poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 60.

Tris
Szybkim krokiem zmierzamy w stronę siatki. Będę musiała się pilnować, gdy wszyscy będą teraz nazywać mnie Sześć. Wkładam rękę do kieszeni żeby ukryć jej drżenie.
- Hej, - Tobias nachyla się w moją stronę. – Nie denerwuj się, nie ma czym.
Przygryzam wargę i kiwam do niego głową. Gdy dochodzimy do siatki nie słychać jeszcze nadjeżdżającego pociągu. Nerwowo spoglądam w górę. Teraz to dopiero będę musiała wykazać się odwagą. Ręka Tobiasa dotyka mojego policzka. Spoglądam w jego stronę. Przez ogólny mrok, który tutaj panuje, wygląda naprawdę tajemniczo. Oczy ma teraz niemalże czarne. Strzepuję ręce i posyłam mu wymuszony uśmiech. Staję na palcach i cmokam go w usta.
- Do zobaczenia, Cztery. – rzucam i zaczynam wspinać się po schodach.
- Powodzenia, Sześć. – moja ksywka w jego ustach brzmi tak absurdalnie, że nie mogę powstrzymać śmiechu. Przyspieszam i przeskakuję co dwa schody na raz. Moje stopy uderzają o kratowane, żelazne schody a huk niesie się po całym pomieszczeniu. Nade mną pojawia się przebłysk światła. Robię jeszcze dwa kroki i stoję w pełnym słońcu południa. Rozglądam się po dachu, wiatr rozwiewa moje włosy i zakrywają mi one pole widzenia. Zaczynam żałować, że ich nie związałam. Podchodzę do krawędzi i patrzę w dół. Miałam nadzieję dojrzeć tam Tobiasa, ale widzę tylko czarną pustkę. Zacieram ręce i opieram się o murek. Tłumię parsknięcie gdy wyobrażam sobie jakby zareagował Cztery gdyby mnie teraz zobaczył. Jeśli podniosę teraz nogę to moje ciało przeważy się na drugą stronę. W parę sekund znalazłabym się w siatce. Wyciągam z kieszeni nóż. Zaczynam nim podrzucać i przy okazji wypatruję nadjeżdżającego pociągu. Zdenerwowanie stopniowo opuściło moje ciało. Myślę nad tym jak Christina poradziła sobie w nowej roli gdy nagle coś sobie uświadamiam. Zrywam się do góry, Christina nie wie o tym, że ustaliliśmy sobie z Tobiasem moje nowe imię. Będę musiała dorwać ją jako pierwsza, zanim się odezwie. Jak na zawołanie rozlega się znajome dudnienie wagonów na torach. Uśmiecham się, podekscytowanie ściska mój żołądek. W pierwszych drzwiach pociągu pojawia się sylwetka Christiny. Zauważa mnie i posyła mi szeroki uśmiech. Odwraca się w głąb wagonu i coś krzyczy. Robi krok do tyłu, rozpędza się i mocno wyskakuje do przodu. Koziołkuje na okruchach żwiru i staje na równe nogi. Szybko przywołuję ją do siebie, jednocześnie chłonąc widok nowicjuszy.
- Nie zwracaj się do mnie po imieniu. Cztery już o tym wie, na okres inicjacji mów do mnie Sześć. – szybko recytuję.
- Serio? Zabrakło Ci kreatywności? Co to za fetysz z tymi liczbami? Cztery Cię zaraził? – Christina patrzy na mnie kpiąco. Szturcham ją w ramię i z zafascynowaniem patrzę na zmierzających ku mnie szesnastolatków. Z transferów zauważam pięciu Prawych, trzech Erudytów, trzech Serdecznych. W tym roku żaden Altruista nie wybrał Nieustraszonych. Z powrotem opieram się o murek i krzyżuję nogi. 
- Witajcie w Nieustraszoności! – ogłaszam siląc się na jak najpoważniejszy ton. To tak czuł się Cztery gdy to do mnie mówił? – Jeśli tu dotarliście to znaczy, że zdaliście pierwszy test. Żeby nie przeciągać, wejście do naszej siedziby znajduje się za mną. – Nowicjusze wymieniają ze sobą nerwowe spojrzenia. Nieustraszeni, mimo że tutaj mieszkają nigdy tędy nie skakali. W pewnym sensie jest to sprawiedliwe. Wskakuję na murek za sobą i staję plecami do przepaści. Już wiem dlaczego poprzedni liderzy nie bali się tego robić. Przeżyliśmy takie sytuacje, że tego co teraz robię nie powinno się nawet z tym porównywać. – Kto pierwszy? – unoszę brwi. Jeszcze więcej szeptów.
- Wy chcecie się nas pozbyć? – niski głos rozlega się z głębi tłumu. Przechylam głowę w bok i dostrzegam korpulentnego Erudytę.
- Tylko jeśli ty tego chcesz. – mrugam do niego. Rozlegają się stłumione śmiechy. Widzę jak ktoś popycha chłopaka, jego twarz robi się szkarłatna. – Nie ma chętnych? – udaję szczerze zasmuconą. Kiwam głową na przyjaciółkę.
- Chris? – doskonale wie o co mi chodzi. W odpowiedzi ukazuje białe zęby w uśmiechu.
- Mięczaki. – woła do Nowicjuszy i bez oglądania się za siebie skacze w przepaść. Szkoda, że nie mogę zobaczyć miny Tobiasa gdy ją zobaczy.
- Nadal nie ma chętnego? – Niby to obojętnie oglądam nóż pod światło, przerzucam go do drugiej ręki o chowam do kieszeni. – No dobrze. – zakładam ręce na piersi i przesuwam po nich wzrokiem. Na twarzach niektórych czają się uśmieszki, ale druga połowa patrzy na mnie z niepokojem. – Do zobaczenia na dole. – mówiąc to zamykam oczy i przechylam się do tyłu. Ciężar ciała przeważa mną do tyłu i bezwładnie spadam w dół. W locie otwieram oczy i z ekscytacją patrzę na bezchmurne niebo. Niespodziewane uderzenie w siatkę wydusza ze mnie oddech. Odbijam się jeszcze dwa razy i w końcu nieruchomieję.
- Tris zostawiłaś ich tam samych?! – słyszę oskarżający ton Tobiasa.
- Daj spokój. – mówię i wyskakuję z siatki gdy ją uchyla. – To nie są małe dzieci.
- Ty ich zabijesz zanim skończy się okres inicjacji. – wzdycha.
- Christina, idź do góry i ich poobserwuj. – proszę ją, prycha w odpowiedzi i zaczyna biegnąć po schodach.
- Lepiej? – przewracam oczami.
- Trochę. – Tobias przysuwa się do mnie, ale nagle ciszę przeszywa krzyk. Jego głowa wędruje w górę. – Oho, pierwszy leci. Kogo obstawiasz? – Zakłada ręce na piersi i przybiera znaną mi postawę. Z jego osoby bije duma, oczy stały się surowsze, nie znoszące sprzeciwu.
- Transfer. – odpowiadam z nadzieją, że się nie mylę. Przygryzam wargę i ponownie zaczynam podrzucać nóż w ręce.
- Nieustraszony. – stwierdza gdy ubrana na czarno sylwetka wbija się w siatkę.
- Poprawka. To ona. – mówię cicho i uśmiecham się do niego tajemniczo. Tobias korzysta z szoku w jakim jest nowicjusz i szybko nachyla się w moją stronę.
- Przestań. Rozpraszasz mnie. – warczy ostrzegawczo. Momentalnie się prostuję. Znowu jest instruktorem. Musiał zauważyć zmianę, która we mnie nastąpiła ponieważ na jego czoło wystąpiły zmarszczki, pochyla się i ledwo wyczuwalnie całuje mnie w policzek. – Po prostu się skup. – kończy łagodnie. Odwraca się i szarpie siatkę w dół. Dziewczyna ma czarne włosy, jest chuda, ale widać, że ma mięśnie. Wyturluje się z lin i upada na podłogę. Głośno łapie powietrze mocno przy tym pokasłując. Tobias wyciąga do niej dłoń, ale nowicjuszka tylko spogląda na rękę i podnosi się o własnych siłach. Unoszę brwi, myślę że ją polubię.
- Jak masz na imię? – Cztery odzywa się zdystansowanym tonem.
- Kira. – odpowiedz jest szybka i zwięzła. Podejrzewam, że jeszcze mnie nie zauważyła. Stoję za nią oparta o balustradę schodów.
- Poczekaj tam na resztę. - odzywam się. Kira wzdryga się zaskoczona. Pokazuję jej palcem przeciwległą ścianę.
- Myślałam, że liderzy mają coś ciekawszego do roboty niż szkolenie nowicjuszy. – patrzy na nas podejrzliwie.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak ciekawie będzie potem. – odpowiadam i uśmiecham się do niej wyzywająco. Unoszę brew i kiwam głową w stronę ściany. Tłumię śmiech, myślę że to ja będę tym „dobrym” policjantem a Tobias… Tobias będzie sobą. Dziewczyna wkłada ręce do tylnich kieszeni, jeszcze raz na nas spogląda i z zamyśleniem rusza w stronę ściany. Tobias odchrząkuje i wracamy do swojego zadania. Do siatki po kolei wpadają nowe osoby. Erudyta, Serdeczna, Nieustraszony, kolejny Erudyta, Prawy i tak dalej. Każdemu polecamy zrobić to samo: stanąć pod ścianą i czekać. W końcu stoi przed nami 26 nastolatków. Wychodzę z cienia i nie przestając podrzucać nożem podchodzę do Tobiasa. Ściągam brwi gdy uświadamiam sobie, że to co robię z moją podręczną bronią mnie uspokaja.
- Witamy w Nieustraszoności. – głos instruktora niesie się echem po pomieszczeniu.
- Powtarzacie się. – z tłumu nowicjuszy wyrywa się kpiąca odpowiedź. Obracam nóż w dłoni. Zerkam kątem oka na Tobiasa. Kiwa głową. Uśmiecham się pod nosem. Moja ręka drga w powietrzu, nóż przecina powietrze ze świstem i wbija się w ścianę około 5 cm nad głową opryskliwego chłopaka. Na jego czole dostrzegam krople potu, reszta wlepia we mnie wzrok. Moja ofiara pochodzi z Prawości i ma na imię Terry.
- Kto powiedział, że możesz się odzywać? – mówię spokojnie. Przesuwam oczami po twarzach nowicjuszy. Niektórzy są lekko zdezorientowani, inni zdążyli się już opanować i starają się udawać odważnych. Czuję na sobie wzrok Tobiasa, nie patrzę na niego.
- Jestem Cztery. To jest Tris. – Spoglądam na niego niezrozumiale. Dlaczego nie użył pseudonimu, który ustaliliśmy? - Przez trzy tygodnie będziecie przechodzić Nowicjat. My będziemy Was trenować. – Tobias zaczyna przechadzać się przed transferami i resztą. – Urodzeni w Nieustraszoności idą ze mną. Transfery pójdą z Tris. Jakieś uwagi? Wyczerpałeś tematy Terry? – wpatruje się w Prawego, którego postraszyłam nożem. – Dobrze. Za godzinę widzimy wszystkich w Jamie. – Cztery przechodzi koło mnie i w taki sposób, żeby nikt nie widział muska dłonią moje plecy. Nawet nie zauważyłabym, że jestem spięta gdyby nie jego dotyk, za jego sprawą moje ciało się rozluźnia. Część Nowicjuszy podążyła za Cztery, transfery nadal stoją tam gdzie im kazaliśmy.
- Idziemy do waszej kwatery. – rzucam, i robię krok do przodu zanim się hamuję. Z powrotem obracam się w ich stronę i idę w stronę noża wbitego w ścianę. Tłum ustępuje mi z drogi. Wyrywam go mocnym szarpnięciem, na ziemie sypią się okruchy tynku. Podrzucam go w powietrzu i szybkim ruchem wkładam do tylnej kieszeni. Gdy idziemy słyszę ich szepty. Nawzajem wypytują się gdzie będą spać.
- Czemu nie będziemy mieszkać z tamtymi? – cienki głos odzywa się tuż przy moim uchu. Zaciskam pięści, żeby opanować zaskoczenie. Odwracam się lekko w jej stronę. Dziewczyna jest chuda, żółta koszula wisi na jej kościstych ramionach.
- Ponieważ wasze rankingi będą osobno. – ustaliliśmy z Cztery, że tak będzie lepiej. – Jak masz na imię?
- Cat. – kolejna cicha, niepewna odpowiedź. 
- Uważaj, nie pokazuj strachu. Inaczej inni Cię przytłoczą. Albo gorzej: zniszczą. – spoglądam na nią z powagą, kładę jej rękę na ramieniu i ściskam je na znak wsparcia. Ponownie wysuwam się na prowadzenie, zmierzam w stronę dawnego miejsca, w którym mieszkałam podczas Nowicjatu. Spoglądam w stronę swojej pryczy. Wszystko jest przygotowane. 
- Na łóżkach leżą wasze nowe ubrania. Przebierzcie się. Za godzinę chcę wszystkich widzieć w Jamie. Radzę się nie spóźnić.
- Gdzie to jest? – Prawy wlepia we mnie zdziwiony wzrok. Jeśli mnie pamięć nie myli to ma na imię Dante.
- Tego macie już się sami dowiedzieć. - unoszę kącik ust w lekkim uśmiechu. Odwracam się i pokonuję dwa stopnie schodów gdy na moje ramie spada czyjaś dłoń. Zamieram w bezruchu.
- Musisz nam powiedzieć. – niski głos, Greg, Erudyta odwraca mnie do siebie szarpnięciem. Uśmiech, który tkwi na jego twarzy mówi wszystko. Nie wierzy, że taka mała dziewczynka jak ja jest w stanie mu coś zrobić.
- Doprawdy? – unoszę brwi. Błyskawicznym ruchem pociągam go za rękę do przodu. Chłopak instynktownie wskakuje na schody, chwieje się na krańcu 3 schodka. Podkładam mu nogę na wysokości kostek i pcham do tyłu. Greg przetacza się po schodach z impetem ląduje na zimnym gruncie. Uderza głową o beton, z jego ust wyrywa się urwany krzyk. – Ostatnia szansa. – warczę i zatrzaskuję za sobą drzwi. Opieram się o nie, ręce jeszcze mi drżą od nagłego wysiłku. Biorę głębokie oddechy i odchylam głowę. W głębi czuję jednak cichą satysfakcje.
- Hej. – ciepły oddech owiewa moją twarz. Uśmiecham się nie otwierając oczu. Ręce Tobiasa przesuwają się po mojej talii i zatrzymują na biodrach.
- Nie wiem czy nie rozbiłam chłopakowi czaszki. – mówię i powoli przykładam usta do jego ust. Tobias delikatnie całuje moją dolną wargę.
- Mam iść sprawdzić? – odsuwa się i patrzy rozbawiony w moje oczy.
- Szarpnął mną. Niech się pomęczy. – robię skwaszoną minę. Oczy Tobiasa ciemnieją.
- Który to?
- Greg. Ten Erudyta.
- Zawsze się taki trafi. – Bierze mnie za rękę i powoli ruszamy w stronę jamy.
- U Ciebie spokój?
- Tak, fajna grupa.
Unoszę brwi.
- Przesłyszałam się?
- Nie. – marszczy czoło. – Myślałem, że już wiesz że nie jestem aż taki niemiły.
- Nas traktowałeś inaczej… - zaczynam.
- No właśnie. Traktowałem, - przerywa mi – ale skąd możecie wiedzieć co o was myślałem? – całuje mnie we włosy.
- Co dzisiaj z nimi zrobimy?
- Myślę, że po prostu pokażemy siedzibę…
- Moi mogą się trochę spóźnić. – mówię nieśmiało.
- Co zrobiłaś? – Tobias hamuje śmiech.
- Kazałam im znaleźć Jamę.
- I pewnie dlatego tego chłopaka boli głowa, nie mylę się prawda? – kręcę głową zaciskając wargi w powstrzymanym uśmiechu. – Mamy czas. – podsumowuje Tobias.
Dochodzimy do pustaków leżących przy jednej ze ścian. Jama jest w połowie pełna. Grupki Nieustraszonych stoją i prowadzą zaciekłe rozmowy, inni grają w karty, dzieci bawią się w berka. Tobias siada na jednym z nich. Usadawiam się obok niego. Opieram głowę o jego ramię. Wdycham jego zapach, zapach bezpieczeństwa.
- Czyli tak to teraz będzie wyglądać? – pytam cicho.
- Mam nadzieję. – opiera głowę o czubek mojej. – Naprawdę, bardzo bym tego chciał.
- Tak – splatam palce z jego. – Ja też.

Taki dłuższy rozdział :D Mam nadzieję że się spodobał :D Dziękuję za Waszą aktywność <3

8 komentarzy:

  1. Świetna cześć ,no po prostu jedna z najlepszych :) Cudowna była ta scenka :
    - Chyba rozbiłam chłopakowi czaszkę
    - Mam sprawdzić ?
    - Nie niech pocierpi , popychał mnie ...
    - KTÓRY TO ?!
    Lekko zazdrosny i zadziorny Tobias , właśnie takiego go lubię .
    Piszesz świetne opowiadania naprawdę :) Czekam na kolejną część
    / Niezgodna Kate

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam właśnie na ten moment ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział. Cały czas się do siebie uśmiecham jak przypominam sobie sceny.
    ZNAKOMITY!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Popieram swietny czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  5. Popieram swietny czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju!!! Wspaniały. Śmiałam się do siebie jak głupa w Metrze :D
    Cudny Cztery!!! Tris też bardzo fajnie opisałaś...

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny i bardzo lubie dluzsze rozdzialy ;)

    OdpowiedzUsuń