzucanie nożami. Na ścianach narysowane są cele. Dobierzcie się w pary.
Wszyscy natychmiast się mieszają. Z ciekawością patrzę jak Kira bierze do swej pary Dante.
- Dobrze. Pod koniec dnia będziecie rzucać nożami w swojego kolegę z pary. Żeby nie było zbyt niebezpiecznie, celować będziecie w okolicach brzucha. Im bliżej ciała, tym więcej punktów. – zbieram się w sobie, żeby się nie uśmiechnąć na to, co zaraz powiem. Odchrząkuję. – Pokażę wam na przykładzie. Tris podejdź pod ścianę. – W końcu podnosi na mnie wzrok. Wręcz emanuje od niej gniew, nie ukrywam przed nią, że mi się taka podoba i uśmiecham się znacząco. Daję gwarancję, że przez sekundę się rumieni. Posłusznie maszeruje w wyznaczone miejsce, splata palce za plecami i ponownie wbija we mnie wzrok. Na sali panuje pełna napięcia cisza. – Dla jasności, będę celował w okolicach głowy.
- Już nie będziesz miał się z kim lizać w przerwach pomiędzy treningami. – rechocze Martinez. Zaciskam pięści, dziękując, że w obecnej chwili nie mam nic pod ręką.
- Lepiej schowaj się pod stół. Bo może mi się omsknąć i nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności trafię w twój łeb. – mówię i zaciskam zęby. Nowicjusze odsuwają się od chłopaka o dobry metr, a za mną słyszę prześmiewcze parsknięcie. Natychmiast odwracam się w stronę Tris, jej oczy błyszczą figlarnie. Szybkim, pewnym krokiem podchodzę do stołu i chwytam trzy noże. Podrzucam, przejeżdżam palcem po ostrzu.
- Oczy otwarte. – mówię, patrząc jej poważnie w oczy. Tris przestaje się uśmiechać. Mierzymy się spojrzeniami i nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego rzucam pierwszym nożem. Wbija się w ścianę dwa centymetry od szyi Tris. Nie drgnęła, chociaż nawet mnie przeszył dźwięk ostrza wbijanego w drewno. Chwytam następny, wypuszczam powietrze z płuc. Wzrok skupiam na jedynym punkcie, który teraz się dla mnie liczy. Nóż przecina powietrze, zatrzymuje się idealnie nad głową Tris. Marszczę brwi i obracając broń w ręku zastanawiam się, które ucho przeciąłem jej w trakcie inicjacji. Uśmiecham się do Tris i celuję w drugie. Szybki, celny rzut. Dostrzegam czerwoną kroplę, która pojawia się na jej uchu. Na twarzy Tris nie maluje się ani jedna oznaka bólu. Odwracam się do nowicjuszy i unoszę brwi.
- Łatwizna. – podnoszę następny nóż i podrzucam w górę.
- A jednak trafiłeś jej w ucho – odzywa się Emma
- Chciałem to zrobić – odpowiadam i zastanawiam się czy dobrze zrobiłem. Dziewczyna patrzy na mnie teraz jak na jakiegoś popaprańca. Kolejny raz podrzucam nóż ale on nie wraca już do mojej dłoni. Strzał z pistoletu, jaki został oddany, odbija się echem w sali. Wpatruję się w tępe narzędzie, które teraz leży na ziemi i posiada wgniecenie po kuli. Powoli odwracam głowę do tyłu.
- A tak się celnie strzela – warczy Tris, wsuwa broń z powrotem do kabury i mija mnie, przy okazji trącając ramieniem. Jej złość kładzie granice mojej wytrzymałości. Śmiech wyrywa mi się z gardła. Kira do mnie dołącza, ale milknie porażona spojrzeniem Tris.
- Do roboty. – mówię do zdezorientowanych nastolatków. Mijając mnie, Kira uderza mnie w bok.
- Co jest? – pytam nieco zirytowany. Nie lubię zbyt bliskich kontaktów z innymi osobami.
- Idź do niej. – odpowiada surowo. Patrzy na mnie ze ściągniętymi brwiami. – Poważnie.
Odchodzę od Kiry bez słowa. Czyżbym naprawdę, aż tak bardzo uraził Tris?
Odnajduję ją w pomieszczeniu naprzeciwko sali treningowej. Przyciska chusteczkę do ucha próbując zatamować krwawienie.
- Jesteś zła? – pytam nieco zdezorientowany.
- Dlaczego miałabym być? – odpowiada pytaniem. W jej głosie nie dostrzegam złośliwości. Jedynie nutkę ironii.
- Boli? – podchodzę bliżej i odciągam jej dłoń od ucha. Oczy Tris śledzą moją twarz. Staram się skupić na uchu. U góry jest lekko przecięte, ale nic po za tym. Rozluźniam ramiona. Wracam spojrzeniem do Tris. Nadal na mnie patrzy jednak teraz na jej twarzy gości lekki uśmiech. Przykładam rękę do jej policzka. – Jeśli Cię uraziłem, przepraszam.
- Musisz bardziej się postarać, jeśli chcesz mnie urazić. – wzdycha i siada na stole za nią. Odsuwam kartki papieru i rozrzucone plastikowe kubki i usadawiam się obok niej. Po chwili Tris opiera głowę na moim ramieniu.
- Chyba nie mam ochoty próbować – całuję ją w czubek głowy. Nie wiadomo, która strona wyszłaby z tego pojedynku cało.
- Myślisz, że się tam nie pozabijają? – pyta cicho i patrzy w stronę zamkniętych drzwi. Przez chwilę myślę o nowicjuszach.

- Są bezpieczni – odpowiadam równie cicho jak Tris.

Musicie się przygotować na dłuższą przerwę, ponieważ teraz pisanie mi zajmie trochę czasu xD.
Do następnego i dziękuję <3

sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 65.

Tobias
- Tris, wstawaj. – mówię znudzonym głosem. Od pół godziny próbuję zwlec ją z łóżka. Mamy dzisiaj w planach niespodziankę dla nowicjuszy.
- Minuta – Przeciąga samogłoski i wbija twarz w poduszkę. Minęło 14 dni nowicjatu, w końcu musiało się to stać. Zbuntowała się i nie ma zamiaru wyjść spod kołdry. Gdyby nie dziecko, w tej chwili pociągnąłbym za prześcieradło i zwalił ją na podłogę.
- W tej chwili – rozkazuję i podnoszę się na nogi. – Jeśli nie wstaniesz pójdę złożyć zażalenie do lidera frakcji.
- Śmiało, możesz zacząć prowadzić monolog. – Tris śmieje się w poduszkę i przekręca w moją stronę. Gdy tylko widzę nadarzającą się okazję, błyskawicznie łapię ją za ręce, które wystawiła nad głowę żeby się rozciągnąć i siłą sadzam ją na skraju łóżka.
- Sama dałabym radę. – mamrocze zdegustowana. Łapie mnie za szelki od spodni i ciągnie w dół. Nie mogąc pozwolić aby moje spodnie wylądowały u stóp, automatycznie kucam. Teraz znajduję się na wysokości jej twarzy. Cmoka mnie głośno w usta.
- To było dziwne. – stwierdzam zaskoczony.
- Chciałeś powiedzieć sprytne. – uśmiecha się poprawiając włosy.
- Może – pomagam doprowadzić jej fryzurę do porządku i wstaję przelotnie całując ją w czoło. – Koniec wygłupów. Dzisiaj zrobimy im podchody.
- Twój pierwszy raz? – pyta, przechodząc do części kuchennej.
- Dadzą sobie radę. – odpowiadam wymijająco. Nie muszę jej mówić, że nie wiem czy cała ta zabawa się uda.
- W takim razie… dobrze. – mówi, nie wiem dlaczego, rozbawiona.
- Co – nie akcentuję pytania.
- Masz 5 minut – Tris zajada się drożdżówką
- Najwyżej to będzie ich wina. Mogli nie przychodzić o tak wczesnej porze. – niewinnie wzruszam ramionami.
- Ja nie będę oszukiwać swoich nowicjuszy i mam zamiar zdążyć, dlatego albo zabierasz się ze mną, albo cię tutaj zostawiam. – zarzuca bluzę na ramiona i zaczyna iść w kierunku wyjścia.
- Przed chwilą nie chciałaś wyjść z łóżka. – burczę, wkładam do ust kawałek  bułki i truchtem dołączam do Tris.
                                                                                  ***
Tris wchodzi do małego pomieszczenia wielkości naszych starych sal lekcyjnych. Oprócz starego projektora oraz zatkniętego za pasek moich spodni pliku kartek nie ma tu nic. Podchodzi do mnie, a transfery dołączają do reszty pod ścianę. To zabawne jak Tris może się zmienić. Rano nie miała na nic ochoty. Oprócz żartów oczywiście. A teraz stoi tu poważna jakby ktoś umarł. Na jej biodrach wisi pas, z tyłu ma przyczepiony do niego nóż, z boku zwisa kabura z bronią w środku. Ta wersja Tris zawsze będzie mi się podobała. Włosy nieco zasłaniają jej twarz i zmuszam się aby trzymać ręce przy sobie.
- Dzisiaj się pobawimy. – informuję nowicjuszy. – Podchody, to jest to czym się dzisiaj zajmiemy.
Nastolatkowie patrzą na mnie wyczekująco, aż będę kontynuował.
- Po siedzibie rozstawione są podpowiedzi. Jest ich mało, więc bądźcie spostrzegawczy. Waszym celem jest zlokalizowanie 3 skrzynek. Następnie musicie odnaleźć nas. – Tris bardzo skąpo tłumaczy zasady. – Podzielcie się na grupy. Transfery na dwie i urodzeni tutaj też na dwie. Macie nauczyć się współpracy. Każda niesubordynacja będzie karana.
Podchodzę do nowicjuszy i każdemu rozdaję po jednej kartce.
- To mapy naszej siedziby. Znajdźcie coś do pisania i jeśli ktoś do nas dotrze, zaliczymy mu zadanie tylko wtedy gdy na kartce będą zaznaczone miejsca spoczynku skrzynek. – mówię.
- Zrozumiano? – pyta Tris, mierząc ich wzrokiem.
Rozlegają się pojedyncze pomruki, po chwili stoją przed nami grupy po sześć do ośmiu osób.
- Za dziesięć minut ktoś otworzy tą salę. To znak na rozpoczęcie zadania. Zapamiętajcie jedno. Praca zespołowa. – przypominam, otwieram drzwi i wychodzę za Tris. Przekręcam kluczyk w zamku i chowam go do spodni.
- Nikt im nie otworzy, prawda? – Tris patrzy na mnie karcąco, ale w kącikach ust czai jej się uśmieszek.
- To w tym schowku ktoś jest? – pytam udając zaskoczonego i również się uśmiecham.
- Trzy osoby mają zegarek na ręku, będą aż tak domyślni? – Tris ignoruje moje pytanie. Ruszamy ciemnym korytarzem do umówionego pomieszczenia.
- Gorzej dla nich jeśli nie – odpowiadam tylko  i splatam jej palce z moimi. Przyjemne iskierki przebiegają po mojej skórze. Po kilku minutach marszu wchodzimy do pokoju kontrolnego, Gus i Anderson jak zwykle siedzą rozwaleni na krzesłach, ale na nasz widok momentalnie się prostują. Tłumię uśmiech.
- Coś się dzieje? – Gus wstaje zaniepokojony. Podchodzę do niego i ściskam mu rękę. Już się przyzwyczaiłem.
- Nie, ale przejmujemy wartę – na moje słowa Anderson krztusi się kawą i szeroko uśmiecha do Gusa – Myślę, że zajmie nam to cały dzień. – kończę. Gdy widzę spojrzenie młodszego kolegi Gusa ledwo co zachowuję powagę. Jego spojrzenie jest mordercze i nie wiem co by się stało gdyby Gus się teraz odezwał.
- Okey – mówi i patrzy na Andersona zniesmaczony. Ten natychmiast się rozluźnia i uśmiecha
- To my już idziemy – młody mówi szybko i ciągnie Gusa za rękę. On chyba zrobi wszystko, żeby tylko urwać się z pracy. Chłopaki zamykają drzwi a ja obracam się i patrzę na Tris.
- Nie wiem co o tym sądzić – zaczyna – Oni…?
- Nie! – zaprzeczam, szeroko otwierając oczy – Gus ma dziewczynę! Co do Andersona pewny nie jestem. Ale on po prostu nie chce tu siedzieć. – Tris uśmiecha się zakłopotana.
- Chociaż, gdybym patrzył na to z innej perspektywy to faktycznie, stwierdziłbym to samo co ty. – stwierdzam. Zerkam na zegarek i unoszę brwi zdziwiony. – Już 15 minut minęło. Zobaczmy co się u nich dzieje. – siadam przed środkowym komputerem i umiejętnie wstukuję odpowiednią sekwencję. Czuję ręce Tris na moich ramionach. Głowa mi drga ale tylko uśmiecham się sam do siebie i kontynuuję pracę. Na każdym z komputerów pojawiają się obrazy z wszystkich pokojów.
- Tutaj – mówi Tris, która nagle pojawia się po mojej lewej stronie. Faktycznie, na monitorze pokazana jest komórka, w której zamknęliśmy nowicjuszy. – Już coś wyczuwają.
- Taak… - przeciągam samogłoski. – Nie wszyscy.
Połowa siedzi oparta o ścianę i widzę, że zamykają im się oczy. Dante i Brian gadają ze sobą stojąc pod drzwiami. Terry sprawdza zawiasy, a Kira ogląda każdy kąt w pomieszczeniu.
- Myśli, że gdzieś schowaliśmy klucz? – Tris parska śmiechem, a mnie zadziwia jej zachowanie. Obracam się na krześle w jej stronę. – Co? – patrzy na mnie zdezorientowana. Trzęsę głową i wracam do obserwacji.
- Patrz – mówię. Do Terrego dołączył Ryan i próbują podnieść drzwi, żeby wyskoczyły z zawiasów. Jednocześnie z Tris na siebie patrzymy i wybuchamy śmiechem. Obraliśmy tą samą taktykę gdy Christina zamknęła nas w pokoju w dniu naszego wesela. Kiedy widzę szczery uśmiech Tris, nie mogę się pohamować i chwytam ją za ręce, przyciągam do siebie i namiętnie całuję. Tris siada okrakiem na moich kolanach, jej dłonie wędrują po moim karku. Ten dotyk przenika mnie do szpiku kości. Wsuwam jej ręce pod bluzkę i mocniej do siebie przyciskam. Jej wargi są łapczywe, a ja staram się nadążyć i całować ją równie żarliwie. Jej chwyt na moich włosach słabnie, marszczę brwi i patrzę na nią do góry. Opiera swoje czoło o moje i szybko oddycha.
- To nic – mówię i całuję ją w policzek. Domyślam się, że Tris się zmęczyła. Staram się nie myśleć o dziecku, bo tylko się denerwuję. Cały czas mam wrażenie, że to nadal za wcześnie. Tris wtula twarz w moją szyję i poprawia się na moich kolanach. Po chwili podnosi głowę, opiera się skronią o mój policzek i patrzy w stronę ekranu.
- Nie ma ich – jej głos jest wyprany z uczuć, patrzy na mnie poważnie i kiwa głową w stronę monitorów. Delikatnie zsuwam ją z nóg i cofam nagranie.
- Ile my…? – zagaduję i uśmiecham się szyderczo.
- Przestań. – odpowiada i na jej twarz również wypływa szeroki uśmiech. Docieram do kluczowego momentu. Terremu i Ryanowi udało się ściągnąć drzwi z zawiasów, ale nadal ich nie otworzyli. Brian dokończył dzieła taranując drzwi barkiem.
- Sprytnie – komentuję i szukam transmisji na żywo.
- Podzielili się według swoich upodobań – Tris pokazuje palcem na poszczególne ekrany. Zamiast czterech grup, jest około 6 mniejszych i większych.
- Zobaczymy, jak dalej sobie poradzą. – z zaciekawieniem przyglądam się grupom.
- Obstawiamy? – Tris z powrotem usadawia się na moich kolanach, obejmuję ją w pasie i patrzę jej przez ramię.
- O co zakład? – przechodzę do sedna
- Jak wygram, robisz mi masaż przez tydzień. – Jej stawka mnie zaskakuje. – Ostatnio bolą mnie plecy – dodaje, naśmiewając się ze mnie.
- Dobrze… a jak przegrasz? – Tris nie odzywa się przez chwilę, a mi przychodzi do głowy idealny pomysł. – Rzucę w ciebie nożami przy nowicjuszach.
- Jeśli myślisz, że się ciebie boję, to grubo się mylisz. – prycha i stuka palcem w ekran.
- Brian, Terry, Ryan i Emma – decyduje Tris. Zaciskam wargi, bo to ja chciałem na nich postawić.
- Kira, Dante i Cat. – mówię. Raz się żyje.

- No to zaczynamy zabawę – podsumowuje Tris i zaczynamy śledzić naszych faworytów.


Noooooooooooo :D Jeszcze jeden gotowiec i lecę ze swoimi świeżymi :D 
Dzięki i do następnego :D

wtorek, 2 lutego 2016

Rozdział 64.

Tris
Po krótkim spotkaniu z Tobiasem wracam do treningu. Podchodzę do Terry’ego , który ćwiczy razem z Dante. Dostrzegam, że ich ramiona są zbyt spięte. Nie mają przez to wystarczającej swobody, potrzebnej do odparcia ataku. Staję przed nimi, zasłaniając im worek treningowy.
- Opuśćcie ręce. – Chłopaki z wahaniem zerkają na siebie i powoli spuszczają ręce. – Weźcie głęboki oddech i się rozluźnijcie.
- Ale…
- Róbcie to, co mówię. – przerywam Dantemu. Terry drapie się po ramieniu, potrząsa rękami i nogami, biorąc duży haust powietrza. – Dobrze. – chwalę obu. – Wasze ciało musi być sprężyste i gotowe na wszystko. Jeśli nadal będzie tak spinać wasze tyłki, to z miejsca przegracie pierwszą walkę.
- Dzięki. – odpowiada Dante i kiwa na mnie głową.
- Ćwiczcie dalej. – rzucam i idę dalej.
Cat trenuje sama na ostatnim worku. Hugh stoi obok niej i wyraźnie próbuje nawiązać rozmowę. Odzywa się we mnie niechęć. Ona jest dla niego za miła. Lepiej, żeby nie okazała się zbyt naiwna. Blair i Olivia ćwiczą na sobie. Gdy jedna uderza, druga się uchyla. Przechodzę obok nich.
- Tak trzymać. – posyłam lekki uśmiech w stronę dziewczyn. Olivia rozpromienia się. W tej chwili jest jej kolej do wysunięcia ciosu, ale widocznie moje słowa ją rozproszyły. Obraca się w stronę Blair i tak, jakby dostała zastrzyk energii, z impetem wbija pięść w twarz koleżanki, która nie zdążyła zrobić uniku. Rozlega się nieprzyjemny trzask łamanej kości. W pewnej chwili nawet zastanawiam się czy to nie pękła kostka Olivii, ma bardzo chude dłonie. Ale gdy zauważam strumień krwi wypływający spomiędzy palców Blair moje wątpliwości wyparowują. Wołam do Patricka, który znajduje się najbliżej drzwi, żeby przyniósł ręcznik. Chłopak natychmiast wylatuje z sali. Szybkim krokiem podchodzę do klęczącej przed Blair Olivii.
- Blair przepraszam, naprawdę, nie chciałam, musisz… - jej litania przeprosin nie ma końca.
- Liv uspokój się, nic mi nie jest. – mamrocze dziewczyna. Dante znikąd pojawia się obok mnie i podsuwa krwawiącej dziewczynie jakiś materiał. Dopiero gdy zaczyna już przesiąkać krwią, orientuję się, że to jego koszulka. Gdy dziewczyna zaczyna powoli dochodzić do siebie, wołam przyglądających się nam nowicjuszy.
- Wracać do ćwiczeń! – zerkam na rudowłosego chłopaka. – Dante biegnij po nowy T-shirt. – w odpowiedzi obdarza mnie miłym uśmiechem i powoli odchodzi.
- Idź na ławkę. Jak przejdzie to mnie zawołaj. – odzywam się do Blair.
- Nic mi nie jest. – zaprzecza blondynka. – Już przestało się lać. Widzisz? – odrywa ręcznik od nosa.
- Mhm. – mamroczę. Wytrzymała dziewczyna. – Tuż po lewej, po wyjściu z sali, masz umywalkę. Umyj się i wracaj do treningu.
- Wytłumacz tej idiotce, że nic mi nie jest. – Blair przewraca oczami na Olivie, która zmartwiona patrzy na nas ze swojego stanowiska do ćwiczeń.
- Idź już. – mówię. – Załatwię to.
Przesuwam ręką po włosach i podchodzę do Olivii. Jej wzrok podąża za koleżanką, która właśnie wyszła z sali.
- Nic jej nie jest. Ona bardziej martwi się o Ciebie niż o siebie. Zawsze tak panikujesz?
- Nie wiem. To znaczy… po prostu bardzo często zaliczam wpadki. – odpowiada, czerwieniejąc.
- Czyli chcesz powiedzieć, że nie pierwszy raz walnęłaś kogoś prosto w nos? – nie mogę powstrzymać uśmiechu wypełzającego mi na twarz.
- To już chyba piąty raz… - burczy pod nosem. Ale widzę, że też ma ochotę się śmiać.
- Wiesz, w walkach Ci się to przyda. Jednak na razie postaraj się powstrzymać te swoje zapędy, dobrze? – przyjaźnie szturcham ją w ramie. Dziewczyna potakuje, ale kolejny raz nerwowo spogląda w stronę wyjścia.
- Oh, Na Boga, no dobra, idź do niej…-  wzdycham. – Ale za 5 minut widzę was z powrotem. – z ust Olivii wydobywa się westchnienie ulgi i zanim się obracam, ona znika w przejściu.
Moją uwagę kolejny raz przykuwa Charlie. To chyba najbardziej roztrzepana osoba jaką kiedykolwiek widziałam. Tym razem za szeroko rozstawiła nogi. Zaczynam się zastanawiać, czy będzie to mądre posunięcie, jeśli pozwolę jej walczyć. Jej ręce latają na wszystkie strony. Współczuję workowi. Muszę to przerwać.
- Koniec! – krzyczę. – Wszyscy odchodzą od worków. Ustawcie się na linii – polecam i odchodzę w tył do białej tablicy. – Wiecie co to jest?
Słyszę jedynie uspakajające się oddechy.
- To tablica na której będziecie oceniani. Może ktoś słyszał, dawniej Ci najsłabsi odpadali. Teraz raczej nie będzie takiej zasady.
- Raczej? – Terry patrzy na mnie niespokojnie.
- Ci najlepsi dostają najlepszą robotę. Z kolei najsłabszym trafiają się te najmniej ciekawe zajęcia. A o niektórych nie chciałbyś słyszeć. Jutro ja i Cztery przedstawimy Wam początkowe statystyki. Więc lepiej się starajcie. Jutro także odbędą się Wasze pierwsze walki. Teraz – przyglądam się grupie – Idziemy pobiegać.
                                                                               ***
- I wtedy Kate złapała za rękę to dziecko i… - Wyciągam rękę do Christiny. Posłusznie milknie i od razu przybiera postawę do działania. Właśnie przerwałam jej raport z całego dnia spędzonego na patrolowaniu ulic. Historia była ciekawa, ale nie tak jak to co przed chwilą mignęło mi przed oczami. Czarne włosy, smukła, wysoka sylwetka i ta swoboda ruchu. Kira nie jest taka pewna siebie i z pewnością nie miałaby powodu przychodzić pod nasz apartament o dziesiątej wieczorem.
- Kto to do cho…? – ponownie zatykam usta Christiny. Przyjaciółka ściąga moją dłoń z ust. – Mam pomysł – szepcze – Przejdę się tam, niby mimochodem, zobaczę kto to jest. Zaraz jestem z powrotem.
Kiwam głową i ponownie przyglądam się postaci. Po raz kolejny puka do drzwi. To nie może być ktoś znajomy. Każdy z nich wie, że do Tobiasa ot tak o tej porze się nie przychodzi. Christina mija dziewczynę. Po upływie minuty znowu stoi za mną.
- Kojarzysz Victorię? – pyta lekko zdyszana.
- Tak. -  moje przypuszczenia się sprawdziły. – Tylko co ona chce od Cztery?
- Kto ją tam wie. – Christina wzrusza ramionami. – Moment, dlaczego tu stoimy i po prostu jej nie spytamy?
Tym pytaniem wytrąca mnie z równowagi.
- Po prostu poczekajmy co zrobi, ok?
- Daniel na mnie czeka, miałam Cię odprowadzić a stoimy tu już jakieś dziesięć minut. Coś dla mnie przygotował. – Ostatnie słowa Christiny są przesycone podekscytowaniem.
- Myślisz, że to już? – pytam i kolejny raz wychylam głowę aby spojrzeć na dziewczynę. Patrzę z powrotem na moją towarzyszkę. – Znalazłaś gdzieś pierścionek?
- No nie, ale kto go tam wie. On jest inny. – unosi brwi, uśmiechając się chytrze. Tłumię śmiech. Odwracam się i ją przytulam. – Do zobaczenia jutro.
- Pa – żegnam się. Słyszę skrzypienie drzwi. Christina ma racje, po co ja właściwie tu stoję? To moje mieszkanie. Wychodzę zza rogu i pewnym krokiem kieruję się do uchylonych drzwi mieszkania w których stoi już Tobias. Victoria patrzy na niego z uśmiechem. Oblewa mnie rumieniec gdy widzę jego linię bioder ponad zsuwającym się ręcznikiem. Dziewczyna nic sobie z tego nie robi. Bez słowa przechodzę obok niej i staję za Tobiasem. On natychmiast obejmuje mnie w talii.
- Czego chcesz?- rzuca oschle do dziewczyny. Ona mierzy mnie badawczym wzrokiem, po czym z kpiącym uśmieszkiem odpowiada;
- Spytać się o której jutro trening. – jej ton głosu jest dziwny. Marszczę brwi.
- O dziewiątej zbieramy się pod siatką. Wychodzimy w teren. Mówiłem wam o tym. Na następny raz radzę słuchać, nie będę powtarzać. – kontrast między ich nastawieniem razi w oczy. Tobias najwyraźniej niezbyt ją lubi. Ona zachowuje się… w sumie nie wiem jak to nazwać. – Jeszcze coś?
- Nie. – odpowiada słodkim głosikiem. Jeszcze raz na mnie patrzy i odchodzi bez słowa. Tobias prycha i zatrzaskuje drzwi.
- To było… - zaczynam
- Dziwne, wiem. Ta dziewczyna jest niepokojąca. I sprytna. – kończy. Ściąga ręcznik i zakłada spodnie. Odwracam wzrok.
- Wpadłam na pewien pomysł. – mówię wchodząc do łazienki.
- Rozpiera mnie ciekawość – słyszę jak rozkłada się na kanapie.
- Co ty na to abyśmy urządzili jakąś konkurencję? Transfery na urodzonych w Nieustraszoności? – wołam podczas gdy puszczam wodę pod prysznicem. Nie otrzymuję odpowiedzi. Postanawiam skończyć kąpiel i dopiero podjąć rozmowę.
Po kilkunastu minutach wchodzę do salonu. Tobias czyta gazetę. Siadam mu w nogach i pociągam łyk wody z butelki.
- Niezłe – nagła odpowiedź Tobiasa mnie zaskakuje. Gazetę ma już opuszczoną na kolana i teraz patrzy na mnie.
- Tylko trzeba wymyślić coś konkretnego. Pewne dyscypliny, wiesz, coś dla każdego.
- Każdy ma być przygotowany na wszystko. – mruga do mnie. – Ale coś wymyślimy.
Po upływie dziesięciu minut spędzonych na rozmowie o naszym dniu, nagle sobie coś przypominam.
- Wstawaj, Shauna i Zeke już czekają - mówię patrząc na zegarek. Tobias jęczy w odpowiedzi.
- Dlaczego, akurat gdy jestem zmęczony oni wymyślają sobie jakieś idiotyczne imprezy?
- Będziesz miał okazję ich zapytać. – Wyciągam do niego rękę. Chwyta ją, ale tylko symbolicznie. Nie ma opcji bym zdołała go podnieść. Wstając całuje mnie w policzek. Zatrzymuję go i chwytam za podkoszulek. Mocno go całuję. – To ma być zabawa. Nie chodzi o to, żebyś zanudził się na śmierć i marudził.

- Wiem. – Oddaje mi pocałunek. – Tylko się droczę. – uśmiecha się lekko, chwyta za rękę i prowadzi za drzwi. 



Ok, mam lekki pomysł na ciąg dalszy :D Do następnego! <3