środa, 6 stycznia 2016

Rozdział 49.

Tris
Ktoś stawia mnie na ziemi. Odzyskuję swobodę, ale trwa to tylko ułamek sekundy. Gdy tylko moje stopy dotykają podłogi czuję jak coś ciągnie moje ręce do tyłu i odruchowo, chcąc uniknąć bólu, pochylam się do przodu. Zawiązują mi oczy.
- Mogę wiedzieć co wy wyprawiacie? – pytam, siląc się na spokojny ton. Za chwilę stracę nerwy i ich wszystkich wybije. Co do jednego.
- Cicho tam. – znajomy głos i towarzyszące temu bolesne kopnięcie w kolano.
- Christina uważaj sobie! Nie jestem w nastroju. Macie mnie natychmiast puścić! – warczę i zaciskam szczęki. Za sekundę wybuchnę.
- Nie puszczę Cię nawet na moment, a co do twojej ucieczki… próbuj. – słyszę jak się śmieje. Krzyczę z wściekłości. Z całej siły wyszarpuję prawą rękę z jej uścisku jednocześnie się obracając i piętą kopię w bok Christiny. Z jej ust wydobywa się zduszony jęk, puszcza moją drugą rękę. Niech się lepiej cieszy, że nie dostała w twarz.
- Spróbowałam. – patrzę na nią zimnym wzrokiem, zakładam ręce na piersi. – Co ty kombinujesz? Aż tak nie chcesz doprowadzić do tego ślubu?
- Właśnie, że chcę. Tak bardzo tego chcę, że jestem zmuszona zrobić to. – wypowiadając te słowa, kiwa głową do osoby za moimi plecami. Patrzę na nią nic nie rozumiejąc, jestem w stanie zauważyć tylko jej uniesiony kącik ust, zanim ktoś zakłada mi worek na głowę.
- Nienawidzę Cie, Chris. 
- Pewnie. – prycha i zaczyna mnie prowadzić do przodu.

Tobias
Ktoś wreszcie zdejmuje mi przepaskę z oczu. Biorę głęboki oddech i chłonę widok przed moimi oczami. Jestem w jakiejś małej komórce.
- Zeke wyjaśnisz mi o co tu chodzi? – pytam zaciskając zęby, mam wrażenie, że słyszę jak zgrzytają.
- Jak to o co? O wasz ślub.
- I naprawdę myślisz, że tak wygląda ślub? Ach, no pewnie. Bo ty miałeś normalny ślub, a to oznacza, że swojemu najlepszemu kumplowi musisz go spieprzyć.
- To będzie najlepszy ślub w historii Nieustraszonych. I innych… ale mniejsza o to. Gwarantuję Ci, że to was zwali z nóg. – słyszałem jego niedokończone zdanie.
- Co masz na myśli poprzez: „I innych…”?
- Możliwe, że Christina zaprosiła inne frakcje? – w jego głosie słychać strach. Nie mogę oddychać.
- CO ZROBIŁA?! – wyrywam się z krzesła i rozrywam sznur, który wiązał moje ręce. Zeke wycofuje się pod ścianę. Czuję na ramieniu kogoś rękę.
- Uspokój się Cztery. To naprawdę będzie fajna impreza. – Amar próbuje doprowadzić mnie do porządku. Co w ogóle oni sobie wyobrażają?!
- Czy wy nas nie znacie?! Przecież to jasne, że nie chcieliśmy niczego wielkiego. 
- Już za późno. Wszystko przygotowane. – tłumaczy Zeke, a potem jakby nigdy nic kontynuuje - A więc, wracając do tematu. Twój garnitur.
- Mój co? – kręci mi się w głowie.
- Garnitur. – Zeke patrzy na mnie jakbym spadł z księżyca.
- Błagam, powiedz chociaż, że jest czarny.
- Oczywiście, że jest! Jesteś Nieustraszony. Na dodatek lider. A jakby tego było mało, odegrałeś główną rolę w uratowaniu naszego społeczeństwa. – wszystko układa mi się w jedną całość.
- Zeke czy ty do reszty zwariowałeś? Urządziliście to wszystko – kręcę w powietrzu palcem. – bo jesteśmy jakimiś „bohaterami”?
- Może ty tak nie uważasz, ale my tak. – wtrąca się młody chłopak, którego nie znam. Podnosi głowę niepewny, czy może się do mnie odzywać. Co za głupota. – Dzięki tobie i Tris, możemy normalnie żyć. Kto wie co by było gdyby Jeanine i Agencja zostali przy władzy.
- A dajcie wy mi wszyscy święty spokój. – zakładam ręce na głowę i opadam czołem na biurko.
- Damy Ci go, nawet bardzo dużo, ale dopiero po ślubie. Razem z Tris będziecie mieli mnóstwo czasu aby świętować. – Zeke szczerzy się do mnie jak ostatni idiota.
- Dobra, skoro i tak to wszystko dojdzie do skutku, to chociaż powiedzcie mi kto tutaj ze mną jest.
- Ten młody chłopczyna, który przed chwilą tak bardzo Cię wychwalał to Connor. Ja jestem Zeke, to jest Amar, a tam stoi Daniel. – pokazuje palcem drugi koniec pokoju. Kiwam głową do chłopaka Christiny. – Jest tutaj jeszcze Kenny i Aaron. – wskazuje ręką dwóch chłopaków pod szafą, w której jest zapewne mój garnitur.
- Zacznijmy, bo zaraz was tu wszystkich powystrzelam. – na te słowa Zeke kładzie mi ręce na ramionach i się śmieje.
- Za bardzo mnie kochasz żeby to zrobić. – podnoszę głowę i spoglądam na lustro przede mną. Włosy mam trochę dłuższe niż u Altruisty i chyba je takie zostawię. Tris mówiła, że się jej podobają. Muszę tylko ogolić brodę.
- Dajcie mi maszynkę. – mówię pod nosem i do moich rąk od razu wpada golarka. Parę płynnych ruchów i jestem gładki.
- Wstawaj, teraz najlepsze. – Daniel uśmiecha się z kąta pokoju.
- Ty lepiej przekaż swojej Christinie, że razem z Tris się wam odwdzięczymy. – wypalam. Zeke chwyta mnie za ramię i obraca w stronę szafy. Biorę głęboki oddech i kiwam głową. Zeke pstryka palcami do chłopaków przy drzwiczkach, a oni je otwierają. Czarna koszula, coś na wzór eleganckich koszul Erudytów, tylko że w tym przypadku ma kolor naszej frakcji. Czarna marynarka – ładna. Proste, schludne, czarne spodnie. Na dole szafy stoją czarne błyszczące buty. Zamykam oczy. Da się przeżyć. 
- Nie jest tak źle, co nie? – Amar klepie mnie po plecach. Zdobywam się nawet na lekki uśmiech. Po paru minutach jestem ubrany. Rozpinam jeden guzik pod szyją, a marynarkę zostawiam na luzie, nie chcę wyglądać jak sztywniak. Chłopaki układają mi włosy. Pierwszy raz doświadczam czegoś takiego. Zwykle nie musiałem tego robić, były na to za krótkie. Teraz mam je postawione na bok. Nie są przylizane, tylko postrzępione za pomocą jednego ruchu ręki. Wkładam ręce do kieszeni spodni i patrzę w lustro.
- Wyglądasz jak prawdziwy lider Nieustraszonych. I mąż liderki Nieustraszonych. – przy ostatnim zdaniu wszyscy w pokoju się śmieją.
- Dobra, chodźmy gdziekolwiek to wszystko jest organizowane i miejmy to już za sobą.
- Musimy zaczekać na pociąg. I wskoczyć do niego tak, abyś nie widział Tris. – Zeke robi się czerwony. O Boże, czyli dla niej też przygotowali strój. Skoro rodzony Nieustraszony się zaczerwienił, to jak musi wyglądać ta sukienka?

Tris
Ciemność zastępuje ostry blask światła. Zasłaniam ręką oczy i próbuję dostrzec kto jest w pomieszczeniu. Shauna, Christina i trzy dziewczyny, które kojarzę tylko z widzenia. Christina musi zauważyć moje wahanie, więc od razu odpowiada.
- To jest Carrie, Faith i Sam. – dziewczyny machają do mnie, równocześnie się uśmiechając. Odchylam się na siedzeniu i zakładam ręce na piersi.
- Christina, czy wyjaśnisz co tutaj jest grane?
- Wesele. Twoje. Już zapomniałaś?
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. Poważnie, przecież mnie znasz. Nie lubię takiej farsy.
- Będziesz musiała polubić. – potem burczy coś pod nosem.
- Co powiedziałaś? – przekrzywiam głowę i podchodzę do niej. Już zapomniałam, że jest wyższa ode mnie o połowę głowy.
- Będziesz musiała polubić, ponieważ to odbędzie się na oczach wszystkich frakcji. – zamieram. Krew odpływa mi z twarzy i opieram się o stół za mną.
- Coś ty powiedziała? – szepczę do blatu stołu.
- Nie przesłyszałaś się. Tris, zrozum, to musi być wielkie wydarzenie. No bo w końcu to ślub dwójki, która nas uratowała! – odwracam się i patrzę niedowierzając.
- Christina! Zastanów się co ty powiedziałaś! Ja nikogo nie uratowałam! Najwyżej doprowadziłam do śmierci dziesiątek ludzi, w tym moich rodziców! – lekko się krztuszę - Ja nie chcę być żadną wielką postacią! – kładę rękę na czole. – Christina co ty zrobiłaś… – szepczę sama do siebie.
- Tris nie mamy już wyboru, za 15 minut pociąg będzie przejeżdżał, a my musimy do niego wsiąść. Więc się uspokój, bo muszę cię ubrać.
- Jeszcze mi powiedz, że masz dla mnie sukienkę. – Christina posyła mi przepraszający uśmiech.
- Czarną. Śliczną? – mówi przepraszającym tonem. Teraz nagle zrobiło się jej żal? – Dobra po prostu ją pokażcie.
- Tris, ona jest naprawdę piękna. – mówiąc to Shauna wyciąga zza pleców futerał. Rozsuwam zamek i wyciągam moją „kreację”. To co teraz widzę, przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. Krótka, sięgająca do kolan, czarna sukienka. U góry przylegająca do ciała na dole rozchodząca się dwiema warstwami materiału. Bez rękawów, przepasana czarnym paskiem. Zakrywam dłonią usta.
Ona jest piękna.
- Kto to uszył? – szepczę przesuwając palcami po delikatnym materiale.
- Ja. – dziewczyna w kącie o imieniu Faith podnosi rękę i szeroko się uśmiecha. – Podoba się? – patrzę na nią przez chwilę, a potem podbiegam i mocno ściskam.
- Dziękuję, jest cudowna. – dziewczyna odwzajemnia uśmiech, a gdy się od niej odsuwam, wycieram dłonią oczy.
- Skoro Ci się podoba, to szybko ja ubieraj. Mamy dziesięć minut. Włosy zostawimy Ci rozpuszczone, a tutaj masz szpilki. – w rękach Christiny nagle pojawia się para czarnych, błyszczących obcasów.
- Ja nie jestem pewna czy przejdę w tym parę metrów. – patrzę na nią, przewracając oczami.
- Wiedziałam, że tak będzie. – wzdycha i wyciąga z pudełka drugą parę butów. Czarne tenisówki. Uśmiecham się. Tak lepiej. – Na miejscu z powrotem włożysz szpilki. – dodaje, a ja wzdycham z irytacją.
Po 5 minutach stoję gotowa do wyjścia, nie mogąc uwierzyć, że osoba przed lustrem to ja.
- Cztery nie może Cie zobaczyć, tak samo jak ty jego. Będziecie wskakiwać do przeciwległych wagonów. Żadnych sztuczek. – wskazuje na mnie palcem. Tobias. Ciekawe co dla niego przyszykowali. Przechodzi mnie przyjemny dreszcz na myśl o tym jak będzie wyglądał w czarnym smokingu.
- Będę grzeczna. – uśmiecham się i wychodzimy za drzwi.


Haha i jak? XD Takie zwariowane wesele xD No bo w końcu Nieustraszoność! XD Oni sami w sobie są wariatami <3 Dziękuję za wszystko i do następnego <3 

6 komentarzy:

  1. Świetne! Z niecierpliwością czekam na kolejne! 😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku nie byłam przekonana co do całej sytuacji, ale teraz jak najbardziej mi się podoba :) Kolejny pochłonięty przeze mnie rozdział i kolejne poczucie niedosytu :D Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  3. To chyba mój ulubiony rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam z wypiekami :) no i zobaczyć Czytery w garniturze bezcenne :)

    OdpowiedzUsuń