poniedziałek, 21 grudnia 2015

Rozdział 37.

Tris
Bawię się zamkiem kurtki. Góra, dół, góra, dół. Nie wiem która jest godzina, co się teraz dzieje. Nic nie wiem. Nikt tu nie przychodzi. Zachowują się tak, jakby mnie tu nie było. Zbadałam dokładnie całe pomieszczenie. Nie ma tu nic, co umożliwiłoby mi ucieczkę. Ściskam diamentową dziesiątkę w dłoni. To jedyna rzecz, która sprawia, że się trzymam. Tobias. Moim celem jest ujrzenie go całego i zdrowego. Jeżdżę palcem po błyszczących brylancikach gdy nagle słyszę trzask i od razu odwracam głowę w prawo. Drzwi się uchylają, a ja zrywam się na nogi i bacznie obserwuję każdy ruch, który się za nimi pojawia. Zza progu wychodzi mężczyzna i kobieta.
-Idziemy. – odzywa się wysoka blondynka z długą blizną na szyi. Kolejna poraniona osoba.
- Chcę wiedzieć gdzie. – odpowiadam i zakładam ręce na piersi. – Nie pójdę jeśli mi nie powiecie.
- Zrobisz co każemy. – kobieta kiwa głową na mężczyznę. Czarnowłosy, muskularny facet bez żadnych oporów chwyta mnie za ręce i wykręca mi je za plecami. Udaje mi się kopnąć go w goleń, ale mężczyzna rewanżuje się uderzając mnie łokciem w usta. Na języku czuję krew. Kobieta odwraca się, a ja prowadzona przez jej pomocnika powoli się za nią przesuwam. Widzę tylko podłogę, ale wyczuwam, że jestem w bardzo nowoczesnym ośrodku. Przechodzimy parę metrów i zatrzymujemy się przed metalowymi drzwiami. Dziewczyna musi najwidoczniej przesunąć kartą po czytniku bo słyszę charakterystyczne piknięcie i drzwi się otwierają.
- Posadźcie ją tutaj. – Luna. Pozwalają mi się wyprostować i wreszcie mogę określić gdzie jestem. Kolejny jasno oświetlony pokój z tą różnicą, że są tu dwa krzesła, stolik i stojący na nim w rogu, mały telewizorek. Jest tutaj jedna, długa szyba. Co dziwniejsze jest ona w ścianie, po której drugiej stronie powinien znajdować się kolejny pokój. Jest zasłonięty roletą. Siadam i czekam. Luna w ciszy mnie obserwuje.
- Co się u Was dzieje?
- U nas? – Pytam beztrosko. Udaję, że nic nie wiem.
- W Chicago. Nie udawaj biednej, zagubionej dziewczynki, bo znam całe twoje życie.
- Niby skąd?
- Stąd. – odpowiada i pokazuje na ekran. Kamery. Mają dostęp do każdego nagrania z Chicago. Otwieram usta w zdumieniu.
- Uprzedzę twoje pytanie. Agencja próbowała się zabezpieczyć i dała nam do nich dostęp, gdyby przypadkiem doszło u nich do jakiejś awarii. Wiem kim jesteś. Uratowałaś całe Chicago i nie wiadomo jak, udało ci się przeżyć. W pewnym sensie Cię podziwiam. – wpatruje się obojętnie w blat stołu i jeździ po nim palcem. – Ale to nie zmienia faktu, że teraz sobie nie pomożesz. A może znowu pragniesz śmierci? – przekrzywia głowę. Jej wzrok jest przerażający. Patrzę w bok, nie chcąc zdradzić jakichkolwiek emocji. Ona wszystko widziała. Każdy mój ruch. Każdy ruch Tobiasa.
- Zaniemówiłaś? Och, nie dziwię Ci się. Ale to nie koniec…
- Czekaj – patrzę na nią, i w zdumieniu stwierdzam, że mnie posłuchała. – skoro wszystko widzisz to po co Ci my? Wiesz to co chcesz wiedzieć.
-Nie, niestety nie. Chcę informacji prosto z Agencji. Łatwo się domyślić, że nie dali nam dostępu do kamer w ich ośrodku. A wy tam byliście. I jestem pewna, że wiecie więcej niż powinniście.
- Na przykład? – odchylam się na krześle i patrzę na nią obojętnie. Skoro wszystko wie, nie ma sensu udawać kogoś, kim nie jestem.
- Coś o broni nuklearnej? – zanim udaje mi się opanować, na moment zaciskam pięści. Wzrok Luny od razu pada na moje ręce i kobieta wykrzywia usta w uśmiechu przepełnionym zwycięstwem.
- A jednak coś wiesz.
- To nie znaczy, że ci o tym powiem.
- To się jeszcze okaże. – obraca ekran w swoją stronę i coś na nim naciska. Podnosi na mnie swój wzrok i cały czas mnie obserwując z powrotem obraca telewizorek w moją stronę.
Pierwsze co czuję to ulga. Ulga, że żyje. Potem czuję coś stokroć gorszego. Mam atak paniki. Zaczynam się trząść, w oczach pojawiają się pierwsze łzy. Opanuj się, nie pokazuj słabości. Na ekranie, w ciemnym pomieszczeniu, do krzesła przywiązany jest Tobias. Stoi nad nim mężczyzna, który wcześniej mnie tu przyprowadził. Prawdopodobnie teraz go przesłuchuje. Jednak co chwila uderza go albo w twarz, albo w brzuch. Koszulka Tobiasa jest cała we krwi. Oko ma spuchnięte tak, że nie może go otworzyć. Jest wyczerpany. Widzę to nawet na nagraniu. Następny cios mężczyzny trafia Tobiasa w szczękę. Na białe płytki tryska krew. Nie wytrzymuję. Rzucam się przez stół na Lunę. Wywracamy się do tyłu razem z krzesłem. Krzyczę, nie panując nad sobą. Przyciskam jej dłonie do podłogi opierając na nich swoje kolana. Biorę pierwszy zamach i wbijam pięść w jej nos. Teraz to jej koszulka jest we krwi. Zamierzam się drugi raz ale coś w locie chwyta moją rękę. Gwałtownie rzuca mną do tyłu i z hukiem walę plecami w ścianę. Podnoszę się, ale robię to za późno. Dwóch ochraniarzy podbiega do mnie i łapią mnie za ręce. Podciągają mi je do góry w taki sposób, że mój brzuch i twarz pozostają bez osłony. Luna wstaje z podłogi wycierając usta chusteczką.
- Nie będziemy się tak bawić. – staje przede mną i kiwa głową na mężczyznę po mojej prawej stronie. Ten z całej siły uderza mnie poniżej klatki piersiowej. Cios wydusza ze mnie powietrze i osuwam się na ziemię, próbując złapać oddech. Luna podchodzi do mnie i chwyta za brodę sprawiając, że na nią patrzę. – Skoro tak bardzo się ucieszyłaś z jego widoku… Mam dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę. – zamykam oczy. Tylko nie to. Niech to nie będzie to o czym myślę! Zaciskam powieki jeszcze mocniej. Nie mogę jej pokazać jak bardzo krucha jestem w środku. Pstryka palcami i mężczyzna naciska przycisk na ścianie. Żaluzje się podnoszą. A z mojego gardła wyrywa się niemal agonalny krzyk. Jest za szybą!
- TOBIAS! – wrzeszczę i wyrywam się żołnierzom. Widzę, jak obraca głowę w moją stronę. W jego oczach nie widzę nic oprócz przerażenia. Mężczyzna za szybą, z premedytacja uwalnia Tobiasa. Widzę jak po jego policzkach spływają łzy. – TOBIAS! – Nie mogę nic zrobić! Chcę go dotknąć! Krztusząc się własną śliną, podnoszę się z ziemi i rzucam w stronę szyby – PROSZĘ! – widzę, że on też coś krzyczy. Nasze dłonie, mimo że się nakrywają, to nie mają szansy się dotknąć. Zaczynam walić z całej siły w ścianę. – Wypuśćcie go! – Nie mogę normalnie oddychać. Opadam na kolana, a Tobias, mimo, że to on jest w gorszym stanie, próbuje zmusić mnie żebym na niego spojrzała. Zniża się do mojego poziomu. Nasze oczy się spotykają.. Potem czuję mocne szarpnięcie do góry i niewyobrażalny ból gdzieś w okolicy brzucha.
I wszystko znika.

Tobias
Nie mam siły. Wszystko wokół mnie jest rozmazane, a mężczyzna nadal mnie bije. Nawet nie mi zadaje pytań. Katuje mnie dla przyjemności? To chore. Wali mnie w szczękę i moja głowa odlatuje do góry. Gdy mój wzrok przesuwa się po suficie, zauważam czarny punkcik. Kamera. Czy jest możliwość, że Tris mnie widzi? Tracę koncentrację, bo znowu nic nie widzę. Kolejne uderzenie trafia mnie usta i odruchowo wypluwam krew na ziemię. Nagle mężczyzna przykłada rękę do ucha. Ma słuchawki, czyli kontaktuje się z Luną. Tracę przytomność. Czuję coś zimnego na twarzy. Woda. Jestem mokry. Otwieram oczy, i widzę jak żołnierz wskazuje palcem coś po mojej prawej stronie. Posłusznie odwracam głowę bo nie chcę kolejny raz oberwać. 
- TRIS! – wrzeszczę i zrywam się w jej stronę. Liny, którymi jestem przywiązany do krzesła przytrzymują mnie i padam na podłogę. Słyszę szarpanie i widzę jak sznury opadają. Po raz kolejny wypluwam krew z ust i ostatkami się podnoszę się z podłogi. Jezu, co oni jej zrobili?! W tym samym czasie dobiegamy do szyby, która nas dzieli. – TRIS! USPOKÓJ SIĘ! – wiem, że to co mówię nie ma sensu. Prawdopodobnie mnie nie słyszy. Czuję łzy spływające po moich policzkach. Dlaczego oni nam to robią?! – TRIS! BŁAGAM! – Osuwa się na kolana, a ja próbuję ją zmusić, żeby na mnie popatrzyła. Gdy w końcu to robi, jej usta poruszają się. Coś do mnie mówi ale nie jestem w stanie odczytać ani jednego słowa. Z tyłu miga mi jakiś cień. Mężczyzna w kapturze podchodzi Tris od tyłu i gwałtownie podrywa ją na nogi. – ZOSTAWCIE JĄ! ZOSTAW JĄ! – wrzeszczę bez opamiętania i z całej siły uderzam pięściami w szkło. Nagle przychodzi mi do głowy pomysł. Odwracam się i chwytam krzesło. Biorę zamach, ale gdy odwracam głowę krzesło wypada mi z rąk.
- NIE! – krzyczę i rzucam się do szyby. Wrzeszczę jakby palono mnie żywcem. Tak właśnie się czuję. W brzuchu Tris tkwi nóż. Przez moment wychwytuję jej przerażone spojrzenie, ale sekundę potem jej wzrok matowieje i już na mnie nie patrzy. Mężczyzna chwyta ją mocniej, żeby nie upadła. Łapię się za włosy i rwę je z całej siły.

Zabili ją. 
Tris nie żyje.


Nie zabijajcie mnie proszę xd Po prostu tak miało być, jednak nie przestawajcie czytać! Będzie naprawdę ciekawie i mam nadzieję, że do końca Was nie zawiodę!
Piszcie w komentarzach Wasze reakcje... i do następnego! 

6 komentarzy:

  1. No nieźle, już się nie mogę doczekać jak to rozegrasz!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy Ty musisz tak ludzi stresować? Bardzo udany rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak słów by opisywać twe rozdziały...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie upodabniaj się do Veronici nie zabijaj jej PROSZĘ.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zartujesz sobie, prawda? Nie zabijaj jej !! ;)

    OdpowiedzUsuń