piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 56.

Tris

Wysuwam się objęć Tobiasa, a on wykrzywia usta w delikatnym uśmiechu. Widzę w jego oczach napięcie. Nie jestem pewna czy to dobry pomysł abyśmy tam szli. Z drugiej strony jest Nieustraszonym. Przyda mu się trochę adrenaliny.
- Kiedy będzie przejeżdżał pociąg? – głęboko wciągam poranne powietrze. Odchylam głowę do tyłu, chłonę promienie słońca, które rozgrzewają moją skórę.
- Za niedługo. – Tobias drapie się po karku i poprawia marynarkę w ręku. Nadal nie mogę wyjść z podziwu, że pamięta godziny przyjazdów. Tobias łapie mnie na tym, że się na niego patrzę. Odwracam wzrok zmieszana. Jednak on tylko zerka na coś za moimi plecami i kontynuuje przechadzkę. Wpatruję się w cel naszej wędrówki. Budynek Hancocka wyłania się z ponad pozostałych gmachów wieżowców. Jego czubek błyszczy w ostrym słońcu.
- Jedzie. – informuje mnie Tobias i czeka, aż zacznę biec przodem. Unosi brwi w oczekiwaniu na mój ruch. Mrugam, wzruszam ramionami dla rozluźnienia i zaczynam truchtać. Biegnę z lekkością piórka powiewającego na wietrze. Nie wiem kiedy, ale spostrzegam, że minęłam pierwsze wejście. Odrobinę zwalniam i wyciągam ręce w stronę drążka. Łapię go i mocno rwę się do góry. Wpadam do wagonu i rozsuwam nogi aby utrzymać równowagę i nie upaść na podłogę. Nie mija pięć sekund, a Tobias stoi już w wejściu pociągu. Podchodzi i opiera się o ścianę tuż obok mnie.
- Tris, przepraszam Cię. – moja głowa wystrzela w górę i patrzę na niego ze zmieszaniem.
- Co? – zakładam ręce na piersi.
- Wiem co knujesz. – usta ma zaciśnięte w cienką linię. – Uprzedzam fakty. Mogę Ci nieźle dać w kość. – Spuszczam wzrok, uśmiecham się pod nosem.
- Ale spróbujesz.
- Tak. – jego głowa podskakuje w rytm uderzeń kół pociągu o tory. – Mimo to, nie gwarantuję sukcesu tego eksperymentu. – mięśnie jego szczęki są zaciśnięte, a wzrok skupiony ma na pojawiających się w oddali zabudowaniach. Będzie ciężko.
- Zjadę z tobą. – mówię łagodnie i podchodzę do niego od przodu. Kładę dłoń na jego szybko poruszającej się piersi. Przez koniuszki moich palców przebiega prąd. Rozpala on we mnie iskrę i głośno przełykam ślinę. Źrenice Tobiasa się rozszerzają. Wpatruje się we mnie przez chwilę. Przykrywa moją dłoń swoją i dotyka mojego policzka. Przesuwa po nim kciukiem i zjeżdża do kącika ust. Przysuwam się bliżej, przyciąga mnie do siebie, wtulam twarz w jego obojczyk. Czuję jego wargi na skroni. Oddech Tobiasa szumi mi w uszach. Zaciskam dłonie mocniej na jego koszuli. Moja powściągliwość wyparowuje w ułamku sekundy i unoszę głowę. Usta Tobiasa niemal natychmiast przywierają do moich. Przeciskam mu dłonie do policzków i mocniej na niego napieram. Tobias zjeżdża rękami po moich bokach i zatrzymuje się na biodrach, tym samym sprawiając, że przylgnęłam do niego całą długością ciała. Nie mogę oddychać. Jestem już na granicy wytrzymałości, więc odrywam się od niego szybko łapiąc oddech. Nie chcąc tracić jego bliskości, opadam na pięty i zsuwam się na jego ramię. Tak stojąc, uspokajamy nasze oddechy. Z ust Tobiasa wyrywa się pełne zdumienia westchnienie. Tak, to było coś.
- Noc w tym tajemniczym domku była lepsza. – mruczę mu w koszulę, przed oczami przelatują mi obrazy poprzedniej nocy w Altruizmie. Zaciskam powieki, nie wierzę że to powiedziałam. W moim sercu rodzi się cicha nadzieja, może tego nie słyszał. Jednak rozpada się ona na drobne kawałeczki kiedy słyszę jego głos.
- Dla mnie wszystko jest wspaniałe. – przyjemne ciepło rozlewa się w moim brzuchu. – Tylko przy mnie bądź. – Całuje mnie w czoło. Zapominam o tej stronie jego osobowości. Do moich uszu dociera charakterystyczna zmiana dźwięku, który wydaje pociąg gdy wjeżdża na teren Nieustraszonych. Nie wracamy do siedziby, dlatego spokojnie patrzę jak dach budynku, z którego skaczemy aby dostać się do siedziby, znika z zasięgu mojego wzroku. Gdy tylko tory zrównują się z terenem, wyskakujemy z wagonu. Tobias idzie za mną, nie odzywając się ani słowem.
- Mogliśmy przynajmniej się przebrać. – burczy pod nosem. Spuszczam wzrok.
- Christina dała mi zapasowe ubranie. – czuję na sobie jego palące spojrzenie.
- A ja to co?! Mam paradować na zip-line’ie w garniturze?
- Przynajmniej jesteś elegancki. – podśmiechuję się pod nosem.
- Daruj sobie.
- Okay, przepraszam. – szturcham go łokciem w bok. Szybkim ruchem zagarnia mnie ręką i z całej siły przyciska do piersi.
- Tobias. – mamroczę mu w koszulę, próbując złapać oddech. – CZTERY! – krzyczę pozbywając się resztki tlenu w moich płucach. Mięśnie jego dłoni się rozluźniają i pozwala mi się odsunąć. Patrzy na mnie spod przymrużonych powiek, gdy ja połykam w panice powietrze.
- Nie śmiej się ze mnie. – po twarzy Tobiasa błąka się uśmiech. Poddusza mnie bo uraziłam jego wielkie ego.
- Gdybym chciała to już leżałbyś tu przede mną i prosił o ułaskawienie. – unoszę brwi, mrugam do niego i zaczynam ciągnąć do budynku.
- Tris, nie jestem co do tego pewien. –głos Tobiasa drży i czuję jak jego ręka powoli wysuwa się z mojej. Stoimy przed windą, którą Zeke dla nas uruchomił.
- Nie ma odwrotu. – ucinam i zaciągam go do środka. Na jego czole pojawiły się pierwsze krople potu. W środku mnie coś się zaciska, nie chcę patrzyć jak cierpi. Przez chwilę pojawia się we mnie zwątpienie, ale znika równie szybko jak się pojawiło. – Dasz radę. – Tobias mocniej ściska moją rękę. Zerkam na niego do góry. Patrzy przed siebie i próbuje głęboko oddychać. Drzwi windy się rozsuwają, a nas od razu uderza podmuch wiatru. Odwracam się do niego.
- Patrz mi w oczy. – głowa Tobiasa porusza się w dół, tak jakby jego szyja była nienaoliwionym mechanizmem, który teraz próbuje się za wszelką cenę uruchomić. W końcu jego wzrok natrafia na moją twarz, a następnie na oczy. Chwytam go za ręce i ciągnę w stronę zjazdu. – Nie bój się. – mówię, usuwam swoje dłonie z jego chwytu i odsuwam się w bok. Muszę dać mu czas na przyzwyczajenie się do tego widoku. Wciskam twarz pomiędzy jego łopatki i czekam, aż chociaż odrobinę ochłonie.

12 komentarzy: