piątek, 18 grudnia 2015

Rozdział 35.

Tobias
Żołnierze podchodzą do nas i zaczynają zakładać kajdanki. Są całkowicie posłuszni. Zastanawiam się dlaczego. No bo jeśli nikt by jej nie słuchał, to straciłaby wtedy władzę. To proste, ale jak widać może nie aż tak, jak myślę. Tris dobrowolnie wyciąga ręce. Wzdycham z ulgą, jeśli ktoś ma oberwać to tylko ja. Czarnoskóry mężczyzna podchodzi i każe nadstawić ręce. Przygotowując się na falę bólu, z całej siły uderzam pięścią w twarz żołnierza. Jego głowa odlatuje do tyłu i słyszę coś na kształt trzasku. Nie spodziewałem się, że będzie mnie to tak bardzo bolało i upadam na podłogę, wijąc się w boleściach.
- Tobias! – słyszę jak Tris się szamocze. – Puśćcie mnie! On jest ranny! – Coraz trudniej mi się oddycha i czuję pod kurtką coś mokrego. Podchodzi do mnie drugi z żołnierzy i zamierza się na mnie z nogą. Celuje prosto w ranę postrzałową. Jeśli mnie kopnie, z pewnością się wykrwawię. Widzę jak jego noga się unosi i zamykam oczy w oczekiwaniu na cios. Po paru sekundach odkrywam, że nie nadszedł. Od razu otwieram oczy i widzę skuloną na podłodze Tris.
- Tris! Coś ty zrobiła?! – brak odpowiedzi. –Pomóżcie jej! TRIS!
- No i widzisz Tobiasie Eatonie... – w zdumieniu szeroko otwieram oczy. Luna wie? 
- Ską…
- Skąd znam twoje prawdziwe imię? Wiem o Was wszystko. Jesteście z Nieustraszoności. Ta bezradna dziewczynka to twoja dziewczyna, o ile mogę ją tak nazwać, i ma na imię Beatrice Prior. Mogę dać Ci więcej dowodów, ale po co? – przekrzywia głowę na bok i bacznie mi się przygląda. – Ale spokojnie. Zadbamy i o Ciebie i o nią. A w jaki sposób, to się jeszcze okaże.
- Tris. – szepczę.
- Frank kopnął ją w głowę. Straciła przytomność. Nie wysilaj się. – odpowiada oschle Luna. – Zaraz przyjedzie po Was furgonetka. Zobaczymy czy się nam przydacie. – posyła mi kpiący uśmiech i wychodzi z pomieszczenia celowo przygniatając butem rękę Tris.
- Pieprz się! – wrzeszczę. Nerwy mi puszczają i wypełnia mnie wściekłość. Luna zatrzymuje się i gwałtownie obraca, jednocześnie kopiąc mnie w twarz.
- Uważaj na słowa. – i wychodzi na dwór. Wypluwam krew z ust i spoglądam na jedynego strażnika, który został w pomieszczeniu.
- Mogę się do niej zbliżyć? – pytam. Może się zgodzi.
- A może nie? – odpowiada i uśmiecha się do mnie obleśnie.
- Chcę tylko sprawdzić czy oddycha! – wyduszam z siebie te słowa z wielką trudnością, bo ból w boku z każdą chwilą rośnie. Żołnierz spogląda na mnie z pogardą i powoli do mnie podchodzi. Oklepuje każdą kieszeń i wyciąga z nogawki spodni nóż.
- A to co? – ogląda swoje znalezisko. – Myślę, że teraz Ci się już nie przyda. Twoją dziewczynkę też mam przeszukać? – jego uśmiech się poszerza.
- Tylko spróbuj. – warczę i kopię go w goleń. Jego noga na moment traci oparcie ale nie jestem nawet w stanie poczuć satysfakcji, ponieważ żołnierz już trzyma mnie za podkoszulek i mówi prosto w twarz.
- Nie pogrywaj sobie ze mną. Jeszcze jeden taki wybryk, a niechcący rzucę tym nożem w to. – pokazuje palcem Tris. Zaciskam zęby na słowo „to”. Nazwał Tris jakby była rzeczą. Zauważa, że jestem spięty i się uśmiecha. Nagle jego ręka z całej siły trzaska mnie w policzek. Czuję w tym miejscu ostre pieczenie. – Możesz. – odchodzi ode mnie i obserwuje cokolwiek, co jest w tej chwili za oknem.
Czołgam się do bezwładnego ciała Tris i obracam ją na plecy. Podciągam się na łokciu i wstrzymuję oddech. Z nosa poleciała jej krew i teraz cała jest w niej umazana. Czując piekielne rwanie w boku ściągam z siebie kurtkę i okrywam nią Tris. Rękawem wycieram jej krew z twarzy i lekko klepie po policzku.
- Tris. – mówię szeptem. Ile można być nieprzytomnym? To normalne, że tak długo nie ma z nią kontaktu? Z rozmyślania wyrywa mnie jej kaszel. Wypuszczam z siebie powietrze i odgarniam jej włosy z twarzy. – Tris. Nie ruszaj się.
- Co się stało? – ledwo co ją słyszę. Jej głos jest słaby, zachrypnięty.
- Jadą po nas. Wezmą do szpitala i opatrzą. A przynajmniej taką mam nadzieję. Bo jeśli nie, to się wykrwawię. – posyłam jej smutny uśmiech i opadam na podłogę. Już połowa mojego podkoszulka nasiąkła krwią.
- Błagam, wytrzymaj. – słyszę jak Tris jest na skraju wyczerpania.
- Wytrzymam. Ale tylko wtedy, kiedy obiecasz mi, że ty też to zrobisz. – patrzę na nią uważnie. Kiwa głową i z jękiem obraca się w moją stronę. Głaszczę ją po policzku i kontynuuję. – Kocham Cię. Wiem, że cały czas to powtarzam, ale muszę mieć pewność, że to wiesz.
- Ja Ciebie też. – łza spływa jej po policzku. Ledwo muskam jej wargi. Nie mam siły na pożegnanie, moja głowa spada bezwładnie na podłogę. Tris chwyta mnie za rękę. A potem do domu wbiegają jacyś ludzie.

Rozdzialik wrzucam szybciutko, bo jesteście dla mnie mega wyrozumiali :*

4 komentarze:

  1. Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, że tak szybko dodałaś! Miła niespodzianka. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Już się nie mogę doczekać!!!
    Cały rozdział trzymał w napięciu

    OdpowiedzUsuń