czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział 39.

Tobias
Naciskam klamkę. Otwarte. Połowa napięcia ze mnie schodzi. Odwracam głowę w stronę Zeke’a i Shauny.
- Nie idźcie za mną. – kiwają głowami w odpowiedzi.
Wchodzę do pomieszczenia. Wygląda tak samo jak wszystkie ale może się tak bardzo od nich różnić. Delikatnie zamykam za sobą drzwi. Nie odwracając się w stronę jedynego pokoju zamykam oczy. Biorę głęboki oddech i ustawiam się plecami do drzwi. Pokonuję ten mały ciasny korytarzyk w dwóch krokach. Uchylam kolejne drzwi. Nic. W moich oczach zbierają się łzy. Nie ma jej tutaj. Otwieram drzwi szerzej i wtedy ją zauważam. Bez ruchu leży na łóżku przy przeciwległej ścianie. Głośno wciągam powietrze. Powoli podchodzę do łóżka. Kręci mi się w głowie i muszę podtrzymać się ściany. Kucam przy ciele Tris na wysokości jej klatki piersiowej. Pełen nadziei spoglądam czy oddycha. Niepotrzebnie cały czas się pocieszam. Nie zauważam żadnego ruchu. Jest przykryta prześcieradłem do szyi. Lekko odchylam materiał i zerkam na ranę w brzuchu. Ktoś ją przebrał, ponieważ jej ubranie jest czyste. Z powrotem spoglądam na jej twarz. Znowu wygląda tak spokojnie. Chociaż zaledwie 6 godzin temu była pełna życia. Odgarniam jej blond włosy z czoła. Zero reakcji. Mam ochotę ją przytulić, pocałować, cokolwiek. Ale wiem, że żaden mój gest nie zostanie odwzajemniony.  Łzy spływają mi po policzkach. Jest zimna a to oznacza, że nie ma nadziei. Chwytam jej sztywną dłoń i przytulam sobie do policzka. – Tris…- szepczę. Mam zamiar kontynuować, ale sam nie wiem co powiedzieć. Ona i tak tego nie usłyszy, nie odpowie, nie uśmiechnie się. Odwracam głowę w prawo. Za drzwiami stoi malutka szafeczka. Po co to tutaj jest? Spoglądam na Tris, lekko głaszczę ją po policzku po czym sięgam do szufladki. Zaskoczony wciągam powietrze. Kartka. List od Tris? Niemożliwe, była nieprzytomna. Człowiek w takim stanie nie potrafiłby czegokolwiek napisać. Podnoszę kartkę i marszczę brwi. Strzykawka. Podsuwam tajemniczą notkę pod nos i zaczynam czytać koślawo napisane litery.
"Jeśli to czytasz, to ja zapewne już nie żyję.
Założę się, że uznałeś mnie za zdrajcę.
Rozumiem to ale jeśli Ci na niej zależy, to
Zrób to co jest tu napisane. Wbij strzykawkę w jej
Ramię i wciśnij tłok. Wstrzyknij jej wszystko. 
Po upływie godziny powinna się obudzić. Jeśli
Tego nie zrobi… no cóż. Starałem się.
Musisz mi uwierzyć, że nie było innej drogi.
Jeszcze jedna rzecz. Dowiedziałem się, że szukaliście
Również innej dziewczyny. Żyje i jest
w mojej kwaterze. Budynek B16. Przeniosłem ich 
tam. Wiedzą, że są bezpieczni i na Was czekają.
Jeśli nie chcesz, nie słuchaj mnie. Ale dla twojej dziewczyny
Ta strzykawka to jedyna szansa.
Powodzenia."
Patrzę zszokowany na świstek papieru. Jaki on miał w tym wszystkim interes, że to zrobił? Odrzucam wszystkie myśli w kąt i w jednej chwili podejmuję decyzje.
- ZEKE! SHAUNA! – krzyczę, zaczynam się trząść. To idiotyczne, ale znowu liczę na cud. Znowu mam nadzieję, że Tris może żyć. Wbiegają do pokoju z pistoletami gotowymi do strzału. Gdy Shauna zauważa ciało Tris odruchowo odrzuca ją do tyłu i zamiera w progu drzwi. Zeke stara się wytrzymać ten widok ale widzę, że bardzo stara się odwrócić wzrok.
- Budynek B16. Prawdopodobnie tam jest Christina, Elliot, Katy i Daniel. Biegnijcie.
- Zaraz, a ty..? 
- Poradzę sobie. – wchodzę mu w słowo. – Szybko, jeśli dotarli tam żołnierze Luny…
- Przestali walczyć. – teraz to on mi przerywa.
- Przestali? Tak po prostu?
- Luna nie żyje. Nie mają po co walczyć. Potem Ci wyjaśnimy. – Zeke spogląda na mnie z niepokojem. Kręci głową i wychodząc zabiera ze sobą skamieniałą Shaune.
Wyciągam strzykawkę z opakowania, bez najmniejszego zastanowienia wbijam ją w ramię Tris i naciskam tłok. Cała substancja wlewa się w żyły Tris. Zamykam oczy.
- Tris, masz godzinę. Lepiej dla Ciebie żebyś się obudziła. – szepczę ściskając jej dłoń.
                                                                    ***
Patrzę na zegarek. Zostało 15 minut. Shauna i Zeke jeszcze nie wrócili. Siedzę na małym stoliku, który podsunąłem sobie, ponieważ było mi niewygodnie. Bawię się palcami Tris. Może to moje zwidy, ale mam wrażenie, że jej ciało jest bardziej rozluźnione. W pewnym momencie zahaczam czymś o krawędź łóżka. Naszyjnik. Zagryzam wargę żeby znowu się nie rozlecieć. Rozpinam go i ściągam z nadgarstka. Nachylam się nad Tris. Muskam ustami jej nadal zimne czoło i delikatnie unoszę jej głowę. Zapinam wisiorek i delikatnie poprawiam diamentową dziesiątkę na jej piersi. 7 minut. Pogrążam się we wspomnieniach. To nie możliwe żeby tyle przetrwała i nagle zmarła od zwykłego pchnięcia nożem. To by było za proste. Moje rozmyślania przerywa huk w przedpokoju. Do pomieszczenia wlatuje zapłakana Christina.
- O mój Boże… - szepcze i natychmiast podbiega do łóżka. Widzę, że przeraża ją widok Tris w takim stanie.  Ja już trochę się przyzwyczaiłem. – Czy ona….
- Jeszcze nie wiem. Ale to sprawa minuty. – odpowiadam cicho, stale głaszcząc dłoń Tris. – Proszę, moglibyście? – Wszyscy domyślają się o co proszę i posłusznie wychodzą z pomieszczenia. Godzina. 60 minut upłynęło. Tris nie oddycha, nie rusza się, nie mówi. To było pewne. Opuszczam głowę na łóżko. – Tris, błagam nie zostawiaj mnie. – mamroczę w mokre od moich łez prześcieradło. Spoglądam na nią oczekując odpowiedzi. Znowu ganię się w myślach. Na co ja liczę? Ręką ocieram łzy i znowu kładę głowę na łóżku. Chcę tu usnąć. Usnąć i się nie obudzić. Powoli odpływam. Śnię o tym jak Tris mnie pociesza. Nie wiem co ma pójść dobrze. Czuję ucisk na dłoni. Uśmiecham się przez sen. Jak miło znowu to czuć…
Otwieram oczy, ale nadal nie podnoszę głowy. To sen? Nie, to było zbyt realistyczne. Kolejne ściśnięcie dłoni. Boję się popatrzeć w górę.
Boję się.
Nie mogę.
Muszę.
Robię to.
Wielkie, szeroko otwarte, niebieskie oczy wpatrują się we mnie. Jestem w stanie powiedzieć tylko jedno słowo.
- Tris.

Hihi, taki psikusik <3 :* :D

4 komentarze: