Tris
- Co tu jest grane? –
pytam i unoszę brwi w oczekiwaniu na wytłumaczenie.
Kobieta podnosi się z podłogi i zostawia męża opartego o
ścianę. Dzieci przysuwają się do mężczyzny i chwytają go za ręce. Krzywię się w
środku, wiem jak się muszą czuć. Ich spokój zostaje zaburzony przez członka
Nieustraszoności. Tych którzy „wywołali” wojnę.
- Nie musicie się bać, po prostu moim obowiązkiem jest
zapewnienie bezpieczeństwa innym.
- A nas możesz tak traktować? – mężczyzna odparowuje kiwając
w moją stronę głową. Ma niski gardłowy głos, który jest jeszcze bardziej
zniekształcony przez szmatkę którą zaciska na mostku nosa.
- To ty mnie zaatakowałeś – prycham i rozglądam się po
pomieszczeniu. Zauważam kanapę i wskazuję na nią palcem. – Nie będzie ci
wygodniej na sofie?
- Tu jest w porządku. – mamrocze i powoli unosi się na
nogach.
- Niczego ze mną nie próbuj – mówię od razu. – Albo stój
gdzie stoisz albo siadaj, to obojętne, ale w tej chwili macie zacząć wyjaśniać
cokolwiek. Jeśli tego nie zrobicie zabiorę was do naszej kwatery.Tam pogadamy
w obecności innych. Niekoniecznie milszych ode mnie.
Mężczyzna chwyta za ręce dzieci i delikatnie ciągnie je w
stronę kanapy. Chłopczyk i dziewczynka od razu biegną w stronę zielonego
tapczanu, a ich matka opiekuńczo kładzie dłoń na ramieniu mężczyzny. Po chwili
przemyśleń, ruszam z miejsca i szybko podchodzę do kobiety. Jej mąż w ułamku
sekundy, z szybkością o którą bym go nie podejrzewała, zasłania ją swoim ciałem
i patrzy na mnie wyzywająco.
- Spokojnie. Chcę tylko się przedstawić.
- Możesz to zrobić z odległości – parska i wypycha kobietę
zza swoich pleców w stronę dzieci.
- Jak chcecie – rzucam obojętnie i usadawiam się na fotelu
naprzeciw. – Słucham. Musicie się streszczać bo moi nowicjusze zaraz skończą
trening.
Kobieta rzuca mężczyźnie zaniepokojone spojrzenie. Czyżby
się obawiała większej ilości osób w tym terenie? Szatynka odchrząkuję i zaczyna
mówić.
- Mieszkamy tutaj od paru lat. – gdy słyszę pierwsze zdanie
zamieram. Parę lat? To już zaczyna być niepokojące. – Tak, żyliśmy tutaj
jeszcze przed wojną. – wyjaśnia gdy widzi moją minę. – Pewnie cię to zdziwi,
ale Altruiści wiedzieli, że istniejemy. Dawali nam rzeczy potrzebne do
przetrwania, a my pomagaliśmy im w innych sprawach. Równo warta wymiana.*
Milczę nawet gdy wiem, że kobieta nie ma zamiaru dodać nic
więcej. Kolejna nieodkryta tajemnica. Czyli jest ich jeszcze więcej?
- Znaliście kogoś o imieniu Natalie? – pytam prostu z mostu.
Być może moja matka jako wysłanniczka Agencji miała z nimi coś wspólnego.
- Nie – kobieta kręci głową, ale kątem oka zauważam jak
mężczyzna drga na dźwięk tego imienia.
- Kłamiesz- przenoszę wzrok na ojca dzieci, które skulone
wtulają się w boki matki. – Ty coś wiesz. Nie ma sensu mnie oszukiwać. Może i
oblałam test na Prawą, ale czegoś nauczyłam się od mojej przyjaciółki.
- Parę razy zleciła nam robotę. - odpowiada i patrzy
mi w oczy.
- To moja matka. – odparowuję coraz bardziej
zniecierpliwiona. – Nie żyje i chcę się o niej dowiedzieć jak najwięcej.
Widać, że moim wyznaniem spowodowałam szok u kobiety. Jej
oczy rozszerzyły się mimowolnie.
- Nie żyje? – mamrocze w moją stronę.
- Zabili ją żołnierze pod kontrolą Jeanine. – wyjaśniam
pośpiesznie. W moim sercu pojawia się jeszcze ukłucie bólu, ale wiem, że tam
gdzie teraz się znajduje, jest jej lepiej. – Co jeszcze o niej wiecie?
- To ona znalazła nam ten dom… Widziała w jakich okropnych
warunkach żyliśmy…
- Czekaj.. Nie byliście w żadnej z frakcji? Nie zdaliście
nowicjatu? – dopytuję zaniepokojona.
- Wiesz co to jest… - kobieta zerka niepewnie na męża, ale
ten kiwa głową. – Niezgodność?
Zamieram. Nie mogę oddychać, ruszyć się, cokolwiek. Znowu
wracam do przyszłości? Nie chcę tego, nie mam ochoty wspominać najgorszych
momentów mojego życia.
- W-wy… - waham się – Wy wszyscy jesteście Niezgodni, prawda?
– czuję gorąco z tyłu głowy.
Odpowiada mi pojedyncze kiwnięcie głowy.
- Jakim cudem uniknęliście wykrycia i wiecie cokolwiek co
się dzieje teraz na zewnątrz? – pytam, czując się pusta w środku. Zaczynam
drętwieć.
- Ostrzegli nas Altruiści, jeszcze przed nocą ataku. Kazali
się schować i nie wychodzić. –odpowiada zamyślona i po chwili dodaje – w
piwnicach mieliśmy przygotowane jedzenie i wszystkie środki potrzebne do przeżycia
na właśnie taką chwilę. Altruiści się nie pojawiali więc dopiero niedawno
spostrzegliśmy, że wszystko wróciło na swój dawny tor.
Ostatnie pytanie – myślę – ostatnie..
- Ilu Was jeszcze jest? – pytam, wzrok zasłaniają mi powoli
czarne plamy. Czuję jak żółć podchodzi mi do gardła. Obraz przesuwa się mi się
przed oczami gdy zaczynam szukać jakiegokolwiek pojemnika do którego mogłabym
zwymiotować.
- Oprócz nas, około 20 osób. Nie wiem czy przeżyli. Tylu nas
było przed wojną. Są rozmieszczeni w 4 innych domkach. – kobieta podnosi wzrok
znad splecionych na swoich kolanach dłoni i patrzy na mnie – Dobrze się…?
- Muszę do toalety – przerywam jej i szybko wstaję. – Gdzie
ona jest?
- Na dole – odpowiada błyskawicznie i podchodzi do mnie.
Słyszę szarpanie, zapewne jej mąż nie chce pozwolić jej do mnie podejść, ale
kobieta chyba postawiła na swoim bo jej ręce obejmują mnie w talii. – Siadaj,
nie możesz chodzić w takim stanie. Przyniosę miskę. Połóż się.
Mimo, że szatynka nie jest ode mnie o wiele starsza, słucham
się jej. Głos z tyłu głowy podpowiada mi, że to niebezpieczne. W każdej chwili
mogą mnie zabić. Nie mają podstaw aby mi ufać, tak samo jak ja nie mam podstaw aby
ufać im.
Słyszę uderzenia stóp o schody i przy mojej głowie pojawia się
kobieta z szklanką wody i starym, białym wiadrem. Nachyla się do mnie i szepcze
do ucha słowa, które sprawiają, że zasycha mi w gardle.
- Jesteś w ciąży, prawda? – przykłada mi do czoła zimny okład.
Dlaczego jest dla mnie miła? Przed chwilą pobiłam jej męża. Zastraszałam jej
rodzinę. Delikatnie kiwam głową. Kobieta wzdycha – Tak myślałam. – odwraca się
do tyłu i mówi – John, weź dzieci na dół, poradzimy sobie.
Prychnięcie dobiega z mojej lewej strony, ale dzieci i ich
ojciec schodzą na niższe piętro.
- Czemu mi pomagasz? – pytam, powoli zaczynam wracać do
pełnej sprawności.
- Altruiści nas czegoś nauczyli, wiesz. – patrzy mi w oczy i
siada na stole przed kanapą na której leżę.
- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale jestem teraz w
trudnej sytuacji. – odpowiadam. – Nie mogę po prostu zignorować waszego
istnienia. Muszę powiadomić o tym innych.
- Domyśliłam się. Ale czy nie po to wybraliście nowe władze?
Żeby być lepszymi liderami? Na pewno znajdziecie rozwiązanie. – jej wzrok zmienił
się. Patrzy na mnie z pewnością siebie, ale z jej oczu nie bije żaden dystans. I chyba nie wspominałam o wybieraniu nowych liderów? –
Ty też jesteś Niezgodna, prawda? Doskonale wiesz, że nie pasujemy do jednej
frakcji. Nie możemy się dostosować.
- Wiem – prycham i podnoszę się do pozycji siedzącej. W moją
stronę zostaje wyciągnięta ręką z wodą. Kiwam głową w podziękowaniu i biorę ją
w swoje ręce. – Myślałam nad tym przez pewien czas…- przez moment waham się, czy
mogę powiedzieć to, co chodzi mi po głowie od paru miesięcy ale dociera do mnie,
że rozmawiam z taką samą osobą jak ja, która myśli na kilka sposobów. Ona może
mi pomóc podjąć racjonalną decyzję. – Zastanawiałam się…
- Nie masz czasu. – kobieta mówi szybko – Nowicjusze czekają,
zaraz będą cie szukać. Nie chcemy kłopotów.
- Wiesz więcej niż mi mówiłaś, prawda?
Kobieta uśmiecha się tajemniczo i kiwa głową.
- Twoja matka była moją przyjaciółką. – widząc pytanie
czające się w moich oczach, od razu odpowiada. – Tak, jestem z Agencji. Mój mąż o
niczym nie wie. Nikt z pozostałych nie wie. Miło by było gdybyś utrzymała to w
tajemnicy. A teraz mów, nad czym się zastanawiałaś?
Mierzymy się przez chwilę wzrokiem. W końcu uśmiecham się
kącikiem ust i odpowiadam.
- Nad zniesieniem systemu frakcji.
*Ach ten Ed i FMA Brotherhood XDD
Ja nie wiem jak to jest XD Nie mam na nic pomysłu, ale jak w końcu siądę do klawiatury i zacznę pisać to w głowie pojawia mi się milion scenariuszy jak to rozegrać. XD Pełna spontaniczność. XD No ale najważniejsze jest, że pojawił się rozdział . :D
I jeszcze mam troszkę pomysłów :D. Enjoy! <3