środa, 30 grudnia 2015

Rozdział 43.

Tobias
Wysiadamy przed budynkiem głównym Erudycji. Razem z Tris idziemy na przodzie. Za nami podążają Daniel, Christina, Zeke, Shauna i Amar. Biorę Tris za rękę i otwieramy szklane drzwi. Nie prosiła mnie o to, mimo wszystko wiem, że potrzebuje w tej chwili wsparcia. W odpowiedzi ściska mi rękę, jakby czytała mi w myślach. Ściana naprzeciwko drzwi jest pusta. Obraz Jeanine leży na podłodze rozerwany, a szkło, które służyło za jego osłonę jest pozamiatane pod ścianę.
- Za 3 tygodnie inicjacja, a oni nawet nie umieją posprzątać? – szepczę Tris do ucha próbując rozluźnić atmosferę. Odpowiada lekkim, pełnym napięcia uśmiechem.
- Mamy 5 minut. Dostałem informację, że wszyscy są już obecni. Czekają tylko na nas. – po tych słowach Amar wykrzywia usta i powstaje z niego lekki grymas.
- Jasne, przecież nie chcemy kolejnych kłótni, prawda? – prycham i jednocześnie przyspieszam kroku. W głównym pomieszczeniu sytuacja wygląda znacznie lepiej. W oknach widnieją nowo wstawione szyby, a wszystkie stoły wróciły na swoje miejsce. Gdzieniegdzie krzątają się starsi Erudyci i dokonują ostatnich poprawek. Dochodzimy do wielkich drewnianych drzwi i z całej siły pcham je do środka. Naszym oczom ukazuje się ogromna sala konferencyjna. Wygląda na nienaruszoną od początku wojny. Przez jej środek ciągnie się długi czarny stół, po którego obu stronach siedzą reprezentanci frakcji. Zauważam parę znanych twarzy. Johanna, Cara, Caleb, Kang, Matthew, Zoe i… żołądek podchodzi mi do gardła. Mniej więcej w środku, po prawej stronie Jacka siedzi Peter. Czuję jak Tris się zatrzymuje. Mimo, że mnie też jego widok dziwi, ściskam jej rękę i lekko ciągnę do przodu. Nie patrzy na mnie, ale widzę że jej szczęki są mocno zaciśnięte, a oczy pełne determinacji. Uśmiecham się pod nosem. Twarda Tris nadal żyje. Zajmujemy ostatni rząd. Po przeciwnej stronie jedno krzesło jest puste. Brakuje ostatniego reprezentanta z Agencji. Kątem oka obserwuję Tris. Ona też to zauważyła. Jeszcze raz rzucam okiem na brak tajemniczego gościa, ale ułamek sekundy potem kontynuuję śledzenie Petera. Może i wykasował sobie pamięć, ale to nie zmieniło jego charakteru, jego podejścia do życia. Podnosi na mnie wzrok i chwilę patrzy mi prosto w oczy. Patrzy na mnie niewinnie, w jego oczach widać jedynie zaciekawienie, jednak wiem, że tam w środku nadal kryje się dwulicowy dupek. W sali panuje cisza. Wszyscy spoglądają na siebie niepewni kto ma zacząć rozmowę. W końcu Johanna podnosi się i rozpoczyna.
- Witajcie, zapewne wszyscy wiecie jak mam na imię i kim jestem. – kilka głów kiwa na potwierdzenie tych słów. – Myślę, że dobrym rozpoczęciem naszej narady będzie zdanie raportu o sytuacji naszych frakcji. Serdeczność nie odniosła wielkich strat w tej wojnie. Przykro nam, że nasza frakcja nie była w stanie pomóc, ale w całym tym konflikcie chcieliśmy pozostać bezstronni. Zaangażowanie się w walkę oznaczałoby zakłócenie spokoju kolejnej frakcji. Żałuję, ale taka jest prawda. Ilość członków naszej frakcji prawie nie zmalała. Odeszło może kilkanaście osób. Wszyscy wrócili do swoich obowiązków i panuje ta sama atmosfera co zawsze. – Johanna uśmiecha się smutno i siada na krześle. Potem wstaje Cara. Unoszę jedną brew w zdziwieniu, teraz to ona rządzi? Gdy podnosi się z krzesła przelotnie muska dłonią rękę Caleba. Miło, że nadal są ze sobą. Erudycja i Nieustraszoność odniosła największe straty. Źle też z Altruizmem. Wychodzi na to, że Johannie wyszło to na dobre. Oni na niczym nie ucierpieli. Sięgam pod stołem po rękę Tris i wysłuchuję dalszych raportów. Altruiści przemówią na końcu, przecież to oczywiste, że wszystkim innym ustąpią. Zagryzam dolną wargę i zamykam oczy. Gdy przemawia Jack Kang słyszę trzaśnięcie drzwi. Otwieram oczy i poprawiam się na krześle. Wychylam głowę, żeby spojrzeć kim jest spóźniony gość. W jednym momencie wszystkie mięśnie mojego ciała tężeją. Zaciskam zęby z taką siłą, że mogłyby rozkruszyć skałę. Nie kontrolując swoich odruchów zrywam się z krzesła. Domyślam się, że Tris musiała je przytrzymać, bo nie usłyszałem jak upadło na podłogę.
- Cztery. – słyszę jej szept. Łapię mnie za rękę ale ja natychmiast ją wyrywam.
Mój wzrok jest skierowany wprost na starszego mężczyznę na wózku. Szybkim krokiem docieram do Davida i z całej siły kopię w wózek, sprawiając, że się wywraca. David osłania swoją twarz rękami i krzyczy.
-Ja przyjechałem tylko na zebranie! Zostaw mnie! – woła przestraszony. Uśmiecham się pod nosem w geście satysfakcji. Słyszę za plecami nerwowe szepty, które powoli zamieniają się w krzyki protestów. – Co ja ci zrobiłem?!
- Co mi zrobiłeś? – mówię cichym głosem, starając się nad sobą zapanować. – Chciałeś zabić Tris! – krzyczę mu prosto w twarz. Rzucam się na niego i przyciskam mu dłonie do podłogi po obu stronach jego głowy. – Fajnie się mierzyło do niej z pistoletu?! PRZYJEMNIE SIĘ OBSERWOWAŁO JAK SIĘ WYKRWAWIA?! – krzyczę. Po tych słowach z całej siły walę go w szczękę. Na białych kafelkach pojawia się rozpryśnięta krew. Mężczyzna szarpie się pode mną, ale ja mocno go trzymam. Gdy podnoszę rękę do kolejnego ciosu ktoś mnie za nią łapie. Nie odwracam się, żeby sprawdzić kto to i bezceremonialnie go odpycham. Tym razem celuję w nos. Po uderzeniu cała moja ręka jest we krwi. Szarpię go za podkoszulek. – ONA PRAWIE PRZEZ CIEBIE UMARŁA! – wrzeszczę. Więcej niż jedna para rąk łapie mnie od tyłu i siłą odciąga od zakrwawionego Davida. 
- Cztery uspokój się do jasnej cholery! – Zeke syczy mi do ucha. Ton jego głosu sprowadza mnie na ziemię. Razem z Amarem przyciskają mnie do ściany i puszczają. – Co ty odwalasz? On nic nie pamięta! Doskonale o tym wiem. Patrzę na niego obojętnie i odwracam się do wyjścia. Za drzwiami skręcam w jeden z licznych korytarzy i siadam na stopniach schodów. Chowam twarz w dłoniach i próbuję ochłonąć. Nie żałuję tego co zrobiłem. Nagle czuję na ramieniu dłoń. Wszędzie rozpoznam ten dotyk.
- Nie mogłem mu darować. – szepczę nie podnosząc głowy. Czuję jak Tris siada obok mnie i opiera głowę na moim ramieniu.
- Mogłeś. Tylko po prostu nie chciałeś. – mówi ściszonym głosem. – Już, spokojnie. – czuję jej palce w moich włosach. Podnoszę wzrok. Obejmuję ją ramieniem i przyciągam do siebie. 
- Przepraszam. – mówię, chowając twarz we włosach Tris. Wdycham ich zapach, i prawie automatycznie się rozluźniam. – Ale… kiedy nie wiedziałem czy przeżyjesz… to było… - ściska mnie w gardle.
- Wiem. - Tris szepcze wtulona w moją szyję. – Już po wszystkim. Jesteśmy bezpieczni. – podnosi na mnie wzrok. – Ale Tobias proszę Cię, nie możesz dawać się tak ponieść emocjom. – patrzę na nią przez chwilę, właśnie teraz ujawnia się jej bezinteresowność. Widzi faceta, który chciał ją zabić i broni go, podczas gdy ja z przyjemnością jeszcze raz bym mu przywalił.
- Musimy wracać. Jak myślisz, wywalą mnie z obrad? – pytam, lekko się uśmiechając.
- Zobaczymy... - po chwili milczenia dodaje - Ja bym wywaliła. – Czuję jak Tris się uśmiecha i opieram brodę o jej głowę śmiejąc się cicho.

6 komentarzy: