środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 18.

Miesiąc później

Christina
Siedzę naprzeciwko Billa Jamisona, prawej ręki Luny Thompson. Ma brązowe tłuste włosy, które spływają po, podniesionych do góry, czarnych okularach. W tej chwili przygryza wargę i denerwuje się papierkową robotą czasami coś do siebie mrucząc. Jak – myślę sobie – ten facet dostał się na tak wysokie stanowisko? Podnosi wzrok i uśmiecha się do mnie a ja odpowiadam skinieniem głowy. 
- Tak więc, uh, chcesz pracować w zarządzie tak? – Patrzy teraz na mnie teraz, ale jego wzrok jest skierowany na północ od moich oczu, na moje czoło. Ukrywam zmieszanie i kiwam głową.
- Tak, niedawno ukończyłam studia. – recytuję informacje, których uczyłam się w ciągu ostatnich tygodni. Chicago nigdy nie miało studiów. Kiedy stawałeś się członkiem swojej frakcji twoja nauka się kończyła. System który tutaj panuje jest dla mnie dziwaczny, nie wyobrażam sobie jak ludzie mogą tutaj żyć. Sądzę jednak, że ich opinia się tu nie liczy. Przeniknięcie grupy do eksperymentu jest trudne, wymaga to zabicia paru ludzi aby pozostać niezauważonym. Jeden raz udało nam się przeniknąć do eksperymentu w taki sposób, że zastosowaliśmy specjalne serum pamięci. Rozpyliliśmy go w powietrzu, a ludzie którzy się go nawdychali zapamiętali nas jako ich przyjaciół. Jakby znali nas od lat. 
- To imponujące…
- Christina. – kończę jego zdanie. Zdecydowaliśmy zatrzymać nasze imiona ponieważ nie będzie to w żaden sposób przeszkadzać w misji. I również dlatego, że byłoby to niezręczne w ważnej sytuacji zapomnieć swojego imienia.
- Tak, Christina. – Niektórzy ludzie tutaj, zostali nastawieni tak, żeby oceniać ludzi w różnych stopniach. Na przykład, Bill widział moje imię i zdjęcie tylko raz podczas wypełniania dokumentów. Nic wielkiego. – Wszystko sprawdzone i możesz zacząć jutro. Potem dam Ci jakąś pracę do wykonania. – uśmiecham się i dziękuję. Podchodzę aby uścisnąć mu dłoń. Kręci się ze zdenerwowania i zdecydowanie zbyt gwałtownie wyciąga rękę, potrząsa nią dwa razy i usuwa ją z uścisku najszybciej jak to jest możliwe.
Nigdy nie zapomnę jak dziwnie się czułam. – obiecuje sobie w myślach i wychodzę z pomieszczenia

Tris
Pocieram mój brzuch oglądając jak Tobias przyrządza obiad. Jeszcze nie widać, że jestem w ciąży, ale Cara powiedziała, że za 3 miesiące będzie można już zauważyć sporą różnicę. Niedawno podjęliśmy decyzję, że wrócimy do Chicago i nasze dziecko będzie dorastać jako członek Nieustraszoności. Przywrócono system frakcji i będzie on działał na takich samych zasadach jak poprzednio, na razie wszyscy próbują ponownie przywrócić równowagę w swoim życiu. Czuję ukłucie w brzuchu kiedy wracam myślami do tego co powiedział mi Will:
- Pamiętam że jedna linijka z manifestu Nieustraszonych brzmi: „ Uznajemy zwyczajne akty męstwa, odwagę, która każe jednej osobie stanąć w obronie drugiej.”
Wzdycham kiedy sobie to przypominam. Powinien być dumny, dopilnujemy aby te zasady zostały wcielone w życie. Tobias i ja zamieszkaliśmy z powrotem w jego apartamencie, ponieważ nikt go nie ruszał, ale zgodziliśmy się co do tego, że przeprowadzimy się do innego gdy tylko urodzi się dziecko. Kiedy pierwszy raz przyszłam do jego apartamentu, po tym jak zostałam zaatakowana przez Peter’a, Drew i Ala, nigdy nie zauważyłam, że jest tutaj kuchnia. Najwyraźniej Tobias nigdy jej nie używał ponieważ musieliśmy zrobić wielkie zakupy kupując garnki i naczynia. Kosztowało nas to wiele punktów. Na szczęście nie musimy kupować nowych ubrań. Jednakże jak bardzo lubiliśmy pomysł z poszerzeniem naszej garderoby o ciuchy w różnych kolorach, tak bardziej woleliśmy wrócić do domu. 
Zdecydowaliśmy wrócić tutaj odkąd w Agencji czuliśmy się jak we więzieniu, no i nie da się pominąć faktu, że prawie tam umarłam. Koncepcja zamieszkania tam na zawsze to było zdecydowanie za dużo. Zeke i Shauna zdecydowali, że pojadą z nami, Shauna sądziła, że Zeke potrzebuje rodziny i również chcą wychować swoje dzieci jako Nieustraszonych. Shauna odkryła, że jest w ciąży niemal w tym samym czasie co ja. Zmusiła mnie do obiecania, że pójdę z nią kupić ubranka i wyprawkę dla dziecka w najbliższych miesiącach.
Tobias kładzie przede mną talerz z makaronem i sosem Pesto i od razu chciwie zabieram się do jedzenia. Spoglądam do góry na Tobiasa, który uśmiecha się pod nosem. 
-Co jest takie śmieszne? – pytam go.
- Nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak mały jadł tak dużo. – klepię mój brzuch.
- Jem za dwóch. – śmieje się i całuje moje czoło.
- No pewnie. – siada obok mnie i również zabiera się do jedzenia. Zwalniam trochę.
- Myślałeś już o imionach? – pytam bawiąc się jedzeniem na talerzu.
- W zasadzie to nie. Myślę, że jeśli byłaby to dziewczynka to moglibyśmy dać jej na drugie Natalie. – posyłam mu smutny uśmiech i zgadzam się. – A jeśli byłby to chłopiec mógłby mieć na drugie Andrew. Nie sądzę, że danie dziecku imienia po jego dziadkach byłoby dobre. – kiwam głową i znów przyznaję mu racje. – A ty masz jakieś pomysły?
- Oczywiście myślałam o Natalie. Oraz o Williamie na drugie. Podoba mi się też imię Riley? – wysuwam propozycje pod postacią pytania.
- Riley Natalie Prior, troszkę poplątane nie sądzisz? – śmieje się, a ja po chwili do niego dołączam.
- Myślę, że powinniśmy jeszcze chwilę się nad tym zastanowić.
- Też tak sądzę. – Zaczyna zmywać naczynia. Patrzę na niego i myślę, Riley Natalie Eaton brzmi o wiele lepiej.

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 17.

Tris
Patrzę na niego do góry nadal niedowierzając. 

– Chcesz z nimi pojechać?
- Dołączyłem do tej grupy i nie byłoby to sprawiedliwe gdybym teraz ich opuścił, prawda? – wyrywam się z jego objęć.
- Nie, oczywiście że nie będzie to niesprawiedliwe, zrozumieją to. – prycham. Tobias próbuje do mnie dotrzeć, ale ja podrywam się z łóżka.
- Tris… Nie bądź taka… - błaga mnie.
- Skoro tak, to jadę z Tobą. – teraz z kolei to on patrzy na mnie z niedowierzaniem. Już go nie rozumiem. Na początku próbuje mnie przekonać żebym została, potem jednak się zgadza i chce jechać tam ze mną. A gdy mój wyjazd nie wchodzi w grę jemu nagle bardzo na tym zależy! Nie nadążam za nim.
- Narazisz na niebezpieczeństwo nasze dziecko i siebie kolejny raz, tylko żeby mnie zdenerwować? – mówi protekcjonalnym tonem przez co moje policzki zaczerwieniają się z wściekłości.
- Nie możesz traktować mnie jak dziecko, Tobias. 

Krzyżuje swoje ręce na piersi i widzę, że przechodzi na tryb instruktora.
- Jesteś siedemnastolatką, Tris. Musisz zachowywać się doroślej, teraz, kiedy masz dziecko.
- Nie masz prawa tak mówić! – wrzeszczę na niego i w tym samym momencie drzwi się otwierają. – Ty będziesz ojcem!
- Przepraszam, mogę wyjść jeśli wam w czymś przeszkodziłam. – mówi Cara i lekko się czerwieni z powodu wtargnięcia do pokoju.
- Nie, wszystko w porządku. – Ja i Tobias mówimy w tym samym czasie. Cara kiwa głową i zwraca się do mnie.
- Wyniki? – po tych słowach znowu czuję motylki w brzuchu i zaczynam się trząść kiedy pomyślę, że zaledwie parę minut temu razem z Tobiasem dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży. Byliśmy tacy szczęśliwi przez tak krótki czas.
- Jestem w ciąży. – Cara piszczy i otwiera ręce żeby mnie przytulić.
- Wybacz, przepraszam, powinnam być profesjonalna… znowu. – mówi gdy odrywamy się od siebie, ale cały czas się uśmiecha. – Więc, te nudności które miałaś dzisiaj rano powinny przejść Ci w ciągu paru tygodni a jeśli nie, to zawsze możemy Ci coś przepisać. Poza tym, przyjdź na kontrolę za 6 tygodni. – Cara otwiera drzwi i wychodzę nie czekając na Tobiasa.
- Tris. – Teraz słyszę mojego chłopaka, nie instruktora Cztery, który mnie poucza. Nie przestaję iść, ale jestem zmuszona się zatrzymać kiedy podbiega i staje przede mną. – Tris to jest głupie, właśnie odkryliśmy coś co zmieni nasze życie i zaczynamy się z tego powodu kłócić. 

- Tak to jest głupie. A właściwie świadczy o tym, że jeśli chodzi o coś ważnego nigdy się ze sobą nie zgadzamy. - Odpycham jego rękę, którą wyciąga w moją stronę. - Tak nie może być. Ja chcę coś zrobić – ty nie chcesz. Ty chcesz coś zrobić – ja nie chcę. Męczy mnie to. - Widzę jak na jego twarzy odmalowuje się dziwne uczucie. Co to jest? Zdenerwowanie? Moje rozmyślania przerywa jego oschły ton:
- Czekałem na Ciebie tyle czasu. Nawet Christina Cię opuściła. Caleb chciał Cię odłączyć. Ale ja zostałem. A teraz ty chcesz mnie opuścić? – Dystansuje się ode mnie. – Nie wierzę. Nie mogę uwierzyć, że to robisz! – krzyczy, gwałtownie się odwraca i odchodzi.
Co się właśnie stało? A może tak będzie lepiej? W połowie drogi Tobias zaczął biec. Zastanawiam się co teraz czuje. Na pewno jest wściekły. Postąpiłam niesprawiedliwie, to na pewno. Teraz widzę jak bardzo się różnimy. Będę miała dziecko i nie mogę rujnować jego życia. Nie mogę mu tego zrobić. Będzie czuł się osaczony. Nie będzie miał własnej przestrzeni. On musi być wolny, nie mogę doprowadzić to tego, że będzie potem żałował tego co zrobił. Jezu, mój tok myślenia już nie ma sensu. Przecież on się cieszył. Cieszył się, że będzie miał dziecko. Ze mną. On mnie kocha a ja jego. Posunęłam się za daleko, i to zdecydowanie za daleko. Osuwam się na ścianę. Nigdy nie spojrzę mu już w oczy. On zapewne nigdy mi tego nie wybaczy. Jestem pewna, że już w najbliższym czasie pożałuję tego co mu powiedziałam. Nie mam siły więcej myśleć i powoli wlokę się na spotkanie Wiernych. Jestem już mocno spóźniona i gdy sobie to uświadamiam przyspieszam kroku równocześnie ścierając łzy spływające mi po policzkach.

Tobias
Biegnę przed siebie. Nie patrzę gdzie. Jak ona mogła to zrobić? Przecież to nie ma sensu! Tyle razem przeszliśmy, tyle dla siebie poświęciliśmy! Jak po tym wszystkim mogło do tego dojść!? Wbiegam do naszego wspólnego, a może już nie, pokoju i rzucam się na łóżko. Wbijam głowę w poduszkę i próbuję pohamować łzy. Zaczynam wrzeszczeć w materiał. Złość rozdziera mnie od środka. Co mogę zrobić… Tyle razy mówiła, że mnie kocha. To nic nie znaczyło? Kolejny raz dochodzę do wniosku, że to jest nielogiczne. Nagle rodzi się we mnie pomysł. Być może nie zdaje sobie sprawy jak bardzo mi na niej zależy. Pokażę jej. W jednej chwili jestem na nogach i wycieram mokrą od łez twarz. Wylatuję z pokoju w zabójczym tempie. Moim kierunkiem jest spotkanie Wiernych. Znam Tris, ona musi tam być.
Otwieram drzwi sali konferencyjnej tak powoli i bezgłośnie jak tylko potrafię. Powoli wchodzę w tłum, próbując aby nikt nie zwracał na mnie uwagi. I wtedy ją zauważam. Dziwne, stoi w bezruchu tępo wpatrując się w Phila, który przemawia. To nie pasuje do tego co przed chwilą powiedziała. Widzę na jej twarzy smutek i w tym momencie po jej policzku spływa pojedyncza łza. Mam ochotę tam podejść i wytrzeć ją z jej policzka. ‘Jeszcze nie teraz’ mówię sobie. Zaczynają planować akcję, w której mieliśmy brać udział. Już wcześniej powiedziałem im, że Tris nie jedzie i zrobię to sam. Więc teraz spokojnie omawiają szczegóły operacji. Występuję z szeregu ludzi i kątem oka widzę jak Tris otrząsa się z otępienia i gwałtownie wciąga powietrze gdy mnie zauważa. Gdy na nią spoglądam opuszcza wzrok i przyciska rękę do czoła. ‘Teraz’ myślę. Udowodnię jej, że nie tak łatwo jest się mnie pozbyć. Zasługuję chyba na słowa wyjaśnienia.
- Nie jadę. – słowa same wychodzą mi z ust. Phil wpatruje się we mnie rozdrażniony i wściekły. Patrzę na Tris. Ona natomiast wygląda na oszołomioną. Nie spodziewała się tego po mnie. Wiedziała ile dla mnie znaczy ten wyjazd. Uśmiecham się lekko, usatysfakcjonowany, że udało mi się ją zaskoczyć.
- Co to znaczy, że nie jedziesz? Plan był z góry ustalony. Nie dość, że i tak oświadczyłeś mi, że Tris odpada z akcji, nawet nie wiem z jakiego powodu, to teraz mówisz mi jeszcze, że ty też nie jedziesz?
- Nie jadę. To postanowione.
- Przez Ciebie, wszyscy tutaj będziemy musieli od nowa się naradzać. Myślisz, że kim ty jesteś?
Czuję dotyk na ramieniu. Rozpoznaję go, trudno go nie rozpoznać, w końcu kocham ten dotyk. Odwracam się i patrzę Tris prosto w oczy.
- Co? – mówię ściszonym głosem.
- Tobias, musisz jechać. – odzywa się. Głos jej się trzęsie. Pcham ją lekko w stronę tłumu. Nie chcę, żeby wszyscy na nas patrzyli. Słyszę jak Phil kontynuuje swój wywód. Mało mnie obchodzi jego zdanie.
- Nie, nie muszę. To mój wybór. A moim wyborem jest zostać tu z Tobą. Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że ja Cię naprawdę kocham? No powiedz mi. Dlaczego… Dlaczego to powiedziałaś? – ściskam ją za ramiona. – Dlaczego powiedziałaś, że to nie ma sensu? To ty jesteś sensem... sensem... wszystkiego. - głośno przełykam ślinę, nie jestem przyzwyczajony do tego typu rozmów. - Nie pozwolę Ci odejść. – wzdrygam się na samą myśl o tym. Już dawno temu nauczyłem się ukrywać uczucia. Teraz po prostu pozwalam im się ze mnie wydostać.
- Ja… ja nie mogę Cię ograniczać. A wiem, że jeśli urodzi się nam dziecko, to na pewno tak będzie. Ty nie możesz czuć się zamknięty. Wiem o tym, znam Cię. Musisz mieć swobodę ruchu… - Tris mówi szeptem. Tak cicho, że prawie nie mogę jej zrozumieć. – Ja naprawdę nie chcę Cię zostawić. Nie wiem dlaczego to wcześniej powiedziałam. Kocham Cię. Ale chcę żebyś był szczęśliwy...
- Tris, - czuję jak wilgotnieją mi oczy, ale opanowuję się. – Tris, - zmuszam ją żeby na mnie popatrzyła. – Ja, jestem szczęśliwy. – wymawiam te słowa najwyraźniej jak potrafię. – Tylko z Tobą jestem szczęśliwy, zrozum to! Proszę obiecaj mi, że nigdy nie powiesz nic podobnego, obiecaj mi! – Jej oczy również stają się szkliste. Nie mogę się powstrzymać i przyciągam ją do siebie. Czuję jak kiwa głową.
- Kocham Cię Tobias, wiesz o tym, prawda? – Zaczynam się śmiać i płakać jednocześnie. Wdycham zapach jej włosów i opieram brodę o jej głowę.
- Wiem, i ty też wiedz, że ja kocham Ciebie. To się raczej nigdy nie zmieni. – mówię gorzko. Całuję ją w czoło. – I nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo się cieszę, że będziemy mieć razem dziecko.
- Dziecko?! – obaj równocześnie obracamy głowy w stronę z której dochodził głos. Christina stoi obok nas. Czy wszyscy to widzieli? Rozglądam się, ale z ulgą stwierdzam, że nikt nie zwracał na nas uwagi. Ale pomimo to widzę jak Tris robi się czerwona, ja chyba zresztą też. – Hej! Ziemia do Tris i Cztery! Dziecko?!
- Tak. Jestem w ciąży. – Tris odpowiada cichym, zachrypniętym głosem. Widzę jak na jej twarzy pojawia się uśmiech. – Hej Phil! – Tris w jednej sekundzie staję się na powrót opanowana i z rozbawieniem woła przywódcę Wiernych. – Chyba oboje wypadamy z tej akcji. Przykro nam. – jej uśmiech coraz bardziej się powiększa. Phil patrzy na nas z powątpiewaniem. Ale po chwili zbywa nas machnięciem ręki i zaczyna ustalać nowy plan.
- Straciliśmy naszych ludzi, którzy pracują w środku rządu, prawda? – Tris szybko potrząsa głową, a ja patrzę przepraszająco na Phila. – W porządku... Christina. – Jej głowa podrywa się do góry. Nadal ma otwarte ze zdziwienia usta i szeroko otwarte oczy. – zastąpisz ich. Dobrze się spisałaś w Dallas dlatego myślę, że równie dobrze sprawdzisz się w Bostonie. – Christina się uśmiecha, pokazuje Tris i mnie kciuki w górę po czym zamyka nas oboje w uścisku. Zaczyna piszczeć i podskakiwać, więc to wszystko musi wyglądać dziwnie. Sztywnieję w jej ramionach.

- Christina? - krzywię się.
- Tak? - odpowiada w euforii.
- Nie. - powstrzymuję ją. Patrzy na mnie przez chwilę i w końcu załapuje o co chodzi. Puszcze mnie i patrzy przepraszająco. Tris śmieje się i patrzy na mnie z łagodnym uśmiechem. Kiwam głową do Christiny i łapię Tris za rękę, bezszelestnie wychodzimy z sali.

Tris
Nigdy sobie nie wybaczę tego co mu powiedziałam. Leżę na łóżku wtulona w Tobiasa. Jest już późno i powoli usypiamy. Nie rozmawiamy ze sobą, ale czujemy się z tym dobrze, wszystko sobie wyjaśniliśmy. Teraz już nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Nagle Tobias podciąga się na łokciach i kładzie rękę na moim brzuchu.
- Tris, mam zamiar opiekować się Tobą i tym dzieckiem. Proszę, pozwól mi na to. – W ciemności widzę jak przybiera poważny wyraz twarzy. W odpowiedzi przyciągam jego usta do moich. Czuję jak się uśmiecha.
- Przepraszam Cię. – szepczę. Tobias patrzy na mnie z troską w oczach.
- Nie masz za co. Czasem, w każdym z nas pojawia się zwątpienie, nawet w najoczywistsze rzeczy na świecie. – wykrzywia usta w tym swoim nieśmiałym uśmiechu, który tak uwielbiam. Głaszcze mnie po policzku, z powrotem opada na poduszkę i usypiamy. Jego ręka oplatająca mnie w talii a moja głowa spoczywająca na jego klatce piersiowej. I tak już będzie zawsze.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 16.

Tris
Tobias wali pięściami w drzwi, ale otwieram mu drzwi dopiero gdy jestem pewna, że znów nie zwymiotuję.
- Tris? – Wygląda na przestraszonego, a jego ręce się trzęsą. Źle czuję się z tym, że go ode mnie odizolowałam, ale nie chciałam żeby to oglądał.
- Przepraszam Tobias, już jest wszystko dobrze. Chodźmy tylko…
- Nie. – przerywa mi i bierze mnie za rękę. – Idziemy do szpitala, żeby Cara Cię przebadała. Jeśli jest to efekt uboczny przebywania w śpiączce chcę być pewien, że będziesz zdrowa. – Jestem pewna, że również zdaje sobie sprawę z tego, że byłam w śpiączce już dobre parę miesięcy temu i to niemal na pewno nie ma związku z tym co właśnie się stało, ale pozwalam zaprowadzić się mu do szpitala, a gdy już tam docieramy pyta pielęgniarki o Care.
- Macie szczęście, to jej zmiana. Zazwyczaj jest w bibliotece na dole. – Uśmiecham się na myśl o tym jak wymyka się żeby zobaczyć Caleba, patrzę w górę ale Tobias nadal wygląda na zmartwionego.
Cara wychodzi z pokoju pielęgniarek i widzę że ona również jest czymś zaniepokojona. – Tris proszę, chodź ze mną. – Zauważam że Cara używa swojego formalnego głosu. Przypomina mi to trochę czasy kiedy Tobias mówił mi coś ważnego i używał do tego swojego głosu instruktora. Cara pokazuje Tobiasowi ręką krzesło obok drzwi bo zapewne zdaje sobie sprawę, że poproszenie go o wyjście w obecnej chwili nie jest dobrym pomysłem. Potem każe usiąść mi na szpitalnym łóżku.

Tobias
Patrzę jak Tris odpowiada na pytania i jak Cara dźga czy też naciska głowę i dół jej kręgosłupa. Wpatruję się w oczy Tris, kiedy słyszę jak Cara pstryka kciukami obok mojej głowy.
- Co? Tak, no i co jej jest? – Wracam z powrotem do rzeczywistości i widzę jak Tris powstrzymuje się od śmiechu.
- Mam zamiar zadać Tris bardziej osobiste pytania i proszę Cię abyś wyszedł.
- Nie zostawię jej, wiem o niej wszystko. – Cara posyła mi groźne spojrzenie.
- Cztery, to szpital, ona jest tu całkowicie bezpieczna. – Patrzę na Tris w poszukiwaniu wsparcia ale zamiast tego widzę, że zgadza się z Carą.
- Cztery, potem Ci powiem, okay? – Szybko wstaję i wychodzę zatrzaskując za sobą drzwi. Opadam na podłogę i chowam głowę w dłoniach. Czy Tris nie widzi, że patrzenie na nią w takim stanie mnie zabija?

Tris
- Przepraszam Cara, on jest tak opiekuńczy i… - Cara podnosi rękę w górę.
- Rozumiem. Nigdy nie udało nam się wyciągnąć go z tego pokoju podczas gdy byłaś w śpiączce. Jedyny raz kiedy opuścił Cię na więcej niż pół godziny był w dzień kiedy zaczęłaś się wybudzać. – Tobias nigdy o tym nie wspominał i jestem w szoku. Musiał spędzić cały czas, stłoczony w tym szpitalu tylko dla mnie. – Tris muszę Ci teraz zadać parę osobistych pytań. – Kiwam głową i już czuję jak moje policzki zaczynają czerwienieć na wspomnienie ”osobistych pytań”. – Zapytam Cię tylko dlatego, ponieważ twoje nudności nie są związane z śpiączką. Po pierwsze, kiedy po raz ostatni miałaś okres?
- Spóźnia mi się trzy dni. – mówię, nie chcę niepotrzebnie zmuszać Cary do liczenia dni.
- Czujesz się bardziej zmęczona niż zwykle?
- Trenowałam o wiele więcej niż zwykle. Dla Wiernych.
- Kiedy ostatnio odbyłaś stosunek płciowy?
- Yyy, t-to znaczy… prawdopodobnie… Uh, tydzień-taak-tydzień temu, to, to się zdarzyło. – Jestem strasznie sfrustrowana tym, że tak łatwo się zawstydzam i widzę jak Cara głupawo się uśmiecha. – Cara. Przestań. – Cara się śmieje i przeprasza.
- Przepraszam, powinnam być profesjonalna. Tris, chcę żebyś zrobiła test ciążowy. – Szczęka mi opada i gapię się na nią wytrzeszczając oczy. – To jedyna rzecz która może tutaj pasować. - Podaje mi test ciążowy i zaczynam iść w kierunku łazienki. – Chcesz żeby był tu ktoś jak wyjdziesz? – pokazuję cztery palce u ręki, ponieważ nie jestem w stanie nic powiedzieć.
Patrzę na instrukcje i podążam za nimi a potem czekam z trzęsącymi się rękami na wyniki.

Tobias
Cara otwiera drzwi i wpadam z powrotem do pokoju z którego przed chwilą mnie wyprosili.
- Mam nadzieję, że nie podsłuchiwałeś, Cztery. – Patrzy na mnie spode łba. Kręcę głową a ona tylko przewraca oczami. – Tris przeprowadza test i chce żebyś był tutaj gdy wyjdzie. – Cara otwiera drzwi szerzej, wychodzi i kiwa głową. Podchodzę do szpitalnego łóżka i siadam na nim.
Zamyślony chodzę po sali podczas gdy blada i trzęsąca się Tris wychodzi z łazienki. – Tris? – mówię, natychmiast zaniepokojony podchodzę do niej i podtrzymuję ją w talii. – Tris co się dzieje? – Spogląda na mnie do góry jej szeroko otwartymi oczami.
- Jestem w ciąży. – Czuję jak moje oczy się rozszerzają.

Tris
- Jestem w ciąży. – mówię i widzę jak oczy Tobiasa się rozszerzają. Potem, zanim się orientuję, trzyma mnie w objęciach i się śmieje. – Tobias? – pytam, spogląda w dół i mnie całuje.
- Tris, to cudownie! – śmieje się i znów mnie całuje, jego szczęście jest zaraźliwe.
- Tak. – uśmiecham się do niego i tym razem jego wargi napierają na moje z o wiele większą siłą.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. I tak chcę jechać do Bostonu.
- Tris musisz być bezpieczna, poprzez wzgląd na dziecko. – kiwam głową ale nagle zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę nie obchodzi mnie już to czy pojadę czy nie. Będę miała dziecko z Tobiasem. Ta wiadomość wszystko zmienia.
- Ale i tak musimy jechać. Jeśli plan ma się powieść co najmniej jedno z nas musi polecieć do Bostonu. – I tak cała moja wizja szczęśliwej rodziny legła w gruzach.

wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział 15.

Christina
„Chce wiedzieć wszystko na temat Wiernych”. Tris wyszła jakąś godzinę temu albo wcześniej. Ale te słowa cały czas krążą mi w głowie. Nie jestem pewna czy to źle, że powiedziałam jej o Wiernych czy nie. Co jeśli ją czymś zachęciłam? Jestem pewna, że Cztery zabiłby mnie gdyby wiedział, że powiedziałam jej wszystkie plany, wszystkie informacje, które chciała wiedzieć. Nie powinnam nikomu tego mówić, ale wiem że mogę zaufać Tris, ona umie utrzymać coś w tajemnicy.
Ktoś puka do drzwi i od razu myślę, że to ona, ale kiedy otwieram widzę w drzwiach Cztery. Głośno przełykam, cały czas czuję, że on nadal jest moim instruktorem.
- Hej, Cztery. Czegoś potrzebujesz? – Cztery rozgląda się na lewo i prawo zanim pyta:
- Mogę wejść? – Zmieszana otwieram drzwi szerzej i cicho je za nim zamykam. – Muszę dowiedzieć się czegoś o Wiernych, Christina. – Otwieram usta żeby coś powiedzieć ale on mnie powstrzymuje. – Muszę to wiedzieć przez wzgląd na Tris. Wiem, że chce coś zrobić i chce jej w tym pomóc. Ona ma prawo mieć własne życie i nie mogę jej tego zabronić. – Widzę jak bardzo te słowa ranią Cztery. On naprawdę ją kocha.
- Rozumiem. – Zaczynam opowiadać mu wszystko co powiedziałam przed chwilą Tris a on tylko potakuje w niektórych momentach. Można powiedzieć, że jest skupiony na każdym słowie które mu powiem, więc kiedy kończę mówić, daję mu chwilę na zastanowienie.
- Co o tym myślisz, Christina? – Cztery już nie jest instruktorem tylko chłopakiem, który jest zakochany w mojej przyjaciółce. Dziwnie z nim tak luźno rozmawiać.
- To jej wybór, Cztery. Ona może robić co chce. Tak między nami, założę się, że ona czuje się tak samo jak ty. Tris chce z tobą zostać, ale także chce iść walczyć. Idź z nią pogadaj. – Cztery potakuje i wychodzi z pokoju.

Tobias
Znalezienie Tris zabiera mi trochę czasu, ponieważ była w bibliotece. Jest to ostatnie miejsce w którym spodziewałem się ją znaleźć. Nogi ma oparte na starym dębowym stole, a książka spoczywa na jej nogach. Caleb i Cara jak zwykle siedzą przy stole.
- Tris mogę z Tobą porozmawiać? – Jej głowa podrywa się w górę i Tris posyła mi uśmiech. Boże, ona wie jak sprawić żebym miał ochotę ją złapać, włożyć w folie bąbelkową i trzymać gdzieś gdzie byłaby bezpieczna.
- Jasne Tob… Cztery – W samą porę powstrzymuje się i mruga do mnie. Caleb wygląda na zirytowanego, ale książka która przed nim leży jest, jaki widać, w tym momencie ważniejsza. Tris rozprostowuje nogi i sztywno wstaje, podchodzę do niej i podaje jej rękę.
- Chodźmy do mieszkania. – Chwytam jej rękę i podążam ścieżką, aż docieramy do pokoju. Siadamy naprzeciwko siebie na łóżku. – Nie będę przedłużać więc po prostu to powiem. Jeśli będziesz chciała dołączyć do Wiernych, pójdę z Tobą. – Wygląda na zszokowaną ale powoli zaczyna się uśmiechać.
-Mówisz poważnie?
- Tak. Wiem, że chcesz pomóc. Jeśli życie byłoby perfekcyjne wtedy ty zapewne zostałabyś tutaj, ze mną, ale takie nie jest. Chcesz iść i gdziekolwiek pójdziesz będę Ci towarzyszył. – Jej twarz się rozjaśnia i niespodziewanie czuję jej ręce w moich włosach i jej wargi na moich ustach.
- Kocham Cię, Tobias. Wiesz o tym prawda? – Kiwam głową i chwytam jej nogi tak, że teraz mnie oplatają. Mam uczucie, że pierwszy raz jestem z Tris tak blisko od czasu gdy pierwszy raz ją zobaczyłem. Czuję jak pożądanie, które trzymam specjalnie na te momenty, mnie wypełnia. Bawię się brzegiem jej bluzki i ostatecznie to ona ją ściąga. Jestem tym zaskoczony i po prostu na nią patrzę. Jest taka piękna.
- Kocham Cię. – A potem, wszystko o czym myślę to fakt, że ona jest przy mnie i już zawsze tak będzie.

Tydzień później

Tris
Idę z Tobiasem do Christiny. Dzisiaj ostatecznie zatwierdzamy plany ataku na eksperyment w Bostonie. Tobias i ja będziemy przedstawieni jako para dlatego obaj dostaniemy pracę w rządzie. Christina i paru innych, Daniel, Elliot i Katy będą strażnikami. Jestem zaskoczona tym, że zrobili cięcia, ale zostały tylko dwie osoby i uznano, że będą bardziej przydatne w pokoju kontrolnym, w Agencji. Niestety będziemy musieli przekonać ludzi, że żyliśmy tam cały czas i ukończyliśmy tylko studia. Wszyscy wyglądają na takich, którzy rzeczywiście je ukończyli ale to, że mam 17 lat i na dodatek jestem mała w niczym mi nie pomaga. Jestem zadowolona na myśl o tym, że znów polecę samolotem ale właśnie w tej chwili czuję, że robi mi się niedobrze.
Zatrzymuję się, a Tobias od razu robi się niespokojny.
- Tris, co się dzieje?
- Będę chora. – jęczę.
- Zabiorę cię do Cary. – Tobias próbuje iść szybko, ale przez skurcze mojego żołądka stają się coraz silniejsze. Zauważam tabliczkę wskazującą drogę do ubikacji i nurkuję do pierwszej lepszej kabiny. Zatrzaskuję drzwi, zamykam je na klucz i wymiotuję do toalety. Co się ze mną dzieje?

Jakieś koncepcje? :D Ktoś się czegoś domyśla? :D

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 14.

Tris
Idę z łatwością przez korytarze. Kiedy pierwszy raz byłam w Agencji, nie miałam pojęcia gdzie są poszczególne pomieszczenia, ale teraz przemieszczanie się tutaj jest moją drugą naturą. W końcu docieram do biblioteki i nie jestem zaskoczona widząc Care i Caleba studiujących coś razem. Cara wygląda na nieco bardziej roztargnioną niż Caleb, ale oczywiste jest to, że powodem są ich relacje.
- Hej, ludzie. – lekko do nich macham, obaj spoglądają w górę i mruczą cześć. – Zastanawiałam się nad tym czy moglibyście udzielić mi trochę informacji. - Teraz skupiam na sobie ich uwagę i muszę stłumić śmiech. Wyglądali trochę jak surykatki, kiedy ich głowy wystrzeliły równocześnie w górę.
- Słuchamy Cię, wiemy wszystko gdy tylko mamy do tego odpowiednie książki. – Caleb uśmiecha się do mnie, oczy ma przepełnione pasją wiedzy, którą zdobył.
- Wiecie, zastanawiałam się nad Wiernymi. Gdzie jest ich następny cel i po prostu chciałam wiedzieć…. więcej. – Caleb potakuje.
- Miałaś predyspozycje do Erudycji prawda? - Caleb uśmiecha się i zwraca do Cary – Ty pierwsza. Myślę, że wiesz na ten temat więcej.
- Dobrze, to wszystko zaczęło się od chęci dojścia do prawdy. Jakkolwiek jest ona sformułowana odkąd ją poznaliśmy. Każdy dowiedział się już jaka jest prawda. Niedawno, operacja w Dallas została zatrzymana, aby zatrzymać wprowadzenie wielkiej ilości serum. Ich następnym celem jest Boston, za oceanem. – Cara rozwija mapę Ameryki i fakt, że Chicago jest w porównaniu z nią jest takie małe, znowu mnie uderza. – Tutaj prowadzony jest eksperyment, gdzie panuje monarchia.
- Przepraszam. – przerywam. – Monarchia? - Caleb wygląda na zszokowanego wiadomością, że nie wiem co oznacza to określenie i rumienię się. Czuję się głupio.
- Monarchia to system rządzenia w państwie, w którym cała władza skupia się w rękach jednej osoby, której decyzje są tematami do rozmów na temat ograniczeń prawnych, zewnętrznych i uregulowania mechanizmu kontroli popularności. – Patrzę na niego i potrząsam głową. Wzdycha. – Jeśli by wyłożyć to prościej, całym państwem rządzi jedna osoba i może ona robić cokolwiek jej się podoba.
- Tak jak mówiłam. – Cara mówi, ściska rękę Caleba jako znak podziękowania. – Lider ma kontrole nad całym obszarem i nie pozwala nikomu wejść ani wyjść z eksperymentu. Oni przychodzą z zewnątrz. Chyba nawet znam ich imiona… - Cara myśli przez chwilę zanim kiwa głową. – Luna Thompson, przyszła spoza eksperymentu, będziemy to nazywać obrzeżami miasta, ponieważ znacie to pojęcie. Żyła w cieniu swoich oprawców, których nazywamy Agencją i pracowała w niej aby dostać się do eksperymentu. Całe miasto jest zablokowane, według pracowników Agencji dzieci są głodne, a ludzie muszą pracować o wiele godzin więcej niż powinni. – Cara kręci głową z frustracją. – To co robi ta kobieta jest bardzo złe, ale posiada ona pewnego kolegę, Bill… zapomniałam jego nazwiska. Bill jest słaby, Wierni nim kierują i to dzięki niemu dostaną się do Luny. – Pozwalam, aby te słowa do mnie dotarły, a Cara i Caleb w spokoju czekają na moją reakcję.
- W jaki sposób ją zatrzymają? – wymieniają spojrzenia.
- Jeśli nie poprzez namowę, to użyją do tego siły. Ostatni eksperyment będzie łatwy w porównaniu do tego zadania. Zaangażują w to tylko przywódców. – Czuję jak jakiś ciężar mnie przygniata. „Zaangażują w to tylko przywódców”. Trudno mi zrobić cokolwiek w tej sprawie, ale cały czas mam wrażenie, że mam jeszcze dostęp do wzięcia udziału w tej akcji. Potem myślę o Tobiasie, jak mogę dopuszczać możliwość o opuszczeniu go? Jednakże on musi wiedzieć. Muszę się stąd ruszyć. Muszę się stąd wydostać.
- Dziękuję. Naprawdę mi pomogliście. – Patrzę do góry i zdaję sobie sprawę, że obaj są z powrotem pogrążeni w swojej pracy, a reakcją na moje podziękowania jest podniesienie kciuków w górę. Wychodzę i zaczynam szukać Christiny.

Tobias
Nie mam bladego pojęcia gdzie jest Tris, ale pozwalam jej poruszać się po siedzibie bardziej swobodnie. Przez długi czas była przykuta do wózka, więc teraz daję jej więcej przestrzeni. Strach przed tym, że zrobi coś głupiego, jak na przykład będzie wspinać się na Ferris Wheel, jest cały czas świeży. Idę do mieszkania Zeke’a, a kiedy nie zastaje w nim nikogo zaczynam czuć się sfrustrowany. Gdzie oni wszyscy są?
Potem kieruje się do znajomego korytarza i uświadamiam sobie, że to właśnie tutaj po raz pierwszy dowiedziałem się że jestem „genetycznie uszkodzony”. Przekręcam klamkę i wchodzę do pomieszczenia jednocześnie zauważając Nitę, która coś czyści.
- Dzień dobry. – mówię, a ona podskakuje i upuszcza igłę którą trzymała. Krzywię się na jej widok i zmuszam do odwrócenia wzroku. Przestałem przechodzić przez krajobraz strachu, ale tylko z tego powodu, że nie jestem już związany z Nieustraszonością. Również dlatego, że przeszedłem przez prawdziwy koszmar, patrząc na Tris która powoli nikła w oczach, to wystarczyło abym przestał. - Wystraszyłeś mnie – mówi Nita. – Co tu robisz? – Przyklęka aby podnieść igłę, która na szczęście się nie złamała.
- Nie mogłem nikogo znaleźć, i zdecydowałem że tu przyjdę. – Posyła mi spojrzenie po którym wiem, że rozumie prawdziwy powód dla którego tu przyszedłem.
- Chcesz dołączyć do Wiernych, prawda? – podnoszę głowę do góry zszokowany jej słowami.
- Oczywiście że nie, nie chce opuszczać Tris. – Coś w rodzaju zazdrości przemyka jej przez twarz na wspomnienie o Tris. Ignoruję to. – Dlaczego to powiedziałaś?
- Jesteś uzależniony od adrenaliny, tak samo jak Tris. A przyszedłeś dlatego, że to właśnie tutaj poczułeś się pokonany przez system i chcesz z nim znowu walczyć. Tylko takie założenie. – Myślę nad tym co powiedziała. Czy to prawda, że w pewnej części mojego mózgu mam ochotę pomagać ludziom, którzy są w takiej sytuacji w jakiej byłem ja sam? Nita skończyła czyścić cokolwiek to było.
- Co robiłaś? – pytam
- Sprawdzałam moje DNA. – Mówi ze śmiechem i kręci głową, wygląda na wściekłą.- Można zlikwidować cały eksperyment ale nie możesz zmienić faktu, że cały czas coś jest nie tak. – zaciskam pięści.
- Z twoim DNA jest wszystko w porządku. Każde DNA jest w porządku. Ta część życia została już zakończona. – w pośpiechu wychodzę z pokoju zdecydowany znaleźć Christinę. Ona może posiadać informacje na temat Wiernych i na temat tego gdzie teraz mają zamiar uderzyć. Teraz mogę myśleć co właściwie chce robić w moim życiu.
Wychodzę na korytarz i zauważam Tris, która idzie w moją stronę. Zanim zmienia wyraz twarzy na obojętny widzę, że wygląda niemal panicznie.
- Hej. – Mówi to takim głosem, że od razu zapominam o Wiernych. Tris uzyskuje taki efekt, gdy skupia swoją całą uwagę na mnie. Przynajmniej tak to wygląda.
- Hej. – Szepczę jej do ucha i przytulam jej małe ciało. – Idziesz zobaczyć się z Christiną? – pytam z nadzieją, że jednak nie.
- Taak, dziewczyńskie sprawy… - przewraca oczami.
- Miłej zabawy. – Całuję jej głowę i odchodzę zdeterminowany znaleźć Christinę innym razem.

Tris
Czuję się okropnie okłamując Tobiasa, ale na razie muszę zebrać wszystkie informacje, żeby udowodnić mu, że wiem o czym mówię. Pukam do drzwi i niemal natychmiast sama je otwieram.
- Cześć, Tris. – Uśmiecha się do mnie. – Potrzebujesz czegoś?
- Chcę wiedzieć wszystko na temat Wiernych.