piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 33.

Tobias
Budzę się, gdy słońce dopiero wyłania się zza horyzontu. Głowa Tris spoczywa na mojej klatce piersiowej, a jej ręka leży na zabandażowanej ranie w lewym boku. Musiała jeszcze raz wstać gdy usnąłem, ponieważ wcześniej nie miałem założonego opatrunku. Delikatnie przesuwam dłonią po jej policzku. Słyszę jak coś mamrocze pod nosem.
- Musimy ruszać. – mówię, lekko ściskając rękę Tris.
- Wiem. – otwiera oczy, spogląda na moją ranę i z powrotem je zamyka. – Ale co my właściwie mamy zamiar zrobić? Luna zapewne już dawno temu wywiozła gdzieś Christinę.
-Jeśli się postaramy to przynajmniej znajdziemy Lunę, i zmusimy ją do powiedzenia gdzie ukryła Chris.
- Ochrona jest wzmocniona. Przedarcie się do niej będzie praktycznie niemożliwe.
-Odkąd jesteś taką pesymistką? – patrzę na Tris, która nadal się nie rusza.
- Odkąd o mało co nie wykrwawiłeś się na moich oczach. – krzywi się.
- Przeżyłem. Ty też. A teraz naszym zadaniem jest sprawić aby nadal tak było. Nie mam zamiaru tkwić tutaj w oczekiwaniu na jakiś cud. Wolę zaryzykować, bo nawet jeśli tego nie zrobimy to nas zabiją. A tak przynajmniej jest jakaś szansa. – tłumaczę cierpliwie. Tris zaczyna mnie denerwować. Jesteśmy uwięzieni, a ona chce się poddać.
– Zejdź ze mnie. – mówię. Patrzy na mnie zdziwiona.
- Jesteś wściekły?
- Ja chcę tylko wstać… - uśmiecham się lekko rozbawiony jej postawą. Tak szybko zmienia humory. Całuję ją w policzek, gdy się podnosi.
-Delikatnie. – Tris z niepokojem spogląda to na moją twarz, to na ranę po postrzale.
Ostrożnie napinam mięśnie brzucha sprawdzając jak wielki będzie ból. Pojawia się lekkie szczypanie, ale po za tym nic. Podciągam się do pozycji siedzącej i ledwo co udaje mi się stłumić krzyk. Czuję jakby rozrywano mi lewy bok. Jakby żywcem zrywano mi mięśnie. Tris natychmiast przysuwa się do mnie i pozwala o siebie oprzeć. Dyszę ciężko słuchając bicia jej serca. Tris głaszcze mnie po włosach.
- Dasz radę. – mówi spokojnym głosem. Teraz to ona czegoś ode mnie wymaga. Nawzajem się motywujemy. Unoszę się i samodzielnie siadam na podłodze. Na razie nie jest tak źle.
- Tylko nie rób tego gwałtownie. Bo jeszcze wszystko pogorszysz. Powoli. Patrz mi w oczy i zrób to na spokojnie.
Patrzę na Tris i pogrążam się w jej spokojnym spojrzeniu. Chwytam ją za ręce i prostuję nogi. Łzy napływają mi do oczu gdy znajduję się na właściwej wysokości. Tracę władzę w nogach i spadam na Tris. O dziwo, utrzymuje mnie w pionie. Wtulam twarz w jej szyję. Nogi mam ugięte i na razie nie dam rady stanąć o własnych siłach. To co czuję jest nie do opisania. Jakby piłowano ci ciało i dodatkowo przypalali je ogniem. Łzy spływają mi po policzkach i wsiąkają w czarną bluzę Tris. 
- Spokojnie. Dobrze Ci idzie. Odpocznij trochę. – masuje mi dłonią plecy, ale czuję, że mój ciężar ją przytłacza. Tris widzi jak napinam mięśnie żeby podjąć kolejną próbę i mocniej chwyta mnie za ramiona. Gdy unoszę głowę widzę, że oczy Tris są szkliste od łez. – Uda ci się. – mówi szeptem. 
Wkładam całą swoją siłę w ten jeden ruch i udaje mi się stanąć na nogach samodzielnie. Towarzyszy temu okropny, rwący ból w boku, ale potrafię go znieść.
- Mówiłam. – Tris śmieje się, a łzy spływają jej po policzkach. Pochylam się i mocno ją całuję.
- Tylko dzięki Tobie. – I przypominam sobie o jej stopie. - Twoja noga. Pokaż. – mówię, poważnie na nią spoglądając. Tris próbuje to ukryć, ale widzę jaki ból sprawia jej rana na stopie. Dociera do mnie, że płakała ze względu na poparzenie na którym musiała stanąć, żeby mnie unieść. Przeklinam pod nosem i z jękiem ruszam w stronę krzesła,