sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział 52.

Tris
Tobias wygląda na uspokojonego. Cieszę się, że poradził sobie z Marcusem. Nie chodzi mi o uderzenie które mu sprzedał za to, że mnie pchnął. Chodzi o to, że już nikt mu nie zagraża i Tobias nareszcie zdaje sobie z tego sprawę. Właśnie wychodzimy na prowizoryczny parkiet. Zbudowano go ze starych palet transportowych. Goście ustawili się na jego brzegach i teraz czekają aż zatańczymy. Dookoła podwyższenia poustawiane są stoliki z najróżniejszym jedzeniem. Każda frakcja coś przyniosła. Kręcę z niedowierzaniem głową. Coś nieprawdopodobnego, wszyscy się dogadują, współpracujemy ze sobą. Na czterech rogach naszej „sceny” ustawiono ogromne głośniki i teraz płynie z nich spokojna melodia. Tobias wyciąga do mnie rękę, prosząc o pozwolenie. Wybucham lekkim śmiechem i bez zawahania wsuwam dłoń w jego dłoń. Czuję się strasznie skrępowana tymi wszystkimi ludźmi, którzy teraz nas obserwują. Połowy z nich nawet nie znam. Z trudnością przełykam ślinę i niepewnie patrzę na Tobiasa. Nie uśmiecha się, jego oczy są jak zwykle życzliwe, patrzy na mnie łagodnie. Przyciąga mnie do siebie i powoli zaczyna tańczyć. W szoku stwierdzam, że poruszam się tak, jak on chce. Ja nie umiem tańczyć, ale skąd u niego takie umiejętności?
- Gdzie się tego nauczyłeś? – pytam, gdy po raz kolejny mnie obraca. Wtulam twarz w jego pierś i wdycham jego zapach.
- Amar pokazał mi parę sztuczek. – posyła mi łobuzerski uśmiech. Puszczam jego ręce i zarzucam mu je na szyję. Przyciskam usta do miejsca poniżej jego szczęki i teraz, przytuleni kołyszemy się w rytm piosenki.
- Nigdy bym nie pomyślała, że do tego dojdzie. – wzdycham cicho.
- Do czego? – kładzie mi rękę na karku, delikatnie mnie masuje. Wzdłuż mojego kręgosłupa przebiega przyjemny dreszcz. Nie panując nad sobą wydaję cichy pomruk.
- Ta cała sytuacja. Myślałeś kiedyś, że będzie możliwe aby wszystkie frakcje przebywały w swoim towarzystwie i się dogadywały? Odwróć się. – Tobias nie przekręca głowy na bok, tak jak powinien to zrobić, ale nie odrywając rąk od mojego ciała odwraca nas oboje w przeciwną stronę. Uśmiecham się. Opieram brodę o jego ramię, kiwam głową w kierunku grupki ludzi.
- Dawniej, taki widok uważano by za zdradę i szaleństwo. – wzrok Tobiasa przesuwa się po kolei po każdym z obecnych i w końcu widzę w jego oczach błysk zrozumienia.
- Erudyci i Altruiści. – w głosie Tobiasa słyszę niedowierzanie.
- Dokładnie, albo patrz – przekręcam nas lekko w prawo. Słyszę jego śmiech. – Dzieci Prawych i Altruistów bawią się w berka.
- Absurd. – mówi ze śmiechem. Przyciska usta do mojej skroni. – Teraz to będzie naturalne, takie, jakie zawsze powinno być. – piosenka już dawno się zmieniła i teraz otaczają nas wirujące w rytm muzyki pary, ale jakoś nie mam ochoty tego przerywać.
- Tobias. – zagaduję go po paru minutach beztroskiego tańca.
- Tak?
- My tańczymy.
- Błyskotliwy wniosek. – uśmiecha się patrząc mi w oczy. Poruszamy się, patrząc na siebie, nie dotykając się niczym poza dłońmi, a mimo wszystko jesteśmy tak blisko. - A podobno masz coś w sobie z Erudytki. –kręcę na niego głową, udając urazę.
- Nic Cię w tym nie dziwi?
- Masz na myśli taniec? – obraca mnie i ponownie przyciąga.
- Tak. – odpowiadam. Marszczy brwi. Czy wielki Cztery kiedykolwiek wyobrażał sobie sytuację, w której będzie tańczył?
- No tak, coś w tym jest. – nadal się nad czymś zastanawia.
- Ja nigdy nawet tego nie oczekiwałam, i nadal nie wierzę, że to wszystko dzieje się naprawdę. Co jeśli za moment się obudzę, to wszystko pryśnie jak mydlana bańka i obudzę się gabinecie Jeanine, albo w Altruizmie?
- Tris, to się nie wydarzy. – przyciska moją głowę do piersi. – Mam Cię uszczypnąć? To nie sen, to rzeczywistość. Ja też nie mogę tego pojąć, ale taka jest prawda. – Dłonią unosi moją twarz za podbródek. Wspinam się na palce i przyciskam usta do jego ust. Krótki pocałunek, potwierdzający prawdziwość tej sytuacji.
- Beatrice Eaton. – szepcze mi do ucha. Oczy mimowolnie mi się rozszerzają. Nie wiem kiedy się zatrzymaliśmy. Po prostu stoimy, wpatrując się w siebie. Nie mogę nic powiedzieć. Zamurowało mnie. – To specjalna okazja, prawda? 
Kiwam głową, powoli, w szoku.
- Chyba, że wolisz Tris Eaton? – na jego ustach pojawia się szeroki uśmiech.
- Wszystko jedno – robię krok do przodu i mocno go całuję. – Byleby Eaton. – dyszę, gdy na moment odrywam usta od jego warg. Tobias przesuwa ustami po moim policzku.
- Zmywamy się? – szepcze. Szybko kiwam głową. Ta impreza, czy cokolwiek to jest, to i tak nie nasza bajka. Odsuwa się ode mnie i łapie za rękę. Już dochodzimy do brzegu parkietu, gdy ktoś do nas krzyczy.
- Tris! Ładnie to tak się wymykać z własnego ślubu?! – Christina idzie w moją stronę i wytyka mnie palcem.
- Christina, błagam uspokój się. – burczę, rozglądając się na boki, żeby tylko nikt tego nie słyszał.
- Będziecie mieć całą noc. – przewraca oczami, rumienię się. – Teraz czas na tort! To ciasto czekoladowe. – patrzy znacząco na Tobiasa.
- Christina! – piszczę.
- Głosuję na tort! – Tobias wyciąga rękę w górę i uśmiecha się jak dziecko, całuje mnie w policzek. Podlizuje się!
- Widzisz Tris? Twój mąż się zgadza. Więc nie marudź tylko chodź się bawić. – lustruje mnie wzrokiem. – Trzeba Cię upić.
- Co? – ich humor jest zaraźliwy. Czuję jak na moją twarz wypływa szeroki uśmiech.
- Najlepiej wszyscy się upijmy! – krzyczy Shauna, która biegnie w naszą stronę z Zeke’em. Daniel niespodziewanie wyłania się zza pleców Christiny.
- Wódka? Czy ktoś mnie wołał? – Daniel zdecydowanie pasuje do Nieustraszonych.
- Atak na stół z alkoholem! – krzyczę, nie wierząc, że to robię. Trzy pary pięści wzbijają się w powietrze i wszyscy wydajemy chóralny okrzyk. Tobias łapie mnie za rękę i śmiejąc się, cała nasza grupka rusza w kierunku najbliższego stołu z alkoholem.
- Tris, a tort? – słyszę szept Tobiasa. Powstrzymuję chichot.
- Christina. – wołam, a ona odwraca się do tyłu.
- Co jest?
- Jeszcze tort. Potem nie będziemy w stanie utrzymać noża prosto. – szczerzę się.
- W sumie racja. – posyła mi tak samo szeroki uśmiech i zaczyna zwoływać gości na uroczyste krojenie ciasta.
Tobias, usatysfakcjonowany, obejmuje mnie w talii.
Absurd.
To wszystko to czysty absurd.
Ale jaki cudowny absurd.

Ryłam ze śmiechu jak czytałam to o cieście czekoladowym XDD Boże jak ja takie coś mogłam wymyślić XDDD (To było pisane jakiś rok temu XD)
OHOHO! JA JUŻ WIEM CO WAM PO GŁOWACH CHODZI! :D
Po co komentarze skoro już to napiasne jest cooo? 
Otóż! Wprowadzam poprawki do każdego rozdziału i nie jest za późno na poprawę jeśli zauważycie że coś jest nie tak. Dlatego i tak Was o komy proszę :D <3
I dziękuję <3 :*

8 komentarzy:

  1. w pewnym pomencie napisałaś "obraca nas obu" a powinno być "obraca nas oboje". Ale tak to nie zauważyłam żadnych innych błędów. Rozdział jak zwykle cudowny. Pamiętam jak czytałam go po raz pierwszy. Mam dokładnie takie same odczucia, nie mogę przestać się uśmiechać. Twoje rozdziały przypominają mi jak bardzo kocham Niezgodną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem przeoczam literówki :P Dziękuję <3 I za poprawienie i za miłe słowa :3 <3

      Usuń
  2. Ciasta czekoladowego nie mozna odpuscic xD swietny rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też głosuje ma tort czekoladowy! No i na następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam i uśmiechałam się do telefonu jak idiotka :P ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dauntless cake musi być :D Hahaha. Ostatnio sama upiekłam ciasto czekoladowe i od razu poczułam się taka nieustraszona ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń