sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 46.

Tobias
Nie otwierając oczu uśmiecham się lekko. Przed oczami przelatuje mi wczorajszy dzień. Christina i Daniel w końcu nas znaleźli. W sumie to nie do końca, ponieważ zamknęliśmy się w naszym apartamencie i im nie otwieraliśmy. Chcieliśmy nacieszyć się samotnością przed przyjęciem nowicjuszy, i przed dzisiejszym ślu… Otwieram szeroko oczy. Ślub. Dzisiaj ożenię się z Tris. Czuję ogromną ulgę, ale jednocześnie jestem cały spięty. Wolałbym, żeby obecni byli przy tym tylko nasi znajomi, ale Christina oczywiście umyśliła sobie, że to wydarzenie musi być zorganizowane na wielką skalę. Jak ona to powiedziała: "W końcu ślub biorą przywódcy Nieustraszoności." Zaciskam zęby. W ten sposób, na naszą przysięgę będzie patrzeć cała ludność naszej frakcji. Świetnie.
Odwracam głowę w prawo i spoglądam na śpiącą jeszcze Tris. Jej sama obecność sprawia, że czuję się lepiej. Delikatnie odsuwam od siebie kołdrę i dodatkowo opatulam nią Tris. Przechodzę na drugą stronę łóżka, żeby spojrzeć na jej twarz. Kucam i przez chwilę po prostu się jej przyglądam. Odgarniam jej zabłąkany kosmyk z ust, ale wtedy popełniam błąd, ponieważ dotykam palcem jej warg. To sprawia, że nie mogę powstrzymać się pocałowaniem ich Przysuwam się odrobinę i muskam ustami jej własne. Zamykam oczy i delektuję się tym przywilejem. Już mam się odsunąć kiedy czuję jak na mojej szyi zaciska się ręka. Przewracam oczami pod zamkniętymi powiekami i dotykam dłonią jej zaróżowionego policzka. Zdarza mi się zapomnieć o tym jak silna jest Tris i właśnie teraz tak się dzieje. Jednym wprawnym pociągnięciem sprawia, że z powrotem wracam na łóżko. Leżę na niej, a ona nie przestaje mnie całować. Jest mi tak przyjemnie, ale muszę to przerwać. Odsuwam swoje usta na milimetr i szepczę jedno słowo.
- Ślub. – Oczy Tris natychmiast się otwierają, a jej ręka zastyga w bezruchu. Czuję jak jej ciało napręża się pod moim. Przesuwam ręką po jej włosach. – Spokojnie.
- Jestem spokojna. – odburkuje i lekko mnie z siebie spycha. – Jestem spokojna o nas. Ale nie jestem spokojna o to, co wymyśli Christina. – marszczy czoło.
- Sama jej na to pozwoliłaś.
- A ty gdzie byłeś?! – patrzy na mnie z wyrzutem. – Dlaczego mnie nie powstrzymałeś?! – zaciskam wargi, żeby powstrzymać się od śmiechu. Jej załamanie jest przekomiczne.
- Samo jakoś tak wyszło. Myślałem, że tak chcesz. – zakładam ręce na ramionach i opieram się o ramę łóżka. – Ja też się obawiam. – Tris poprawia się i siada w taki sam sposób jak ja.
- Zaraz. – patrzy na mnie i mruży oczy. – O której to w ogóle się zaczyna? – gdy tak na nią patrzę, czuję jak moje serce na chwile przestaje bić.
- Jak tylko tu dotarliśmy, z nikim nie wymieniliśmy ani jednego słowa. – słyszę przerażenie w moim głosie. – Boże, Tris. To możliwe spóźnić się na własny ślub?
- Myślę, że dzisiaj się o tym przekonamy. – Tris zagryza wargę i miota wzrokiem po całym pomieszczeniu. – I tak, myślę że to możliwe.
Wstaję i zaczynam chodzić po całym pomieszczeniu.
- Lepiej się przebierzmy i pójdźmy to wszystko sprawdzić. – Tris kiwa głową i od razu zmierza w stronę szafy. Rzuca mi ciuchy, które noszę na co dzień, a sama wkłada czarną, obcisłą bluzkę i czarne, celowo poszarpane dżinsy. Na szybko pijemy herbatę i przegryzamy po jabłku. Gdy już oboje jesteśmy gotowi, narzucamy nasze kurtki i idziemy do drzwi. 

Tris

Od nowa zawiązuję but.
- Czemu nie idziesz? – podnoszę się do góry i patrzę na Tobiasa ze ściągniętymi brwiami.
- Nie mogę. – to jego jedyne słowa.
- Jak to nie możesz? – patrzę na niego nic nie rozumiejąc. Stoi przed drzwiami z ręką na klamce, i patrzy się na mnie zdezorientowany. – No otwórz te drzwi.
- Nie da rady. – panika w jego oczach wzrasta z każdą sekundą. No tak, przebywanie w zamknięciu.
- O czym ty mówisz – odsuwam go z mojej drogi i chwytam klamkę. Naciskam i nic. Zamek nie trzaska, a drzwi się nie otwierają. – Co oni wymyślili… - szepczę zszokowana, powoli odwracam się w stronę Tobiasa.
- Super niespodzianka, tak? Miało być zabawnie, tak?! – Tobias zaczyna mówić głośniej z każdym kolejnym słowem. Przyciska rękę do ust i siada na ławeczce pod drzwiami. Natychmiast do niego podchodzę, kucam przy nim i chwytam jego twarz w dłonie.
- Cztery, uspokój się. – specjalnie używam tego imienia. – To nie jest małe, ciasne pomieszczenie. Tu jest dużo przestrzeni. -  Jego oddech przyspiesza. – Boże, Tobias. – wzdycham i kładę rękę na czole. Podnoszę się z kolan i wytężam umysł. Muszę coś wymyślić bo inaczej mi tutaj zwariuje. – Dobra. – chwytam go za rękę i ciągnę do głównego pomieszczenia. Pcham na kanapę, a on jakby nie był obecny w tym świecie, wykonuje każde polecenie jakie mu zadam. Zaciskam pięści. To on jest Nieustraszony i to on ma tylko cztery lęki. Biorę szklankę i leję do niej tyle wody, aż będzie pełna. Wracam do Tobiasa i chlustam mu cieczą w twarz. Otwiera szerzej oczy i nareszcie spogląda na mnie normalnym wzrokiem.
- Już? Obudziłeś się? – kręcę w zdenerwowaniu głową. – Wiem, że to dla Ciebie trudne, ale musisz mi pomóc.
- Tak. – Tobias napina mięśnie i widzę jak bardzo próbuje się opanować. Podchodzę do niego i go przytulam. Jego ręce niepewnie obejmują mnie w talii.
- Cokolwiek wykombinowali, my musimy pokazać, że jesteśmy sprytniejsi. – odzywam się pewnym głosem, na moją twarz wypełza złośliwy uśmiech. Czuję jak ręce Tobiasa mocniej mnie ściskają. On też jest na to gotowy.

7 komentarzy: