środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 38.

Tobias
Mężczyzna w kapturze chwyta ciało Tris i zaczyna wychodzić. Gdy przekracza próg, prawie niezauważalnie spogląda w moją stronę. Błyśnięcie czarnych oprawek okularów powoduje u mnie kolejny atak wściekłości. Wrzeszczę, płacząc i bijąc pięściami w szybę. W pokoju nikogo nie ma, ponownie mnie zamknęli. Lepiej dla nich, bo jeśli ktoś by tu został, leżałby już martwy.
- To ty! Dlaczego!? Zostawcie ją! – powoli opuszczają mnie siły. Osuwam się na ziemie. – Zostawcie… – tym razem to naprawdę się wydarzyło. Jak mogłem na to pozwolić? Zwijam się w kulkę i kołyszę w panice. Nigdy już jej nie zobaczę. A jeśli tak, to zimną i milczącą. Zaczynam płakać na głos. – TRIS JAK MOGŁAŚ?! – wydzieram się do szarych ścian. Chwytam krzesło i rozbijam je na ścianie. – Jak?! Przecież mi obiecałaś! – Z całej siły kopię w stół, a on obraca się w powietrzu zanim spada na ziemie. Opadam na kolana i chowam twarz w dłoniach. – Dlaczego to się stało? – szepczę w zimną podłogę. Po minucie zupełnej ciszy, do pokoju wkraczają żołnierze.
- Chyba nie jesteś taki twardy, za jakiego się uważasz? – mężczyzna szczerzy się do mnie, równocześnie mnie podnosząc. Wszystko mi jedno co ze mną zrobią. I tak nie mam powodu, aby tu dłużej tkwić.
- Nic się nie bój. Dla Ciebie mamy jeszcze pewne plany. – żołnierz klepie mnie w plecy. Nie idziemy do mojej poprzedniej kwatery. Schodzimy dwa piętra w dół. Mężczyźni wprowadzają mnie do jasnego pokoju, z brudnym kocem w kącie. Gdy przechodzę przez próg, nogą potrącam talerz z jedzeniem. Nie odwracając się zmierzam w stronę koca. Siadam na nim i otępiały skubię frędzle mojego prowizorycznego łóżka. Opieram ręce na podciągniętych kolanach. Oni specjalnie zrobili to na moich oczach? Przecież to oczywiste, że teraz na pewno już nic im nie powiem. I na dodatek on. Zabił ją lekarz, który mnie ratował. Powiedział, że na nas liczy. Moje palce prześlizgują się pod kocem i natrafiam na coś twardego i zimnego. Natychmiast wyciągam to na wierzch i podnoszę przed oczy. Niemożliwe. Spuszczam głowę i znowu łzy zaczynają płynąć mi z oczu. Na mojej wyciągniętej ręce kołysze się diamentowa dziesiątka Tris. Biorę breloczek do ręki i mocno ściskam. Przyprowadzili mnie tu aby mnie złamać. Fakt, że znalazłem tu jej wisiorek musi być przypadkiem. Wątpię w to, że Tris zostawiłaby go tutaj dobrowolnie. 
Drzwi się otwierają i do mojej celi wchodzi sama Luna Thompson.
- Tak mi przykro z powodu Prior. – patrzy na mnie obojętnie. Jednak widzę jak kącik jej ust drga w uśmiechu. – Naszego kolegę poniosło. Już zapłacił za to co zrobił. – Co? Nie ustalili tego? Działał na własną rękę? Ukrywam moje emocje. Nie mogę ich pokazać. 
- Widzieliśmy Cię w gorszym stanie. Śmiało, możesz płakać. – Nadal spogląda na mnie z góry. Jak ona to wszystko przewiduje? – Ale teraz chodźmy. Mam nadzieję, że nam pomożesz. – Odwraca się do tyłu, a gdy przechodzi koło żołnierzy daje im jakiś znak, ponieważ oni nagle ruszają w moją stronę. W ekstremalnym tempie zawiązuje sobie naszyjnik Tris na nadgarstku i chowam pod rękaw. Podnoszą mnie i wyprowadzają na korytarz. Jesteśmy przy schodach, gdy ciszę przerywa wybuch. To coś na dole. Luna nagle odwraca głowę i zagląda przez barierki schodów na dół. Widzę w jej oczach strach. Czyli zdaje sobie sprawę, że jej władza tutaj jest krucha. Kręci palcem w powietrzu. Daje sygnał żeby zawracać. Mężczyźni i ja szybko się odwracamy i zaczynamy iść, ale Luna nie ma takiej szansy. Jeszcze na moich oczach kula, wystrzelona przez kogoś z dołu, rozbija jej czaszkę. Żołnierze puszczają mnie i uciekają w głąb korytarzu. Ja zostaję. Nie chce być tutaj bez Tris. Ludzie w czarnych kombinezonach wbiegają na piętro. Opieram się o ścianę i z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, czekam na to co się stanie. Mężczyźni, i co dziwne, kobiety trzymają mnie na celowniku i sprawiają wrażenie jakby na kogoś czekali. Ostatni wbiegają kobieta i mężczyzna. Znam ich. Zeke leci do mnie, żeby mnie przytulić. Gdy on obejmuje mnie ramionami i się śmieje, ja tylko czekam w bezruchu aż przestanie. Może on ma powody do uśmiechu, ale ja nie. Shauna wyczuwa, że coś się stało i odsuwa ode mnie Zeke’a.
- Cztery? - patrzy na mnie. – Tris? – Shauna rozgląda się w panice. Wie, że nigdy bym jej nie zostawił samej. Na dźwięk jej imienia w moich oczach zbierają się łzy.
– To niemożliwe. – słyszę jak Zeke szepcze sam do siebie.
-  Zabili ją na moich oczach, wiesz Zeke? – po tych słowach po policzku spływa mi samotna łza. Shauna podchodzi i mnie obejmuje. Ona również płacze.
- Cztery, musimy iść. – przyjaciółka szepcze mi w ramię i powoli się ode mnie odrywa.
- Musimy znaleźć Tris. Nawet jeśli jest martwa, nie zostawię tu jej samej. – patrzę jej prosto w oczy. Shauna widzi, że mnie nie przegada i kiwa głową.
- Dobra, masz jakiś pomysł?
- Nie. Trzeba będzie przeszukać każdy pokój. – mówię beznamiętnie. Jestem wyprany z emocji.
- Nie mamy na tyle czasu. W budynku jest 6 pięter, starczy nam czasu na połowę.
- Weźcie 2, 4 i 6. Ja pójdę na 3. Dam sobie rade. Tylko dajcie mi broń. – odpowiadam. Nieustraszony, którego nie znam podaje mi pistolet, a ja nic nie mówiąc odwracam się. Biegnę na trzecie piętro. Ona musi gdzieś tu być. Pierwsze dwa pomieszczenia są puste. Trzecie jest zamknięte i strzelam w zamek, żeby się otworzyły. Wkopuje je do środka, ale nic nie znajduję. Wszystkie kolejne są zamknięte i muszę strzelać w zawiasy. Przy każdym zamkniętym zamku czuję nadzieję. Ale wiem, że to nie jest możliwe. To był śmiertelny cios.
Wchodzę do ostatniego pomieszczenia i spokojnie się po nim rozglądam. Uwolnię się od tego całego ciężaru. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem. Może i jest to oznaka słabości. Może i nie jestem Nieustraszony. Ale ja nie chcę już tutaj być. Oglądam pistolet w rękach. Ładuję jeden nabój i unoszę broń do góry. Przykładam ją do skroni. Otwieram oczy, żeby jeszcze raz zobaczyć to, co zostawiam za sobą. Ale przed sobą zamiast pustego korytarza, zauważam Shaune. 
- Cztery, nie rób tego. – wyciąga do mnie dłoń. – Zastanów się. Ona by tego nie chciała. – Podchodzi do mnie coraz bliżej.
- A skąd ty wiesz czego by chciała? Nie znałaś ją tyle, ile ja. To nie ty ją kochałaś. To nie ty chciałaś mieć z nią rodzinę… dzieci. – Shauna nagle zerka w bok. Widzę cień, który przemyka obok mnie i ktoś mocno pcha mnie na ścianę, a broń wypada mi z ręki. Zeke przyciska mnie do ściany.
- Co ty sobie myślałeś?! – krzyczy mi prosto w twarz. – Zabijesz się i tyle?! I doskonale zdajesz sobie sprawę ,że ona tego by nie chciała! – jeszcze raz mocno przyciska mnie do ściany i się ode mnie odsuwa.
- Nie znaleźliście jej prawda? – pytam niewzruszony. Zeke kręci głową.
- Nigdzie nie ma po niej śladu. – podnosi moją broń z podłogi.
- Szkoda, że nie ma jakiegoś magicznego słowa, które otwierałoby przejście do pomieszczenia, w którym ją trzymają. – słyszę te słowa i zamieram. 
- Kto to powiedział? – rozglądam się po tłumie Nieustraszonych na korytarzu. Młody blondyn podnosi rękę i patrzy na mnie z przestrachem.
- Przepraszam, ja nie chciał…. – nie daję mu dokończyć.
- Jeśli to prawda, przysięgam Ci, że będę twoim dłużnikiem do końca życia. – mówię, ściskając go za kołnierz kurtki. Patrzy na mnie zdezorientowany, ale mnie to nie obchodzi. Jak mogłem o tym nie pomyśleć. Biegnę przez korytarze szukając właściwego numeru. Wszystko składa się w jedno. Najpierw to, że lekarz mówi mi o jakichś liczbach, potem bez pozwolenia Luny zabija Tris, a teraz nigdzie nie możemy znaleźć jej ciała. Magiczne hasło. 326. To numer pokoju!
Dobiegam do drzwi z właściwym numerem. Wszyscy za mną biegli i teraz w ciszy czekają na mój ruch. Nic dziwnego, że nikt tutaj nie był. Te drzwi są zupełnie poza obszarem w którym jej szukaliśmy. Chwytam klamkę i ją naciskam. Mimo że nie żyje, muszę ją zobaczyć. Nawet jeśliby mnie to zabiło.


5 komentarzy:

  1. Jestem w wielkim szoku, trzymasz nas w wielkim napieciu !! Pisz dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ŚWIETNE
    Fajnie, że tak często dodajesz kolejne rozdziały :)
    Czekamy z niecierpliwością na cd.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieźle sobie to wymyśliłaś ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Liczę na jakiś upominkowy prezent od Ciebie... może jakiś rozdział na święta ;)
    Życze Ci świąt pełnych twórcze usniesienia :*

    OdpowiedzUsuń