środa, 13 stycznia 2016

Rozdział 55.

Tobias
Delikatnie przesuwam palcami po policzku Tris. Śpi z głową na moim ramieniu, jej noga, podwinięta, spoczywa na moim biodrze. Wsłuchuję się w jej spokojny oddech, ma rozpuszczone włosy i teraz kosmyk opadł jej na usta. Odsuwam go palcami, przy okazji przesuwając nimi po jej dolnej wardze. Słońce jeszcze nie wzeszło. Nie mam zamiaru budzić Tris. W ustach czuję okropny, gorzki smak i strasznie mnie suszy. Za dużo wypiłem. Na dodatek, dochodzi do tego wczorajsza sytuacja, czuję do siebie wstręt z tego powodu. Tris ma rację, nie mogę patrzeć wstecz. Muszę skupić się na przyszłości, będziemy mieć dziecko, jutro przyjeżdżają nowicjusze. Gładzę dłonią jej plecy, zahaczam o tatuaże, docieram do lekko wypukłego brzucha. Zamykam oczy, ciekawe czy mógłbym teraz poczuć dziecko. Kolejne pytania powodują pojawianie się następnych. Chłopiec czy dziewczyna? Pod powiekami pojawia mi się obraz czarnowłosego bobasa dreptającego po korytarzach Nieustraszoności.
-Śpisz? – głos Tris wytrąca mnie z równowagi i drgam pod wpływem zaskoczenia.
- Nie. – mruczę i całuję ją we włosy. Wzdycha.
- Ciepło tutaj. – wygląda na zdezorientowaną. – rozgląda się i zauważa dodatkowy koc w naszych nogach.
- Przyniosłem drugi kiedy usnęłaś, inaczej byśmy tu zamarzli. – dotykam jej czoła i wygładzam zmarszczki, które się na nim pojawiły. – Nie musisz we wszystkim szukać czegoś podejrzanego.
- Przyzwyczaj się. – wzdycha. – Chcę Cię gdzieś zabrać.
- Dużego wyboru nie masz. Znam całe Chicago.
- Nie całe. – odpowiada tajemniczo. – To będzie taka podróż poślubna. Ludzie podobno kiedyś tak robili. Po ślubie, po prostu wyjeżdżali sobie na wakacje. – Ma rację. Braliśmy to na historii świata. Wydaje się jakby to było lata temu. Tyle się wydarzyło.
- Podróż… Zaciekawiłaś mnie. – unoszę głowę i na nią spoglądam. Tris wyciąga szyje i też na mnie patrzy.
- Będzie zabawnie. Zwłaszcza w naszych ubraniach.
- Nie mam nic przeciwko twojej sukience. – zakładam jej włosy za ucho. Przysiągłbym, że właśnie się zarumieniła. – Gdzie poszła reszta? – zdaję sobie sprawę, że nie pamiętam co się z nimi stało.
- Christina załatwiła nocleg u Prawych. – odpowiada i kładzie głowę na mojej klatce piersiowej.
- To dobrze. – opadam z powrotem na podłogę i wpatruję się w sufit.
- Co to za miejsce? – pyta po chwili.
- Muszę odpowiadać? – nie chcę znowu wpaść w przygnębienie.
- Nie musisz. – w jej odpowiedzi kryje się jednak prośba. Wzdycham.
- Przychodziłem tutaj, żeby odpocząć od Marcusa.
- Och. – to jej jedyna reakcja. Chyba wie, że lepiej nie drążyć tego tematu.
- Byłem tu w dniu Ceremonii Wyboru. Tutaj po raz pierwszy zwątpiłem w to, czy moja matka rzeczywiście jest martwa.
- Nie mów więcej, nie musisz. – przejeżdża palcami po płomieniach Nieustraszoności na moim boku. – Dlaczego wytatuowałeś je akurat w tym miejscu? Dość dziwne miejsce na tatuaż. Bolesne. – Przez dłuższą chwilę nie odpowiadam. Nie przejdzie mi to przez gardło. – Tutaj Cię bił. – słyszę jej zszokowany szept. Podziwiam ją, że się domyśliła, ale drażni mnie ten temat. Chwytam ją za rękę i odsuwam od mojego tatuażu.
- Przeszłość zostawiamy za sobą, pamiętasz? – gdy o tym wspominam, na jej usta wypełza uśmiech satysfakcji. Unosi się na łokciu i całuje mnie w policzek.
- Idziemy? – pyta cicho, ale robi dokładnie przeciwieństwo tego, co sama zamierzała. Rozciąga się, szeroko rozprostowując ręce i wydaje przy tym cichy, pełen zadowolenia jęk. Wtula twarz w moją szyję. Jej oddech owiewa mój kark, co powoduje przyjemny dreszcz, rozchodzący się wzdłuż mojego kręgosłupa. Całuje moją skórę pod szczęką, czuję rozkoszne mrowienie w brzuchu. Przesuwa usta w stronę moich ale powstrzymuję ją, odwracając głowę w przeciwną stronę. Unosi brew i spogląda na mnie pytająco.
- Wolisz się ze mną teraz nie całować. Uwierz mi. – patrzę na nią ze zmieszaniem. – Mam okropną zgagę. – Tris wybucha śmiechem i tylko cmoka mnie w usta.
- Więc, chodź i coś zjedzmy. Jak myślisz, Prawi pozwolą się u nich najeść?
- Byli na naszym weselu. Muszą się nam pozwolić. – uśmiecham się szeroko. Wstaję i podaję jej sukienkę, a sam zaczynam wkładać spodnie od garnituru. –Zdradzisz tajemnice gdzie chcesz mnie zabrać? – mówię, gdy zapinam ostatni guzik koszuli. Zabieram się za podwijanie rękawów, zaczyna się robić naprawdę gorąco.
- Nie. Musisz być cierpliwy. – odpowiada, zakładając trampki na nogi.
- Gotowa? – zarzucam sobie marynarkę na plecy i wyciągam rękę w stronę Tris. Rozgląda się po pomieszczeniu, kiwa głową i splata swoje palce z moimi. W przyjemnym milczeniu wychodzimy z opuszczonego budynku.
- Jak sądzisz, co teraz będą robić Altruiści? Nie mają w końcu kim się opiekować. Bezfrakcyjnych przez jakiś czas nie będzie. – myślę na głos.
- Wolałabym, żeby w ogóle ich nie było.
- To niemożliwe. Zawsze zdarzą się osoby, które nie zastosują się do systemu. – w roztargnieniu kopię kamyk. Turla się przed naszymi stopami, po czym wpada do studzienki w ulicy.
- Może każmy im wtedy przenieść się do Agencji?
- Zgodzą się?
- Nie będą mieli wyboru. – po prawej stronie rozbrzmiewa śpiew jakiegoś ptaka. Uśmiecham się.
- Władza już zaczęła Ci mieszać w głowie? – śmieję się.
- Bardzo zabawne. – słyszę w jej głosie nutkę rozbawienia. Docieramy do schodów siedziby Prawości.
- Powinniśmy wejść?
- Jestem głodny. – odpowiadam tylko i pcham dwuskrzydłowe drzwi. W środku panuje martwa cisza. – Prawość się leni.
- Nie narzekaj, najpierw popatrz na nas. – Tris wyprzedza mnie i zagląda w boczne korytarze. 
- My jesteśmy usprawiedliwieni. Wczoraj mieliśmy ślub.
- Nie jestem aż taka stara, żeby o tym nie pamiętać. – zerka na mnie kpiąco. – Tam coś się świeci. – wskazuje palcem na salę z boku.
- Może to stołówka. – zaczynamy iść w tamtą stronę, nasze kroki niosą się echem po pustych korytarzach. Wszystko wygląda tak jak wcześniej. Mijamy salę przesłuchań i mimowolnie zauważam jak Tris drga. Wchodzimy przez kolejne wrota i zatrzymujemy się przed rzędem pustych stołów. Wzruszam ramionami na Tris, która wydyma wargę. Nagle słyszę gwizd.
- Cześć, świntuchy. – głos Christiny dochodzi zza drzwi. Odchylam je i okazuje się, że ona i reszta siedzą pod oknem. W rękach trzymają szklanki z wodą. Wyglądają naprawdę podle.
- Aż tak wam dało w kość? – odzywa się Tris i podchodzi do stolika po butelkę wody. Nalewa sobie jej pełną szklankę i zaczyna powoli pić. Patrzę na nią z lekką urazą.
- Co? – rozgląda się na strony. – Rąk nie masz? – unosi brwi zdziwiona. Nie odzywam się, podchodzę do drugiego stołu i zabieram swój przydział wody.
- Uuuu… - buczy Elliot.
- Zamknij się. – rzucam i trącam go nogą, gdy obok niego przechodzę. Siadam na ziemi i zaczynam mówić. Muszę ich spytać o parę organizacyjnych rzeczy i uświadomić ich jakie będą ich obowiązki. Dziwnie jest rządzić. Trochę mnie to przerasta, nie lubię być w centrum uwagi.
- Jutro przyjeżdżają Nowicjusze. – upijam łyk wody. – Ja z Tris jesteśmy instruktorami. Lauren zgodziła się odstąpić od tego stanowiska. Powiedziała, że nauczy się robić tatuaże. – Zauważam, że Zeke i Christina spuszczają głowy. Tris tylko patrzy przez okno. – Musimy wyznaczyć osobę, która pójdzie przeprowadzać testy. Ktoś chętny? Wiecie na czym to polega. Dacie im płyn, wypiją, przejdą przez symulacje i po sprawie. Unoszę głowę. Na twarzy Kate maluje się niepewność.
- Słyszałam, że Amar chciał to robić. – Tris odpycha się rekami od parapetu, odwraca się w naszą stronę i opiera o niego tyłem.
- Wszyscy go akceptują? – w odpowiedzi kiwają głowami na znak zgody.
- Jutrzejszą Ceremonię przeprowadzi Johanna. – odzywa się Shauna. – Gadałam z nią o tym wczoraj.
- Dobrze. – słowa Tris brzmią mocno. Uśmiecham się pod nosem, miło że znowu jest taka jaka była.
- Czym zajmą się pozostali? – pyta Daniel.
- Ktoś musi pracować w pokoju kontrolnym. Będę to robił przez pewien czas gdy skończy się okres szkolenia, ale potem gdy urodzi się dziecko ktoś będzie musiał mnie zastąpić.
- Pokażcie mi na czym to polega, a z przyjemnością się tym zajmę. – Daniel odpowiada z wyczuwalną w jego głosie chęcią. 
- Ja też. – dopowiada Elliot.
- Świetnie. – kiwam głową. – Zeke?
- Pozostanę przy swoim zadaniu. – Nie mogę w to uwierzyć. Nie chciałbym przez większość dnia tkwić w jednym miejscu i obserwować obszarów za murami.
- Myślę, że na razie nie będzie potrzebne wyznaczać strażników do patrolowania ulic, ale za parę miesięcy, gdy wszystko się już ustabilizuje, będzie to konieczne.
- Z Shauną się tym zajmiemy. – Christina mruga porozumiewawczo do przyjaciółki, a ta uśmiecha się w odpowiedzi.
- Ja chcę pracować w kuchni. – mówi Kate. – Jest tam miejsce?
- Tak, sądzę że tak. – marszczę brwi. – Lubisz gotować?
- Gdy jeszcze byliśmy w Agencji gotowała najlepsze spaghetti jakie kiedykolwiek jadłem. – Daniel odzywa się rozmarzonym głosem. Elliot uśmiecha się, jemu też pewnie smakowało. Ciekawe jak jej idzie pieczenie ciast.
- A propo jedzenia. – mówi Tris. – Podają tu coś?
- Musicie iść na pierwsze piętro. Dadzą Wam jakieś bułki. Byłam tak głodna, że nie czułam nawet smaku. – Christina opiera głowę na ramieniu Daniela, wygląda jakby zaraz miała usnąć. – Gdzie nocowaliście? – Nagle się pobudza i świdruje mnie wzrokiem. Patrzę gdzieś w bok i odchrząkuję.
- My idziemy coś przekąsić, a potem wybieramy się na wycieczkę, wrócimy wczesnym wieczorem. – Tris przerywa kłopotliwą dla nas obu ciszę i odkłada szklankę na stół. Kiwa na mnie głową i wychodzi.
- Jak najszybciej powiadomcie Amara o jego dzisiejszym zadaniu. – Zeke kiwa głową i zaczyna się podnosić. Odwracam się i wychodzę za Tris. Czeka na mnie oparta o balustradę schodów.
- Niezły unik. – jestem jej wdzięczny za to, że uniknęliśmy obowiązku odpowiadania Christinie na jej pytanie. Podchodzę do niej bliżej i kładę rękę na biodrze.
- Dzięki. – lekki uśmiech rozjaśnia jej twarz. – Myślałam, że umierasz z głodu?
- No tak, - z niezadowoleniem się od niej odsuwam i ruszamy na pierwsze piętro. Od, na pozór miłej, staruszki dostajemy dwie bułki wielkości połowy bochenka jedna. Zjadam swoją w 5 minut, Tris nie jest mi dłużna i kończy swoją zaraz po mnie.
- Czas na podróż. – unosi jeden kącik ust.
- Najpierw coś ważniejszego. – mówię, a ona ściąga brwi. Przykładam jej rękę do policzka, pochylam się i lekko ją całuję. Tris nagle się pobudza i zarzuca mi ręce na szyje. Przygryza mi wargę i szepcze do ucha.
- Chodź. – nie wiem czy zdaje sobie z tego sprawę, ale jej głos jest bardzo zmysłowy.
- Szczerze, to obawiam się tego co wymyśliłaś. – odsuwam się i patrzę na nią nieśmiało.
- Nie bój się, ja też się z Tobą przejadę. – kręcę głową w zmieszaniu. O czym o na mówi? Tris śmieje się z mojej miny, przytula się do mnie i w końcu ruszamy w jej tajemniczą podróż.

6 komentarzy: