wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 5.

Tris
Budzę się czując na ustach wargi Tobiasa.
-Pobudka, Beatrice. – mruczy, przesuwam ręką po oczach i je otwieram.
-Beatrice? – mówię zaspana i śmiejąc się przyciągam jego usta bliżej aby przedłużyć ten cudowny pocałunek. Budzić się w jego ramionach jest jak rodzić się na nowo i nie pamiętać o żadnych problemach. To uczucie jest nie do opisania. Teraz wreszcie mam szansę, aby naprawdę się tym delektować. Wcześniej, w tym całym wirze wojen i kłótni, nie mogłam w pełni korzystać z jego obecności. Los nareszcie dał mi szansę aby to się zmieniło.
-To specjalna okazja – mówi, kiedy zaczerpuje powietrza. – Wesołych Świąt. - W ręce trzyma małe pudełeczko, które wyglądem przypomina prezent. Jest owinięte w czerwony papier i białą wstążkę. Święta! Ostatnie Boże Narodzenie ledwo co pamiętam. Ja, Caleb i rodzice przeważnie siedzieliśmy przy stole i jak zwykle ze sobą rozmawialiśmy. Jedliśmy to co zwykle, ponieważ nie mogliśmy sobie dogadzać, nie dawaliśmy sobie żadnych prezentów. To wszystko uległo zmianie. Teraz będę żyła inaczej.
-Ale ja przecież nic dla Ciebie nie mam. – mówię do niego. Marszczę brwi, nic mu nie dam, bo nawet nie miałam czasu żeby coś wymyślić, w końcu byłam w śpiączce! Ale nawet jeśli dostałabym możliwość, aby coś mu podarować to nie wiedziałabym co mogłoby być tą rzeczą.
- Obudziłaś się. To więcej, niż możesz sobie wyobrazić. – Całuje mnie w czoło i pomaga mi usiąść na szpitalnym łóżku. Terapia jak dotąd mi pomaga. Shauna przychodzi do mnie codziennie aby pomagać mi w rehabilitacji. Potrafię usiąść i z wielkim wysiłkiem mogę przenieść moje nogi poza łóżko, ale chodzenie jest jak na razie o wiele za trudne.
Odpakowuję prezent powoli. Chcę poczuć smak tego jak dokładnie jest zapakowany. Tobias czeka cierpliwie na moją reakcję. Docieram do czarnego pudełeczka, podnoszę pokrywkę i zamieram gdy widzę w środku naszyjnik.
-Tobias to jest… - nie umiem dokończyć. Co tam Altruizm, nawet w Nieustraszoności nie myślałam o otrzymaniu jakiejkolwiek biżuterii. Obracam wisiorek w ręce, przejeżdżając opuszkiem palca po każdym błyszczącym guziczku. – Proszę, możesz mi to założyć? – Potakuje i uśmiecha się do mnie.
Odgarnia włosy z mojej szyi, całując mnie w krawędź szczęki, lekko wzdycham. Oddaję mu naszyjnik, i z wielkimi trudnościami oraz przekleństwami ze strony Tobiasa, w końcu udaje mu się go zapiąć. Patrzę na mój prezent. Na mojej szyi, w świetle słońca, połyskuje liczba 10 wygrawerowana z diamentów.
- Tobias jak ty to zdobyłeś? –szepczę.
-To moja sprawa, a ty nigdy się tego nie dowiesz. - Posyła mi uśmiech, który przyprawia mnie o zawroty głowy i nie mogę się powstrzymać przed ponownym pocałowaniem go. Drzwi się otwierają i słyszę lekkie kaszlnięcie, prawdopodobnie jest to znak abyśmy przestali. Podnoszę głowę i widzę Caleba, który jest cały czerwony. Czuję jak krew napływa mi do policzków. Sztywniaczką pozostaje się na całe życie – myślę ze śmiechem.
-Wiem że Tobias dał ci najlepszy prezent na świecie, ale myślę że też mogę Ci coś dać – Nic ze sobą nie przyniósł i czuję zakłopotanie kiedy wychodzi z pokoju. Wraca z wózkiem inwalidzkim przeznaczonym zapewne dla mnie.
- Gdzie idziemy? – pytam.
- Na zewnątrz. – Caleb się uśmiecha. I nagle rozumiem sens ulgi, która mnie teraz zalała. W moim obecnym pokoju jest tylko jedno małe okno, które znajduje się pod samym sufitem, w rogu i na dodatek za mną. Więc, aby je zobaczyć muszę przenieść moje nogi poza łóżko, co jest bardzo trudne. Śnieg. Mam wrażenie, ze minęły lata, kiedy ostatni raz go widziałam.
Tobias podnosi mnie w ślubnym stylu i sadza mnie wózku. Mają płaszcze, rękawice, buty i koce, którymi mnie owijają, ponieważ wszystko co mam na sobie to tylko szpitalny fartuch.
Caleb chwyta wózek i to on pcha mnie przez hol, ponieważ to jest jego prezent. Tobias otwiera nam drzwi. Niedługo potem zauważam wielkie drzwi, które prowadzą na zewnątrz.
Biel. To wszystko co widzę. To jest jak przeciwieństwo ciemności, która mnie wcześniej otaczała. Ten widok sprawia, że czuję się wolna. Moja ręka wędruje do kruków na moim obojczyku. Mam na sobie rękawice wiele płaszczy i koców, ale nadal czuję siłę, która od nich emanuje.
Wtedy śnieżka uderza mnie z całą swoją siłą. Czuje to, mimo że byłam głęboko pogrążona w rozmyślaniach. Rozglądam się na wszystkie strony i widzę uśmiechającego się Tobiasa.
- BITWA NA ŚNIEŻKI! – Caleb podaje mi bielusieńkie kulki, którymi zaczynam ciskać w Tobiasa, ale nawet wtedy, kiedy ja i Caleb jesteśmy w jednej drużynie, Tobias wygrywa. Skacze na wszystkie strony i sprawnie unika wszystkich wymierzonych w niego pocisków. Nagle Caleb ląduje w zaspie, ponieważ oberwał kulką w głowę. Teraz jego policzki są różowo-czerwone.
-Cztery, czy ty próbujesz mnie zabić?! – piszczy. Te słowa są tak typowe dla Caleba, że muszę się roześmiać. Nigdzie nie widzę Tobiasa, ale naglę czuję na policzku jego gorący oddech.
-Wygrałem? – śmieje się z grymasu na mojej twarzy.
- Wygrałeś tylko dlatego, że jestem na wózku, i że moim partnerem był Caleb. – słyszę dochodzące zza Tobiasa protesty i pomruki mojego brata na temat dokładności moich rzutów, ale się tym nie przejmuje.
- Kocham Cię, Tris – Niespodziewanie mówi Tobias, poważnie patrzy mi w oczy. - Nie wiem co bym zrobił, gdybyś nigdy się nie obudziła. – Czuję jak łzy napływają mi do oczu i próbuję je odpędzić.
- Ja też Cię kocham – mówię starając się, aby mój głos nie drżał. Podnoszę wzrok do góry i widzę jak Caleb błąka się za nami. – Ciebie również kocham Caleb, tak się cieszę że mam z powrotem chociaż część mojej rodziny. - Myślę o tym kiedy moi rodzice umarli, a Caleb był zdrajcą. O tym jak ryzykowałam dla niego moje życie, ponieważ pomimo tego co zrobił, nadal jest moim bratem. Caleb uśmiecha się i podchodzi, żeby mocno mnie przytulić.
-Kocham Cię, Beatrice – szepcze. Myślę, że to największe uczucie jakie mogliśmy sobie ofiarować. Począwszy od bycia dziećmi Altruizmu i ogólnie we wszystkim.
-No dobra, teraz pora na świąteczny obiad, prawda? –  krzyczy Tobias, który stoi już przy drzwiach. Śmieję się. Oczywiście, Tobias myśli o jedzeniu. Caleb wiezie mnie z powrotem do środka, a po posiłku mój chłopak protestuje co do mojego powrotu do szpitalnego pokoju i ignoruje pretensje Cary.
-Są Święta. Chce leżeć w normalnym łóżku i chce żeby ona ze mną była. – żąda Tobias. Niedługo potem Cara zostaje pokonana i Tobias zwycięsko wiezie mnie do swojego pokoju.
Mogę leżeć tylko na plecach więc Tobias robi to samo i usypiamy z naszymi rękami złączonymi razem.

niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 4.

Tobias
Caleb tylko na mnie spogląda i to mi wystarcza. Wiem, że rozważa opcje ucieczki. Jego oczy miotają się od lewej do prawej.
-Nawet nie próbuj Caleb, obaj wiemy, że pokonałbym cię nawet ze związanymi rękami i nogami. – mówię szybko. Zaczynam się trząść. To wszystko dzieje się zdecydowanie za wolno. Już powinienem przy niej być! Mam wrażenie, że czekam na nią od miesięcy, od kilku lat. Nie mam zamiaru tracić ani sekundy więcej.
Jego twarz wykrzywia się w grymasie i zaczyna się niechętnie podnosić z krzesła. Wyklinam go w duchu. Nie zmienił się ani trochę, los Tris go nie obchodzi. Cieszę się, że nie mam rodzeństwa bo brat taki jak Caleb to nie jest żadne wsparcie, on potrafi nie dość, że pozwolić Ci umrzeć tylko żeby ocalić własny tyłek, to jeszcze potem mieć głęboko gdzieś to, że jednak masz możliwość przetrwania. Biorę go za koszulę i szarpię do przodu, leci na ścianę, krew tryska mu z nosa. 

- Biegiem! - warczę. Słyszę coś w rodzaju szlochu, co za mięczak. Gdy jesteśmy na korytarzu, nie mogę znieść tego, że Caleb tak wolno się porusza. Mało brakuje do tego, aby powiedzieć, że niosę go na rękach. Ja go praktycznie wlokę po ziemi.
- TOBIAS! – jej głos wstrząsa moim ciałem. Tęsknota rozdziera moje ciało i tracę możliwość logicznego myślenia. Duszę w sobie jęk, puszczam Caleba, mocno rzucając go na ziemię i zaczynam biec. Nigdy bym nawet nie pomyślał, że potrafię poruszać się tak szybko.



Tris
Doktorzy zaczynają być głośniej, to samo dzieje się z piszczeniem urządzeń i w tej chwili zaczynam odzyskiwać czucie w rękach. Drętwieje każda część mojego ciała. Tak jakby dziesiątki mrówek biegały po twojej skórze i wgryzały ci się pod nią. Ból mnie obezwładnia. Przez chwilę czarne kropki znowu przysłaniają mi widok, ale gwałtownym szarpnięciem wyrywam się z objęć ciemności. Próbuję rozprostować moje ręce. Cara zaczyna krzyczeć abym zwolniła, ale ja nie mogę znowu wrócić do tej pożerającej mój mózg nicości, nie chcę. Potrzebuję Tobiasa, w tej chwili i nie mam zamiaru przestać próbować. Zaczynam oddychać szybciej, serce wyrywa mi się z piersi jakby chciało zwrócić na siebie uwagę. Moje wargi drżą. Zaczynam się krztusić. Energicznie łapię powietrze, przy okazji je połykając. Gdy na nowo przyzwyczajam się do przełykania nie waham się ani chwili.
-CZTERY!- wrzeszczę. Czy to mój głos?!- myślę z lekkim szokiem. Brzmi jakby nikt nigdy go nie używał i jest mocno zachrypnięty. Nieoczekiwanie słyszę jego głos i walenie w drzwi. Jest tutaj. Nie odszedł. Jest mi na zmianę zimno i gorąco. Co się dzieje?! – Cztery. – mówię, tym razem łagodniej. Wszyscy lekarze mnie przepraszają, że nie mogę go zobaczyć. Nagle pod powiekami mi się rozjaśnia. Odzyskuję resztę czucia na twarzy i natychmiast otwieram oczy. - Aaach! - krzyczę, światło pali mi oczy. Zamykam je z powrotem, ale się nie poddaję, wystrzelam ręką w górę i uderzam kogoś pięścią w szczękę. Nie mają zbyt wiele czasu na reakcję, ale odkrywam, że coś jest nie tak. Próbuję się podnieść. I w jednej chwili ogarnia mnie przerażenie. Nie mogę poruszyć dolną częścią mojego ciała. Nie mogę ruszać nogami. Targają mną wszelkie emocje. To okropne nie mogąc zobaczyć osoby, którą się kocha, w tym najgorszym momencie. Wybucham płaczem. Muszę go ujrzeć. Dotknąć go. Pocałować. Czuję lodowate łzy na moich policzkach.
- Cara proszę. Błagam, pomóż mi. – widzę jak Cara sztywnieje, kiedy wymawiam jej imię. Chwila ciszy i słyszę jak coś mówi do doktorów. Nadal nie mogę otworzyć oczu, lampy za bardzo mnie oślepiają, ale pomimo że nic nie widzę, wiem, że to Cara tutaj rządzi, i że to jej zdanie się tu liczy. Słyszę trzask drzwi.

- Tris. - pełen bólu szept. Przygotowuję się na rozsadzający ból i otwieram oczy. Widzę go. Tobias. O Jezu, w jakim on jest stanie. Pierwszy raz go takim widzę. Jego twarz jest zalana łzami. Cały się trzęsie. Jego podkoszulek jest mokry, a na ręce ma krew, nie chcę wiedzieć do kogo ona należy. Usta ma otwarte i oddycha tak szybko jak w swoim krajobrazie strachu. Jakby bał się, że zaraz zabraknie tlenu. W jego oczach widzę wszystko. Urazę, miłość, złość, tęsknotę, desperację, pragnienie, radość i smutek. Podnosi ręce do góry i szarpie się za włosy. Mam ochotę się na niego rzucić, ale nie mogę. Nie mogę się ruszyć, chcę go pocieszyć. Zaczynam jeszcze głośniej płakać. Mam wrażenie, że mój głos budzi Tobiasa z otępienia. Rzuca się w moją stronę, omal nie przewracając się o krzesło, stojące pod moim łóżkiem. Bierze moją twarz w dłonie i płaczemy wpatrując się w siebie, chłonąc widok, za którym tak bardzo tęskniliśmy. Z jękiem przyciska usta do moich ust. Natychmiast odwzajemniam pocałunek, moje wargi rozchylają się pod jego naciskiem. Jego dotyk wstrząsa moim ciałem, tak mi tego brakowało…
- Myślałem, że cię straciłem Tris. – chlipie, gdy mówi nasze usta cały czas się o siebie ocierają. Trzymamy się siebie tak jak tonący koła ratunkowego. Jeśli teraz go puszczę to utonę. Uduszę się brakiem jego bliskości. Trzymają moją twarz i ponownie mnie całuje. Coraz delikatniej. Są to pełne boleści pocałunki. 

– Dlaczego mnie opuściłaś Tris? – Już się nie powstrzymuję, zaczynam płakać na głos, podnoszę moje ręce i przesuwam nimi po jego włosach, po jego twarzy, koniuszkami palców dotykam jego ust. To już nie jest altruistyczny jeż jaki pamiętam, jego włosy są dłuższe. Patrzę w jego ciemne oczy i słyszę mój głos. Nadal nie wierzę, że on należy do mnie.
- Tobias, tak bardzo mi przykro.
- Czemu to zrobiłaś. – to nie pytanie, on po prostu płacze. Przez cały ten czas Cara sprawdza mój stan. Pikanie maszyn jest cały czas szybkie, ale Cara wyjaśnia nam, że to normalne w obecnej sytuacji. Nie patrzę na nią. Tobias też. Za bardzo się za sobą stęskniliśmy. Tylko jeden głos potrafił mnie teraz ocucić i słyszę go.
-Tris? – łamiący głos należy do Caleba, który stoi w progu drzwi. Tobias się odsuwa. Caleb czeka cierpliwie, aż coś do niego powiem.
- Nic Ci nie jest?. – mówię poważnym głosem. Podchodzi do mnie i miażdży mnie swoimi rękami w uścisku, nigdy nie oczekiwałam tego od mojego brata. Nie odwzajemniam go. Nie sądzę, żeby ten jeden incydent zmienił jego osobę. Zdobywam się tylko na lekki, pełen dystansu uśmiech. 
- Przepraszam. - odpowiada cichym głosem. - Wiem, że tak szybko mi tego nie wybaczysz. Rozumiem Cię. I będę czekał. Choćby do końca życia. - patrzy na mnie jeszcze przez chwilę i odwraca się od drzwi.

- Caleb, ja Ci już dawno przebaczyłam. Ale potrzebuję czasu żeby znowu Ci zaufać. Przykro mi.
Kiwa głową, posyła mi słaby uśmiech i odchodzi.
Tobias opowiada mi wszystko to, co powiedział mi gdy byłam nieprzytomna. Nie mam odwagi mu powiedzieć, że to wiem bo wygląda tak szczęśliwie gdy mówi do mnie teraz, kiedy mogę go widzieć i słyszeć. Siedzi na moim łóżku. Pozwolili mu na to po ciężkiej walce. Opiera się o ramę łóżka i trzyma mnie na kolanach. Leżę na plecach z głową odchyloną na jego klatce piersiowej. Głaszczę jego ręce i kiedy dochodzę do jego stwardniałych od stałych treningów kostek orientuję się, że przestał opowiadać. 
-Co jest? – pytam, martwi mnie jego wyraz twarzy.
-Christina… ona…. – głośno przełyka i potrząsa głową – Ona wyjechała, Tris. – Już to wiem, ale i tak łzy napływają mi do oczu. Kiwam lekko głową i pozwalam im wypłynąć. Straciłam ją, i teraz tęsknię za nią jeszcze bardziej.
-Czy wiesz gdzie ona jest? – Przygryzam dolną wargę, żeby przestać płakać. Pomimo, że bardzo bełkotam Tobias zrozumiał co powiedziałam.
-Dallas. To inne miasto w Ameryce. Nie tak daleko jeśli leci się samolotem. Dołączyła do Wiernych.
- Ale Wierni już nie istnieją, prawda? – pytam ze zmieszaniem. Christina powiedziała mi, że była członkiem buntowniczej grupy, która ma na celu zatrzymanie programu związanego z uszkodzeniami genetycznymi, ale nie do końca wytłumaczyła ich zamiary.
- Są teraz grupą, która chce pokojowo zatrzymać przeprowadzanie testów stosowanych przeciwko UG. Christinę spytano czy chciałaby do nich dołączyć, a ona przy pierwszej lepszej okazji zgodziła się, kiedy dowiedziała się ile ludzi przy tym ginie. - Zamilkł. Domyślam się, że powiedział wszystko co miał do przekazania. Może Caleb będzie wiedział więcej.
Uświadamiam sobie, że chcę wiedzieć więcej na ich temat, ponieważ pragnę do niech dołączyć. Pamiętam jak mama powiedziała mi, że świetnie się spisałam, kiedy myślałam, że umarłam. Teraz wiem, że mam większy cel. Kiedy myślę o tym spostrzegam, że Tobias nie spuszcza ze mnie wzroku. Nie mogę go opuścić, chcę wieść z nim normalne życie. Co będzie jeśli jedno z nas umrze wykonując jakąś niebezpieczną misję? To nadal może stać się w każdej chwili.
-Tobias ? – szepczę. Kiwa na mnie głową na znak, że mogę mówić. Przechylam głowę na bok i patrzę do góry w jego oczy. – Jestem gotowa do tego, żeby wieść z tobą jako tako normalne życie. – Zaczyna się śmiać i muska wargami moje usta.
- Ja zawsze byłem gotowy, Tris.

sobota, 28 marca 2015

Rozdział 3.

Tris
Tobias Eaton? Myślę na tymi słowami przez chwilę i nagle do mnie dociera. Zaczynam krzyczeć w ciemność. - Tobias, błagam, wróć! - Wrzeszczę ile sił w płucach! Chce mi się płakać. Pragnę się w niego wtulić i pocałować. – Tobias, tak bardzo mi przykro, że poszłam tam zamiast Caleba. Proszę wróć do mnie! Chce ci to powiedzieć! - Moja frustracja rośnie, kiedy myślę o możliwościach ucieczki z tego miejsca. Zaraz... nagle ciemność się rozświetla. Przed oczami przelatują mi wszystkie wspomnienia. Ceremonia Wyboru, siatka, przepaść, intymność, Jeanine, Wierni, David. Milknę z naporu tych wszystkich zdarzeń. Nie mogę wołać go po imieniu, teraz już to wiem. Jego imię to cząstka jego samego i podarował ją tylko mnie. Czuję się przytłoczona. Ale jedno się nie zmienia, mój cel. Muszę się obudzić, a nie mogę nic zrobić. - Dawaj, Tris! - Krzyczę do siebie. - Przeżyłaś serum śmierci i na dodatek zostałaś postrzelona. Jestem pewna, że dasz radę!
Staram się skupić, ruszyć palcami. Będę próbować, aż w końcu uda mi się wyjść z tej pustki. Teraz liczy się tylko to, aby poruszyć palcami. Czuje drganie w ręce. Nachodzi mnie sarkastyczna myśl, że mogę komunikować się ze swoim ciałem za pomocą starego wiersza o śwince, którego nauczyłam się jeszcze w szkole.
Wybudzanie zajmie mi dużo czasu.

Tobias
Siedzę przy boku Tris od 3 tygodni. Nie ma od niej żadnego znaku. Coraz bardziej się załamuję. Co jeśli rzeczywiście się nie wybudzi? Jakie będzie moje życie bez niej? Nie… Nie potrafię sobie jego wyobrazić. Czuję, jak łzy spływają mi po policzkach. Już nie tłumię płaczu. Po prostu wybucham. Nie mogę znieść tej myśli. Muszę być silny. Czy stać mnie na to, żeby wydać zezwolenie na odłączenie jej? Tak. Ale tego nie chce. 
Spędziłem dwie godziny na wyrzuceniu z siebie wszystkich frustracji i na biciu w worek w sali treningowej. Kilka osób przechodzących przez sale obeszło mnie szerokim łukiem gdy tylko zobaczyły w jakim jestem stanie. Po chwili zachciewa mi się pić i nie jestem już w stanie kontynuować treningu. Niemal natychmiast idę szukać fontanny z wodą.
Biorę prysznic i ruszam się do atrium, tam gdzie po raz ostatni słyszałem głos Tris. Stoję na tym samym schodku na którym ona stała, żeby dorównać mi wzrostem. Nie wiedziałem, nigdy nawet nie przypuszczałem, że jestem zdolny tęsknić za kimś tak bardzo. Kiedy Evelyn mnie opuściła nie czułem tęsknoty. Czułem złość, że zostawiła mnie z takim tyranem jakim jest Marcus. Czuję się taki pokonany. Nie mogę nic zrobić ku temu, aby Tris się obudziła. Bez ostrzeżenia zaczynam płakać. Gdy już mi przechodzi mam wrażenie, że spędziłem tutaj parę ładnych godzin, ale gdy patrzę na zegarek, orientuje się, że minęło dopiero 5 minut. Powoli wstaję, wycieram policzki wierzchem dłoni i opuszczam to przygnębiające miejsce.
Kiedy wychodzę zza rogu uderzam o zadyszanego Caleba.
-Patrz gdzie…- Nie daje mi skończyć.
-Poruszyła się. Właściwie poruszyły się jej palce.- Patrzę się na Caleba i już mam zapytać w co on sobie pogrywa, gdy w końcu załapuje o co mu chodzi. Tris. Obudziła się.
Puszczam się sprintem przez korytarze i przez kilka minut myślę, że się zgubiłem, ale w tej chwili znajduje jej pokój. Walę w metalowe drzwi i dopiero wtedy zauważam, że są zamknięte, widzę tylko parę postaci w maskach i Care, którzy ją badają. Zaczynam wrzeszczeć i uderzać w drzwi, ale wszystko co Cara robi to tylko zaprzeczenie głową. Dlaczego nie mogę tam być? Potem zauważam aparaturę, która wskazuje na to że Tris jest bardzo zestresowana. Czy ta dziewczyna może chociaż raz przyjąć coś na spokojnie i nie próbować się zabić?!
-TRIS! – krzyczę i upadam na podłogę. Klęczę na podłodze, opieram czoło o drzwi i miarowo uderzam w zimną stal.


Tris
Słyszę uderzający hałas i Tobiasa wołającego moje imię. Jestem zdecydowana odzyskać czucie w moich udach. Nagle zaczynam czuć bicie mojego własnego serca. Każde uderzenie. Czy to możliwe? Boję się. Lekarze tłoczą się wokół mnie i słyszę ich szepty. Cara też tu jest. - POWIEDZCIE MI DO JASNEJ CHOLERY O CZYM WY ROZMAWIACIE! – krzyczę w ciemność, która mnie pochłania. Słyszę szybkie pikanie, ale nie wiem co to, ani skąd dochodzi ten dziwny dźwięk. -Pozwólcie mi zobaczyć Tobiasa! – myślę zdesperowana. Nagle mam ochotę odepchnąć od siebie ten mrok i się od niego uwolnić. Zaczynam czuć biodra więc próbuje nimi potrząsnąć, ale nadal nie odnosi to większego skutku. Potem słyszę, że lekarze mówią to, czego się obawiałam. Postrzelono mnie w plecy co oznacza, że mogę być sparaliżowana. Chęć mojej woli aby się obudzić maleje. Nie będę mogła się ruszać. Nie będę mogła wykonywać prostych czynności. Ale nie mogę odpuścić. Zawiodłabym Tobiasa, nie opuścił mnie chociaż nie było wiadomo czy się obudzę. Nadal nie wiadomo, ale przecież mam świadomość wydarzeń. Czy to nie jest wystarczający znak, że wszystko będzie w porządku? Albo chociaż w miarę w porządku? Gdzie on jest? Przestałam słyszeć jak woła moje imię dobrą chwile temu, i jedyne o czym teraz mogę myśleć to: Czy on właśnie teraz ze mnie zrezygnował?

Tobias
Nigdy się nie poddam, Tris. – Biegnę, nie mogę złapać oddechu, płuca mi płoną od tego nagłego wysiłku. Adrenalina płynie w moich żyłach i dodaje mi mocy, siły na to abym biegł dalej. Oddalam się od drzwi, zdecydowany znaleźć Caleba. Gnam prosto w stronę biblioteki i zastaję go w otoczeniu ogromnej ilości książek o medycynie. Nawet nie zauważa mojej obecności gdy wbiegam, ale z pewnością słyszy to co do niego mówię. 

– Muszę się dostać do tego pokoju Caleb.
I wtedy słyszę dźwięk, a raczej głos, którego już nigdy w życiu nie spodziewałem się usłyszeć.
-CZTERY!
Tris.



Ka -Booom! XD Czo tutaj się wyprawia, no nie? :D

środa, 25 marca 2015

Rozdział 2.



Tris
Nie wiem kto to, ale przychodzi do mnie codziennie. Opowiedział mi wszystko. Co się stało z ludźmi, których kochałam. Uriah już nie jest z nami. Rozsypali jego prochy w przepaści równocześnie krzycząc jego imię. Wiem, że chciał wziąć udział w jego pogrzebie. Ale został ze mną. Caleb pracuje teraz nad odbudową biura, i jest jednym z nauczycieli, którzy dają lekcje historii. Lekcje, o świecie bez ludzi genetycznie uszkodzonych. Caleb często tu przychodzi, ale przez większość czasu płacze i mówi, że przeprasza.
- Powinienem iść tam zamiast Ciebie, Tris.- Te słowa powtarza za każdym razem gdy wychodzi.
Teraz mężczyzna trzyma mnie za rękę, gdy do pomieszczenia wchodzi Christina. Jej głos dociera do moich uszu.
-Czy mogę z nią porozmawiać na osobności?- pyta. Chłopak musi wyrazić zgodę, bo puszcza moją dłoń i wychodzi z pokoju mówiąc, że za niedługo wróci.. Kiedy drzwi się zamykają Christina się śmieje.
- Ach, ten twój wieczny opiekun, Tris.- po tym zaczyna płakać. 
Chcę jej pomóc. Chcę ją pocieszyć, ale nie mogę. Jestem uwięziona we własnym umyśle.
-Tris to jest moje pożegnanie. Nie mogę mieszkać w Chicago. To miejsce przypomina mi o Willu. O śmierci Uriaha i o całej tej wojnie. Nie chcę Cię opuszczać, ale tutaj czuję się bezużyteczna i zdesperowana. Mam zamiar dołączyć do grupy rebeliantów, którzy nadal nazywają się Wiernymi i chcą na dobre zakończyć program genetycznie uszkodzonych. Co prawda jadę brać udział w innej wojnie, dlatego muszę Ci uczciwie powiedzieć, żegnaj.- Jest zmuszona przestać mówić, ponieważ znowu zaczyna płakać. Czuję jak jej ręka trzymająca moją, się trzęsie.
Nie chcę, żeby odjechała. Nie mogę jej na to pozwolić, nie mogę dopóki jej nie pożegnam!
- Kocham Cię Tris, byłaś moją najlepszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek miałam. Spotkamy się jeszcze. Obiecuję. – Wstaje i zaczyna wychodzić z pokoju. Zaczynam krzyczeć, że również ją kocham, ale wtedy znowu pochłania mnie przytłaczająca ciemność.


Tobias
Christina wychodzi z pokoju, jest cała zapłakana i się trzęsie. Jej szloch odbija się echem od szpitalnych ścian.
- Christina co się stało?- pytam, kiedy do niej podchodzę.
-Wyjeżdżam Cztery, nie mogę tutaj być ani chwili dłużej – Zatrzymuję się. Opuszczam rękę, którą wyciągałem w jej stronę. 
- Nie możesz wyjechać, Christina. Słyszałaś co mówił Caleb. Głosy osób, które kocha Tris mogą pomóc jej wybudzić się ze śpiączki.
-Cztery, gadasz do niej bez przerwy. Dzień i noc. Caleb ją odwiedza. Nawet Zeke przychodzi do niej i nadaje tym wizytom inny wygląd. Są tu wszyscy, których potrzebuje. I właśnie teraz nadszedł czas na to, żeby się stąd wydostać. Nie mogę żyć tutaj z duchami Willa i Uriaha krążącymi nade mną. – Przez chwilę próbuję spojrzeć  na to z punktu Christiny i od razu widzę, że ma racje. Walczę ze łzami, które cisną mi się do oczu, może i jest to przyjaciółka Tris, ale skłamię jeśli powiem, że nie będę tęsknić.
- Będę tęsknił.
-Ja też Cztery. Nie rezygnuj z niej. – Christina klepie mnie po plecach, wiedząc, że nie lubię wylewnych pożegnań i szybkim krokiem schodzi po schodach do holu. Myślę nad słowami, które powiedziała na samym końcu. Ona porzuciła Tris, zrezygnowała z niej. Czy ja też tak postąpię?


Tris
Mężczyzna znowu jest przy mnie. Jego kciuk kreśli wzory na mojej dłoni, kiedy słyszę jak otwierają drzwi. Niemal natychmiast, ręka, która mnie masuje robi się spięta, prawdopodobnie tak samo jak jej właściciel.
- Cześć, Caleb – mówi mężczyzna. Nie słyszę odpowiedzi. Przechodzi na drugą stronę łóżka i łapie moją drugą rękę.
- Ona nadal ma szanse na przeżycie, ale… Cztery, doktor nie jest pewny czy ona będzie zdolna normalnie funkcjonować…- Caleb milknie.
-Jeśli sugerujesz że my…- mężczyzna zaczyna mówić, lecz chłopak wchodzi mu w słowo.
-Odłączymy ją? – ucisk na mojej ręce jest coraz większy, ale nie czuję bólu. 

- Caleb będę przy niej już zawsze. I zobaczysz, Tris się obudzi.
-Okay. – Cisza, która następuje sprawia, że czuję się niekomfortowo nawet jeśli technicznie nie jestem uczestniczką tej rozmowy. – Jak masz naprawdę na imię? – mężczyzna mamrocze coś pod nosem i odpowiada.
-Tylko Tris wie jak mam na imię.
Wiem to? Muszę to wiedzieć. Skup się Tris. Ty to wiesz. Wzdycham z rezygnacją, może rzeczywiście coś mi się stało i mam zanik pamięci. 

 - A jeśli ona… Mam teorię, że ona nie pamięta twojego prawdziwego imienia, ponieważ wszyscy tutaj nazywamy Cię Cztery…- Caleb znowu jest człowiekiem, który myśli, że wie wszystko. Mam jednak przeczucie, że powiedział swoją tezę tylko aby zaspokoić swoją erudycką ciekawość. Cóż, Caleb już po prostu taki jest.
- Proszę wyjdź Caleb.
- Powinienem pójść tam za Ciebie Tris.- brat szepcze mi do ucha swoje rutynowe słowa i wychodzi.
Cztery… Jego imię to Cztery. – myślę. – Siedzi teraz ze mną i mówi do mnie rzeczy, w które trudno mi uwierzyć. Jaka jest jego matka Evelyn. Jak przyjechała do Agencji, po tym jak została wygnana z Chicago. Mówił, że nie widział Marcusa odkąd się oficjalnie pożegnali i o tym jak Shauna przygotowywała swój sprzęt, aby opanować chodzenie na protezach. Uśmiecham się w myślach gdy przypominam sobie jak opowiadał o zaręczynach Zeke’a i Shauny oraz o ich ślubnych przygotowaniach. Czuję jak Cztery zaczyna się podnosić.
-Kocham Cię Tris. – chwila ciszy -  A niech to… może on ma rację. Tris, nazywam się Tobias Eaton.

No i mamy drugi rozdział. :D Dla jasności: Tris i Tobias, Zeke, Shauna, Caleb, Cara - oni wszyscy znajdują się teraz w Agencji. ;) Poozdrawiam! :D

wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 1.


Tris
- Witaj, Beatrice – mówi i posyła mi uśmiech.
- To koniec? – pytam. Nie wiem czy to wszystko ma jakiś sens. Nic nie czuję. Nic nie widzę. Przed moimi oczami panuje bezgraniczna ciemność.
-Tak – słyszę odpowiedź, oczy matki lśnią od łez. – Moje dziecko… spisałaś się doskonale.


Tobias
Idziemy przez opuszczony punkt ochrony. Zauważam Care, biegnie w naszą stronę, część jej twarzy jest bardzo posiniaczona, a bandaż na głowie zasłania jej całe włosy, ale nie to mnie martwi. Martwi mnie wyraz zakłopotania na jej twarzy.
-Co się stało? – pytam.
Cara mówi bardzo szybko, a jednak ja odnoszę wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie.
-Tris jest w szpitalu, zapadła w śpiączkę. Cztery, ona przeżyła serum śmierci, ale Dawid postrzelił ją w plecy, a druga kula drasnęła głowę. – Tylko chwilę zajmuje mi dojście do wniosku, co właściwie chce mi przekazać. 

- Przeżyła serum śmierci? Dlaczego ona miałaby to zrobić? Cara gdzie ona jest?! – żądam odpowiedzi kiedy podchodzę do niej bliżej. Cara chce coś jeszcze powiedzieć, ale widocznie wyraz mojej twarzy nakazuje jej zamilknąć i zamiast tego kiwa tylko głową.
Szybko przechodzimy przez biuro, słyszę jak Christina cicho płacze za moimi plecami. Amar chce mi coś powiedzieć, ale na razie nie mam ochoty nikogo słuchać. Cały czas próbuję sobie uświadomić co się stało. Tris zaryzykowała swoje życie dla Caleba. Pomimo wszystkich tych okropnych rzeczy które popełnił? Nie myślała o mnie, nie myślała o tym do czego doprowadzi jej postępowanie i teraz, przez to wszystko, jest w śpiączce. Co jeśli jest w podobnym stanie do Uriaha? Nigdy się nie obudzi? Czuję jak moje oczy napełniają się łzami, zauważam tabliczkę, która wskazuje drogę do szpitala i zaczynam biec ignorując krzyki Cary, która chce mnie zatrzymać. Kiedy wybiegam zza rogu zauważam Caleba wychodzącego z sali, w której zapewne leży Tris, ma czas tylko na powiedzenie 

– Cztery, nie.. – zanim spycham go z mojej drogi. 
Zdyszany wpadam do szpitalnego pokoju.
Tris leży na białym łóżku. Jej blond włosy są rozrzucone wokół głowy. Światło tutaj jest bardzo jasne, a kardiograf głośno brzęczy. Wygląda tak… spokojnie. To pierwszy raz odkąd widzę ją taką łagodną, bez żadnych emocji na twarzy. Walczę za łzami. Myślę o tym jak Zeke i Hana podjęli decyzje o odłączeniu Uriaha, co jeśli będę musiał zrobić to samo z Tris? Słyszę trzaśnięcie drzwi, Cara stoi obok mnie.
- Caleb i ja zarządziliśmy wyjęcie kul, aby być pewnym, że jej stan jest w porządku.
-W porządku? – szepczę, nie odrywając oczu od Tris.
-W bardziej profesjonalnym znaczeniu, czy jej stan jest stabilny.- następuje moment ciszy zanim Cara ponownie się odzywa. - Czy Christina może ją zobaczyć? – myślę o tym w jaki sposób straciła Willa i Uriaha po czym kiwam głową na znak zgody. Cara dotyka mojego ramienia i mówi:
- Bądź dobrej myśli.


Tris
Moja matka zniknęła i wszystko co teraz widzę, to ciemność. Jestem w moim krajobrazie strachu? – myślę, wzdrygając się jednocześnie. Nie pamiętam za wiele po tym, jak usłyszałam słowa mojej matki, że dobrze się spisałam. Gdzie jestem? Tak wygląda śmierć? Pamiętam że mnie postrzelono, ale nie czuję żadnego bólu. To jest to, co nas czeka? To jest życie po śmierci? Nagle słyszę odgłos otwieranych drzwi i szuranie nóg o podłogę. Ostre zaczerpnięcie powietrza i cisza. Trwa ona aż do ponownego trzaśnięcia drzwi. Zaczynam słyszeć ściszone głosy i próbuje je zidentyfikować z obrazami w moich myślach, z czymkolwiek, ale nic z tego nie wynika. Słyszę szept. Ale znowu nie potrafię sobie przypomnieć do kogo on należy. Moja frustracja rośnie. Nie mogę nic zrobić, nie mogę się ruszać, nie mogę mówić. Mogę tylko leżeć i czekać. Nie wiem nawet na co czekam. 

Dzięki za przeczytanie i polecam się na przyszłość! :D Będę niezmiernie wdzięczna za każdą opinię ;).

                     Inne zakończenie Wiernej nadchodzi!

Yyy Cześć? XD
Taak, witam Was wszystkich itp, itd.
Do założenia tego zmusiły mnie fanki mojej strony na której już to udostępniam, ale pragnę z Wami wszystkimi podzielić się naszym szczęściem. :D
Rozdziały będę dodawać... no nie wiem... zależy od aktywności :P
Zatem... no tak, zaczynajmy no nie? :P
Kto przeczytał Wierną będzie wiedział kiedy akcję kontynuuję i mam nadzieję, że się spodoba.
Zapraszam do czytania! ;D