Tris
Po krótkim spotkaniu z Tobiasem wracam do treningu. Podchodzę
do Terry’ego , który ćwiczy razem z Dante. Dostrzegam, że ich ramiona są zbyt
spięte. Nie mają przez to wystarczającej swobody, potrzebnej do odparcia ataku.
Staję przed nimi, zasłaniając im worek treningowy.
- Opuśćcie ręce. – Chłopaki z wahaniem zerkają na siebie i
powoli spuszczają ręce. – Weźcie głęboki oddech i się rozluźnijcie.
- Ale…
- Róbcie to, co mówię. – przerywam Dantemu. Terry drapie się
po ramieniu, potrząsa rękami i nogami, biorąc duży haust powietrza. – Dobrze. –
chwalę obu. – Wasze ciało musi być sprężyste i gotowe na wszystko. Jeśli nadal
będzie tak spinać wasze tyłki, to z miejsca przegracie pierwszą walkę.
- Dzięki. – odpowiada Dante i kiwa na mnie głową.
- Ćwiczcie dalej. – rzucam i idę dalej.
Cat trenuje sama na ostatnim worku. Hugh stoi obok niej i
wyraźnie próbuje nawiązać rozmowę. Odzywa się we mnie niechęć. Ona jest dla
niego za miła. Lepiej, żeby nie okazała się zbyt naiwna. Blair i Olivia ćwiczą
na sobie. Gdy jedna uderza, druga się uchyla. Przechodzę obok nich.
- Tak trzymać. – posyłam lekki uśmiech w stronę dziewczyn.
Olivia rozpromienia się. W tej chwili jest jej kolej do wysunięcia ciosu, ale
widocznie moje słowa ją rozproszyły. Obraca się w stronę Blair i tak, jakby
dostała zastrzyk energii, z impetem wbija pięść w twarz koleżanki, która nie
zdążyła zrobić uniku. Rozlega się nieprzyjemny trzask łamanej kości. W pewnej
chwili nawet zastanawiam się czy to nie pękła kostka Olivii, ma bardzo chude
dłonie. Ale gdy zauważam strumień krwi wypływający spomiędzy palców Blair moje
wątpliwości wyparowują. Wołam do Patricka, który znajduje się najbliżej drzwi,
żeby przyniósł ręcznik. Chłopak natychmiast wylatuje z sali. Szybkim krokiem
podchodzę do klęczącej przed Blair Olivii.
- Blair przepraszam, naprawdę, nie chciałam, musisz… - jej
litania przeprosin nie ma końca.
- Liv uspokój się, nic mi nie jest. – mamrocze dziewczyna.
Dante znikąd pojawia się obok mnie i podsuwa krwawiącej dziewczynie jakiś
materiał. Dopiero gdy zaczyna już przesiąkać krwią, orientuję się, że to jego
koszulka. Gdy dziewczyna zaczyna powoli dochodzić do siebie, wołam
przyglądających się nam nowicjuszy.
- Wracać do ćwiczeń! – zerkam na rudowłosego chłopaka. –
Dante biegnij po nowy T-shirt. – w odpowiedzi obdarza mnie miłym uśmiechem i
powoli odchodzi.
- Idź na ławkę. Jak przejdzie to mnie zawołaj. – odzywam się
do Blair.
- Nic mi nie jest. – zaprzecza blondynka. – Już przestało
się lać. Widzisz? – odrywa ręcznik od nosa.
- Mhm. – mamroczę. Wytrzymała dziewczyna. – Tuż po lewej, po
wyjściu z sali, masz umywalkę. Umyj się i wracaj do treningu.
- Wytłumacz tej idiotce, że nic mi nie jest. – Blair
przewraca oczami na Olivie, która zmartwiona patrzy na nas ze swojego stanowiska
do ćwiczeń.
- Idź już. – mówię. – Załatwię to.
Przesuwam ręką po włosach i podchodzę do Olivii. Jej wzrok
podąża za koleżanką, która właśnie wyszła z sali.
- Nic jej nie jest. Ona bardziej martwi się o Ciebie niż o
siebie. Zawsze tak panikujesz?
- Nie wiem. To znaczy… po prostu bardzo często zaliczam
wpadki. – odpowiada, czerwieniejąc.
- Czyli chcesz powiedzieć, że nie pierwszy raz walnęłaś
kogoś prosto w nos? – nie mogę powstrzymać uśmiechu wypełzającego mi na twarz.
- To już chyba piąty raz… - burczy pod nosem. Ale widzę, że
też ma ochotę się śmiać.
- Wiesz, w walkach Ci się to przyda. Jednak na razie
postaraj się powstrzymać te swoje zapędy, dobrze? – przyjaźnie szturcham ją w
ramie. Dziewczyna potakuje, ale kolejny raz nerwowo spogląda w stronę wyjścia.
- Oh, Na Boga, no dobra, idź do niej…- wzdycham. – Ale za 5 minut widzę was z
powrotem. – z ust Olivii wydobywa się westchnienie ulgi i zanim się obracam,
ona znika w przejściu.
Moją uwagę kolejny raz przykuwa Charlie. To chyba
najbardziej roztrzepana osoba jaką kiedykolwiek widziałam. Tym razem za szeroko
rozstawiła nogi. Zaczynam się zastanawiać, czy będzie to mądre posunięcie,
jeśli pozwolę jej walczyć. Jej ręce latają na wszystkie strony. Współczuję
workowi. Muszę to przerwać.
- Koniec! – krzyczę. – Wszyscy odchodzą od worków. Ustawcie
się na linii – polecam i odchodzę w tył do białej tablicy. – Wiecie co to jest?
Słyszę jedynie uspakajające się oddechy.
- To tablica na której będziecie oceniani. Może ktoś
słyszał, dawniej Ci najsłabsi odpadali. Teraz raczej nie będzie takiej zasady.
- Raczej? – Terry patrzy na mnie niespokojnie.
- Ci najlepsi dostają najlepszą robotę. Z kolei najsłabszym trafiają
się te najmniej ciekawe zajęcia. A o niektórych nie chciałbyś słyszeć. Jutro ja
i Cztery przedstawimy Wam początkowe statystyki. Więc lepiej się starajcie.
Jutro także odbędą się Wasze pierwsze walki. Teraz – przyglądam się grupie –
Idziemy pobiegać.
***
- I wtedy Kate złapała za rękę to dziecko i… - Wyciągam rękę
do Christiny. Posłusznie milknie i od razu przybiera postawę do działania.
Właśnie przerwałam jej raport z całego dnia spędzonego na patrolowaniu ulic.
Historia była ciekawa, ale nie tak jak to co przed chwilą mignęło mi przed
oczami. Czarne włosy, smukła, wysoka sylwetka i ta swoboda ruchu. Kira nie jest
taka pewna siebie i z pewnością nie miałaby powodu przychodzić pod nasz
apartament o dziesiątej wieczorem.
- Kto to do cho…? – ponownie zatykam usta Christiny.
Przyjaciółka ściąga moją dłoń z ust. – Mam pomysł – szepcze – Przejdę się tam,
niby mimochodem, zobaczę kto to jest. Zaraz jestem z powrotem.
Kiwam głową i ponownie przyglądam się postaci. Po raz
kolejny puka do drzwi. To nie może być ktoś znajomy. Każdy z nich wie, że do
Tobiasa ot tak o tej porze się nie przychodzi. Christina mija dziewczynę. Po
upływie minuty znowu stoi za mną.
- Kojarzysz Victorię? – pyta lekko zdyszana.
- Tak. - moje
przypuszczenia się sprawdziły. – Tylko co ona chce od Cztery?
- Kto ją tam wie. – Christina wzrusza ramionami. – Moment,
dlaczego tu stoimy i po prostu jej nie spytamy?
Tym pytaniem wytrąca mnie z równowagi.
- Po prostu poczekajmy co zrobi, ok?
- Daniel na mnie czeka, miałam Cię odprowadzić a stoimy tu
już jakieś dziesięć minut. Coś dla mnie przygotował. – Ostatnie słowa Christiny
są przesycone podekscytowaniem.
- Myślisz, że to już? – pytam i kolejny raz wychylam głowę
aby spojrzeć na dziewczynę. Patrzę z powrotem na moją towarzyszkę. – Znalazłaś
gdzieś pierścionek?
- No nie, ale kto go tam wie. On jest inny. – unosi brwi,
uśmiechając się chytrze. Tłumię śmiech. Odwracam się i ją przytulam. – Do
zobaczenia jutro.
- Pa – żegnam się. Słyszę skrzypienie drzwi. Christina ma
racje, po co ja właściwie tu stoję? To moje mieszkanie. Wychodzę zza rogu i
pewnym krokiem kieruję się do uchylonych drzwi mieszkania w których stoi już
Tobias. Victoria patrzy na niego z uśmiechem. Oblewa mnie rumieniec gdy widzę
jego linię bioder ponad zsuwającym się ręcznikiem. Dziewczyna nic sobie z tego
nie robi. Bez słowa przechodzę obok niej i staję za Tobiasem. On natychmiast
obejmuje mnie w talii.
- Czego chcesz?- rzuca oschle do dziewczyny. Ona mierzy mnie
badawczym wzrokiem, po czym z kpiącym uśmieszkiem odpowiada;
- Spytać się o której jutro trening. – jej ton głosu jest
dziwny. Marszczę brwi.
- O dziewiątej zbieramy się pod siatką. Wychodzimy w teren.
Mówiłem wam o tym. Na następny raz radzę słuchać, nie będę powtarzać. –
kontrast między ich nastawieniem razi w oczy. Tobias najwyraźniej niezbyt ją
lubi. Ona zachowuje się… w sumie nie wiem jak to nazwać. – Jeszcze coś?
- Nie. – odpowiada słodkim głosikiem. Jeszcze raz na mnie
patrzy i odchodzi bez słowa. Tobias prycha i zatrzaskuje drzwi.
- To było… - zaczynam
- Dziwne, wiem. Ta dziewczyna jest niepokojąca. I sprytna. –
kończy. Ściąga ręcznik i zakłada spodnie. Odwracam wzrok.
- Wpadłam na pewien pomysł. – mówię wchodząc do łazienki.
- Rozpiera mnie ciekawość – słyszę jak rozkłada się na
kanapie.
- Co ty na to abyśmy urządzili jakąś konkurencję? Transfery
na urodzonych w Nieustraszoności? – wołam podczas gdy puszczam wodę pod
prysznicem. Nie otrzymuję odpowiedzi. Postanawiam skończyć kąpiel i dopiero
podjąć rozmowę.
Po kilkunastu minutach wchodzę do salonu. Tobias czyta
gazetę. Siadam mu w nogach i pociągam łyk wody z butelki.
- Niezłe – nagła odpowiedź Tobiasa mnie zaskakuje. Gazetę ma
już opuszczoną na kolana i teraz patrzy na mnie.
- Tylko trzeba wymyślić coś konkretnego. Pewne dyscypliny,
wiesz, coś dla każdego.
- Każdy ma być przygotowany na wszystko. – mruga do mnie. –
Ale coś wymyślimy.
Po upływie dziesięciu minut spędzonych na rozmowie o naszym
dniu, nagle sobie coś przypominam.
- Wstawaj, Shauna i Zeke już czekają - mówię patrząc na
zegarek. Tobias jęczy w odpowiedzi.
- Dlaczego, akurat gdy jestem zmęczony oni wymyślają sobie
jakieś idiotyczne imprezy?
- Będziesz miał okazję ich zapytać. – Wyciągam do niego
rękę. Chwyta ją, ale tylko symbolicznie. Nie ma opcji bym zdołała go podnieść.
Wstając całuje mnie w policzek. Zatrzymuję go i chwytam za podkoszulek. Mocno
go całuję. – To ma być zabawa. Nie chodzi o to, żebyś zanudził się na śmierć i
marudził.
- Wiem. – Oddaje mi pocałunek. – Tylko się droczę. –
uśmiecha się lekko, chwyta za rękę i prowadzi za drzwi.
Ok, mam lekki pomysł na ciąg dalszy :D Do następnego! <3