poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rozdział 54.

Tris
Elliot, Zeke, Daniel i Tobias siedzą przy stole i opowiadają sobie kawały. Schowałam ostatnią butelkę szampana, żeby nie przesadzili. Co chwila wybuchają szaleńczym śmiechem i krzyczą do siebie jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa. Mimo że tak się zachowują, to są w o wiele lepszym stanie niż dziewczyny. Tańczą one w dziwny sposób na brzegu parkietu, przytulają się i wołają innych żeby się przyłączyli. Uśmiecham się i odchylam do tyłu na krześle. Wyciągam szyję do tyłu i spoglądam w niebo. Dzisiejszej nocy jest bardzo dużo gwiazd. Próbuję znaleźć tą najjaśniejszą, ale co chwila błyska mi nowa jeszcze jaśniejsza od poprzedniej. Wdycham świeże powietrze. Nocą jest szczególnie intensywne. Przesuwam wzrokiem po zrujnowanych budynkach. Chyba nigdy ich nie odnowimy. Porastają je bluszcze, które wydają się nie do zdarcia, okna nie mają szyb, a w ścianach zieją ogromne dziury, z których wystają metalowe pręty, fragmenty wentylacji i rusztowania. Ziewam i czuję jak powoli odpływam, głowa osuwa mi się na bok i gdy mam zamiar ostatni raz mrugnąć o mało co nie spadam z krzesła. Wzdrygam się i prostuję. Tobias cały czas mnie obserwuje. Jego czarne oczy błyszczą w ciemności, a poświata księżyca powoduje, że twarz Tobiasa jest blada. Wygląda jak postać z innego wymiaru, ale wbrew wszystkiemu bardzo ładna postać. Jest teraz trochę przerażający.
- Co? – spoglądam na niego niepewnie.
- Nic. Patrzę na Ciebie. – odpowiada. Unoszę brwi zdziwiona, że nie bełkocze. Mówi bardzo poważnym, pewnym głosem.
- Wszystko w porządku?
- Która godzina? – Tobias ignoruje moje pytanie. Odwraca wzrok.
- Myślę, że coś przed północą. – Jego oczy wędrują do jego rąk i zaczyna przerabiać palcami. Co mu jest? Już mam go spytać, gdy powietrze przeszywa krzyk. Zrywam się z plastikowego krzesła i biegnę w stronę, z której dochodził. Podbiegam pod parkiet i zamieram. Wybucham śmiechem, gdy zauważam w czym problem. Kate musiała spaść z parkietu, którego wysokość wynosi około 40 cm, ponieważ leży twarzą do dołu w trawie. Wymachuje nogami i rękami, więc dochodzę do wniosku, że nie może wstać. Christina i Shauna stoją na brzegu platformy i bezradnie wołają coś do Kate. Chyba boją się zejść.
- Tris! – Kate piszczy w trawę. – Przestań się śmiać i mi pomóż! – Jej błaganie wywołuje u mnie jeszcze większy atak śmiechu, ale podchodzę do niej i stawiam na nogi.
- Triss! Pszyłonczysz szie? – pluje Christina. – Muszisz szie trochę zabawić.
- Idziemy do domu. Już. Nie chcę Was wynosić na rękach. – mówię poważniejąc. To prawda, nie będę ich siłą ciągnęła do pocią… O nie. Przecież oni nie są w stanie wskoczyć do pociągu!
- Christina, a jak masz zamiar wrócić do domu? – pytam z ciekawości, ciekawe co odpowie.
- Nie wracam! Shauna! A ty wracaszz? – piszczy do jej koleżanki.
- Ja? Fracam? Nie ma mofy! Bafimy się. Do samego rana! – Patrzę na nią z otwartą buzią.
- Shauna czy ty sobie wybiłaś zęby?
- Zfariofałaś? Chris! Mam pfomysł! Znajdź Johanne! Ona mfusi mieć chlebek! Tris jefteś głodna? – otwieram szeroko oczy. Przesadzają.
- Do chłopaków! Już. – chwytam Shaune za rękę i zaczynam ciągnąć w stronę naszego stołu.
- Ale ja złamałam sobie obcas. – Kate zaczyna żałośnie zawodzić, siedzi po turecku na trawie. Znowu się wywaliła? Zaraz tutaj zwariuję. Zachowują się jak małe dzieci.
- Christina? – wołam i z przerażeniem zdaję sobie sprawę, że nigdzie jej nie ma. Zaraz, jest, wychodzi z tłumu tańczących Serdecznych. Trzyma kogoś za rękę. Zamykam oczy. Johanna.
- Tris o co w tym wszystkim chodzi? – pyta z tym charakterystycznym dla niej uprzejmym uśmiechem.
- Przepraszam Cię za nich, ale do nich już nic nie dociera.
- Johanno! Czy masz mosze troszkę chlebuszia? Tego waszego takiego pysznego? – burczy Christina. Johanna patrzy na mnie znacząco. Kręcę głową. Tylko im tego nie mów! – krzyczę w myślach. Mruży oczy i kiwa głową sama do siebie.
- Tam leży ostatni bochenek. – pokazuje stół po naszej prawej. Prycham z oburzenia.
- Dzięki. – posyłam jej mordercze spojrzenie.
- Przyjemność po mojej stronie. – Johanna powstrzymuje śmiech i niespiesznie odchodzi.
- Ja fobie pfójde pfo niego. – piszczy Shauna i chwiejnym krokiem zmierza we wskazaną stronę.
- Nie! – wołam i łapię ją za rękę. Nie mają tyle siły co ja. Drugą ręką łapię Christinę i zaciągam je do nasze go stołu. – Chłopaki pomoglibyście mi! – stękam i kolejny raz szarpie je do przodu.
- Mój obcas tam został! – płacze Kate.
- Ja chsze tańszyć! – krzyczy Christina, a ja mam ochotę wyć. Nie zniosę więcej. W myślach błagam o to, żeby z chłopakami był jakiś kontakt.
- Zeke? Elliot? – mówię. Jedno spojrzenie i już wiem, że z Danielem nie mam nawet co próbować. Leży z głową zanurzoną w jedzeniu przed nim.
- Lecę! – odpowiada Elliot. Wygląda w miarę trzeźwo, choć lekko się zatacza. Chwyta Christinę i Kate i zmusza je do opadnięcia na krzesło.
- Chyba czas iść. – Zeke mamrocze pod nosem i chwyta Shaune pod rękę. – Kochanie, idziemy do domu, dobrze?
- Dopfrze. – Shauna odpowiada zaskakująco spokojnie, i nie mogę powstrzymać się od jęku. Ale Zeke wygląda na przerażonego. 
- Czy ona?!
- Nie, - odpowiadam. – To znaczy… Mówiła, że nie wybiła sobie zębów, ale nie sprawdzałam. – pod koniec niemal się śmieję.
- Dacie sobie radę? – pytam, a chłopaki kiwają głowami. – A co robimy z nim? – kiwam głową na Daniela. On oddycha?! Patrzę dokładniej i wzdycham z ulgą, jego klatka piersiowa się unosi.
- DANIEL! – Elliot wrzeszczy mu do ucha, i chłopak podrywa się gwałtownie do góry, waląc głową w nos Elliota. – Cholera! - krzyczy Elliot i chwyta się za nos.
- Ile kolejek mnie ominęło? – chrypie Daniel i wyciąga rękę w poszukiwaniu kieliszka. Jezu, Christina zakochała się w alkoholiku.
- Zbieraj się. – stęka Zeke, gdy podnosi go na nogi. Zeke zerka na mnie. – Christina załatwiła nocleg w Prawości. Idziecie z nami?
- Tak.. już. – Przypominam sobie, że został jeszcze Tobias i natychmiast na niego spoglądam. Wciągam powietrze w szoku gdy go zauważam. Cały czas siedzi w tej samej pozycji. Patrzy na swoje palce z nisko ściągniętymi brwiami. Odwracam się na moment do Zeke’a – Idźcie. Potem przyjdziemy.
- Okay. – mówi i we czwórkę, chwiejnie zmierzają w stronę Prawości. Ostrożnie podchodzę do Tobiasa i kucam przed nim.
- Tobias? – kładę mu dłoń na kolanie. Nie spogląda na mnie. Rozdzielam jego palce i zaciskam ręce na jego dłoniach. – Tobias. Mów co się dzieje. – Nareszcie podnosi na mnie wzrok. Jego oczy są pełne smutku. – Tobias… Co z Tobą? – opieram brodę na jego kolanach. Patrzymy na siebie w ciszy i w końcu nie wytrzymuję. – Wstawaj! – podnoszę się i ciągnę go za ręce. Nie zostawiam mu innego wyboru niż wstanie. Szurając nogami zaczyna za mną iść. Gdy wychodzimy z obszaru, na którym zorganizowano wesele, Tobias mnie wyprzedza.
- Teraz Ci się zachciało iść?! – wołam i muszę truchtać, żeby za nim nadążyć. Przez chwilę idziemy w ciemności i domyślam się gdzie kieruje się Tobias. Zatrzymuję się z nadzieją, że on też to zrobi, ale Tobias kroczy dalej przed siebie. Wzdycham z irytacją i w odległości 10 metrów idę za nim. Nagle skręca prawo. Wskakuje przez okno do opuszczonego budynku i zalega cisza. Po co on przyszedł do Altruizmu?! Podbiegam do tajemniczego domu i zaglądam do środka. Nigdzie nie widzę Tobiasa. Wskakuję do środka, w pomieszczeniu jest pełno kurzu. Panuje ciemność, którą przebijają pojedyncze promienie blasku księżyca. Po mojej prawej stronie jest framuga bez drzwi. Przechodzę do następnego pokoju i zauważam go. Siedzi pod ścianą na brudnym kocu. Ma podciągnięte kolana, opiera na nich ręce i głowę. Podchodzę do niego specjalnie szurając butami żeby wiedział, że tu jestem. Siadam obok niego. Opieram się plecami i głową o ścianę, nogi rozprostowuję i siedzę tak w ciszy czekając na jego reakcje. 
Kątem oka zauważam ruch z jego strony. Drgnięcie palców. Podnoszę głowę do góry, na jego twarz. Powoli obraca głowę w moją stronę. Nie wiem co mu dolega, ale boję się tego. Patrzy na mnie tak jakby widział mnie pierwszy raz na oczy. Jednak po chwili się to zmienia. Po policzku Tobiasa spływa pojedyncza łza. Kącik jego ust drga w uśmiechu. Lekko się uśmiecham i wyciągam rękę żeby otrzeć łzę z jego policzka. Gdy dotykam jego skóry, w jego oczach pojawia się płomień. Rzuca się na mnie i mocno całuje w usta, moje wargi ulegają jego naciskowi. Przesuwam rękę na jego kark, a moje ciało przeszywa dreszcz. Tobias przyciska mnie do podłogi, jego usta są łapczywe, wkładam mu dłonie pod koszulę i czuję jego napięte mięśni. Na moment odrywa ręce od mojej skóry i ściąga marynarkę. Łapię jego dłonie i przyciskam je sobie do twarzy. Nasze oddechy stają się nierówne, sięgam do guzików jego koszuli. Odpinam pierwsze dwa, i nie mam cierpliwości robić tego dalej. Chwytam za brzegi koszuli i szarpię. Guziki stukają na podłodze. Zsuwam koszulę z jego ramion, usta Tobiasa przesuwają się po mojej szyi. Wkłada mi ręce pod plecy i przewraca tak, że teraz jestem nad nim. Rozsuwa suwak mojej sukienki i ciągnie ją w dół. Z jego warg wydobywa się jęk, który pochłaniają moje usta. Zaciskam oczy i z wysiłkiem przesuwam ręce na jego twarz. Odsuwam go.
- Tobias, nie zrobię tego, dopóki nie powiesz mi co jest grane. – Otwieram oczy i widzę, że jego są pełne łez. On płacze. – Hej! – podrywam się do góry. Tobias klęczy przede mną.
- Ja… - jego głos drży. – Ja… nie wiem.
- Czego nie wiesz? – próbuje złapać jego wzrok, ale na razie nie mam na to szans. Tobias bierze głęboki wdech. Jestem coraz bardziej pewna, że za dużo wypił.
- Cały czas myślę o przeszłości… To wszystko…
- Przestań płakać. – nakazuję. – Nie mam zamiaru patrzeć jak ze sobą przegrywasz. Nie cofniemy tego co się wydarzyło. – Jak na zawołanie jego oczy stają się suche, i wygląda tak, jakby w ogóle nic mu nie dolegało. – Rozkazuję Ci się skupić na przyszłości. Masz zapomnieć o Marcusie, o Agencji, o Evelyn. Jesteś Cztery. Nie każ mi tego sobie przypominać. Cztery niczego się nie bał. A teraz widzę go w takim żałosnym stanie. Obudź się, nie chcę Cię nigdy więcej takiego oglądać. To nie ty.
- Przepraszam. – mówi niskim głosem. Sięga po coś do tyłu. Wyciąga zza moich pleców marynarkę i zarzuca mi ją na ramiona.
- Lepiej. Weź się w garść, dobrze? – czuję się okropnie widząc go takiego i ganiąc go, ale nie da się inaczej.
- O czym ty mówisz? Przecież dobrze się czuję. – uśmiecha się. Dotarło do niego.
- O to Ci chodziło, mówiąc, że zobaczę Cię prawdziwego? – unoszę brwi z lekceważeniem.
- Nie chcę o tym rozmawiać. – Tobias ucina temat. – Muszę Ci coś powiedzieć.
- Wysłucham Cię, ale tylko wtedy gdy będziesz zachowywał się przyzwoicie.
- Obiecuję. – wyciąga dwa palce w powietrze. Śmieję się i opieram głowę o jego ramię.
- Nie wygłosiliśmy sobie tych naszych przysiąg prawda? – Och. To o to mu chodzi. – Beatrice. – uśmiecha się nieśmiało. – Musisz wiedzieć, że znałem Cię zanim przybyłaś do Nieustraszoności. Widziałem Cię na przerwach, na lekcjach, na dworze. I może, gdybyśmy zostali w Altruizmie, pewnego dnia bym się do Ciebie odezwał. Ale to jest niepewne, ponieważ wiemy jacy są Altruiści. – śmieje się nerwowo. Splatam nasze palce. – Zostałem w Nieustraszoności ze względu na Ciebie. Zawsze chodziło o Ciebie, w każdym momencie. Bałem się tego co do Ciebie czuję. Bo nie wiedziałem, że to możliwe czuć coś takiego. Ja Cię nie kocham. Nie jestem w Tobie zakochany. Ponieważ to coś więcej, a tego „więcej” nie da się opisać. – spogląda mi w oczy. – Kocham Cię. Ale nie mówię Ci tego tak, jak zwykle sobie to mówimy. Kocham Cię, bo jesteś moim życiem. Gdy przestaniesz oddychać, ja też przestanę. Gdy byłaś w śpiączce… zastanawiałem się nad, no wiesz… – kiwam głową, zbyt zszokowana aby coś odpowiedzieć. – Tris, nie wiem czy ktokolwiek na ziemi, kochał kogoś tak mocno jak ja Ciebie. I myślę, że to mało prawdopodobne, bo za dużo przeszliśmy, żeby to wszystko było tylko miłością. My jesteśmy czymś więcej. Przykro mi, ale nie mogę Ci powiedzieć, jak bardzo Cię kocham. Przepraszam. – posyła mi blady uśmiech. W moich już dawno pojawiły się łzy, i teraz płyną ciurkiem po moich policzkach. – I widzisz? Teraz ty płaczesz. – W jego oczach widzę to, co jest mocniejsze niż miłość. Kciukami ociera moje łzy. Na trzeźwo nigdy nie powiedziałby czegoś takiego.
Zagryzam wargę, żeby nie wybuchnąć płaczem. Wyciągam szyję i delikatnie muskam wargami jego usta. Odsuwam się od niego na sekundę, ale tylko po to aby podnieść się na kolana i mocniej się do niego przycisnąć. Marynarka spada z moich ramion. Tobias obejmuje mnie ciasno ramionami. Wplata ręce w moje włosy, jego dłonie obejmują moją głowę, a kciukami dotyka kącików moich ust. Przesuwa wargi na moją szyję, potem na obojczyk. Sięgam do paska jego spodni i pcham go na ziemię. Szeroko się uśmiecha i pociąga mnie za sobą. Upadam na niego, jest cały gorący.
- Wiesz, że Cię nie kocham? – mruczę mu w wargi.
- Wiem, ja Ciebie też nie. – odpowiada, uśmiechając się.


Miałam dwie opcje pokazania Cztery, wybrałam taką i jestem w miarę zadowolona :P.
Taki zabawny (Shauna bez zębów XD) ale także mocny rozdział dla Was ode mnie ;)
Opinie mile widziane C: Do następnego! <3

8 komentarzy:

  1. Rewelacyjnie budowałaś napięcie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba ta wersja Cztery. Jest taki nieprzewidywalny a jednoczesnie taki przewidywalny. Idealny mix Cztery i Tobiasa. Super go stworzyłaś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny! Jak zawsze zreszta. Jedna tylko rzecz mnie zastanawia. Dawno temu kiedy Tris była w ciąży po raz pierwszy Shauna tez zaszła w ciąże, nawet razem poszły na zakupy. Co sie stało z jej dzieckiem? Pomyslałam o tym dopiero teraz no bo w końcu tez sie upiła. Chociaż patrząc na czas to chyba powinna juz urodzić....nie wiem, nie wiem....

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny! Jak zawsze zreszta. Jedna tylko rzecz mnie zastanawia. Dawno temu kiedy Tris była w ciąży po raz pierwszy Shauna tez zaszła w ciąże, nawet razem poszły na zakupy. Co sie stało z jej dzieckiem? Pomyslałam o tym dopiero teraz no bo w końcu tez sie upiła. Chociaż patrząc na czas to chyba powinna juz urodzić....nie wiem, nie wiem....

    OdpowiedzUsuń