czwartek, 17 grudnia 2015

Rozdział 34.

Tris
Tobias z wielkim wysiłkiem zmierza w stronę jedynego krzesła w pomieszczeniu. Widzę jak na jego czole pojawiają się kropelki potu. Głośno sapie, a każdy jego oddech odbija się echem od pustych ścian. Ciężko siada na stołku i patrzy na mnie wyczekująco.
- Tobias, ale to nic takiego…
- Pokaż – przerywa mi. Przewracam oczami i podchodzę do niego. Odwijam bandaż ze stopy i wzdrygam się na to, co widzę. Nie boli tak jak wcześniej, ale jednak boli. Bąble się zmniejszyły, a skóra wygląda na zdrowszą.
- Odkaziłaś to? – ostrożnie kładzie sobie moją nogę na kolanach i ją ogląda.
- Tak. – Tobias nadal przygląda się stopie, a mnie powoli zaczyna to irytować. -  No i co Ci to dało, że sprawdziłeś? I tak musimy ruszać.
- Przynajmniej jestem spokojny, że nic nie ukrywasz. – patrzy na mnie pretensjonalnie.
- Nic nie ukrywam. – odparowuję i zabieram nogę z jego kolan. – To przeszłość. Sam powiedziałeś, żeby zostawić to wszystko w spokoju. A teraz ubieraj się. Wiem, że nie dasz rady daleko zajść, ale musimy zmienić miejsce naszego ukrycia chociaż o dwa kilometry. – Widzę jak oczy Tobiasa się rozszerzają, a w jego oczach pojawia się błysk.
- Co?
- Plecak. Podaj mi nasze plecaki. Musi tam być coś na oparzenia, albo przynajmniej coś przeciwbólowego. – stoję przez chwilę, patrząc na niego nic nie rozumiejąc i dopiero po chwili dociera do mnie co właśnie powiedział. W pośpiechu rzucam mu jego plecak, a ja zabieram się do przeszukania swojej torby. Znajduję jakieś tabletki.
- To jest chyba coś przeciwbólowego.
- Ja też to mam. – wyrzucamy resztę rzeczy z plecaków na podłogę. - Ale po leku na oparzenia ani śladu. To musi nam wystarczyć. – Połykamy po dwie tabletki i zaczynamy się ubierać. Moja kurtka już wyschła a Tobias musi tylko założyć podkoszulek, ale wiem że to będzie bardzo ciężkie zadanie.
- Daj, pomogę Ci. – Tobias spogląda na mnie nie rozumiejąc dlaczego chcę mu pomóc. Jednak gdy podnosi rękę aby wcisnąć ją w rękaw podkoszulka, krzywi się i wydaje zduszony jęk. 
- Mówiłam. – unoszę brwi. Z miną obrażonego dziecka, Tobias podaje mi podkoszulek. – Oj, przestań… Pozwolę Ci założyć mi mój but. – szczerzę się do niego głupio.
- Bardzo śmieszne. – mówi ponuro. – Ale z chęcią to zrobię. – patrzy na mnie prowokacyjnie.
- Chodź tu. – mówię i delikatnie unoszę mu ręce. Poprzedni podkoszulek rozdarłam próbując zatrzymać krwawienie dlatego musieliśmy poszukać czegoś innego. Znalazłam biały T-shirt i nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, jak będzie w nim wyglądać. – Bardzo boli? – pytam gdy całkowicie podnoszę mu ręce. Tobias ma zmarszczone brwi, ale nic więcej. Uznaję to za odpowiedź, jeszcze raz sprawdzam opatrunek i bardzo powoli wsuwam na niego podkoszulek. Gdy jego głowa wyłania się z dziury na głowę, wykorzystując element zaskoczenia całuję go w policzek.
- Chyba będę musiał częściej zmuszać Cię żebyś mnie ubierała. – lekko się uśmiecha. Nieźle mu w białym. Będę musiała mu to kiedyś powiedzieć. Uśmiecham się w duchu.
- Cicho. – mamroczę i czuję jak się czerwienie. – Jeszcze kurtka. – podnoszę ją z podłogi, ubieram i zostawiam rozsuniętą. Już się odwracam, gdy czuję rękę Tobiasa na moim nadgarstku. Z zaskakującą siłą przyciąga mnie do siebie i mocno całuje. Odwzajemniam pocałunek i odruchowo wplatam mu ręce we włosy, ale zaraz po tym wraca mi zdrowy rozsądek. – Tobias. – szepczę.
- Mhm? – mruczy mi w policzek.
- Musimy iść. – odrywam się od niego z trudnością. – Nie jesteśmy tu bezpieczni. – te słowa sprowadzają Tobiasa na ziemię i przybiera swoją wyuczoną postawę.
- Mam Ci ubrać tego buta? – pyta, ale się nie uśmiecha. Mierzwię mu włosy i siadam na podłodze zabierając się do założenia obuwia.
- Wyobraź sobie, że dam radę. – próbuję rozluźnić atmosferę, ale nie ma to sensu. Może i próbujemy zachowywać się swobodnie, ale obaj czujemy jak bardzo jesteśmy zagrożeni.
Wstaję i podchodzę do drzwi żeby wziąć broń z wieszaka. 
- Łap – mówię i rzucam mu jego karabin. Biorę swój i otwieram drzwi. Słońce oślepia mnie i przez chwilę nic nie widzę. Lekko odwracam głowę, żeby zerknąć na Tobiasa. Czuję, że tabletki zaczynają działać bo ból w stopie już trochę ustał.
- Gotowy? – kiwa głową, a ja ostrożnie wychodzę za próg. Macham mu ręką żeby za mną szedł. Pierwszy raz to ja prowadzę go na akcję. Dziwne uczucie. Przebiegamy przez opustoszałą dzielnicę miasta raz po raz rozglądając się w poszukiwaniu czegoś podejrzanego. Kucamy przy ścianie wielkiego bloku, sprawdzam jak trzyma się Tobias i przy okazji moja noga. Ból powoli zaczyna powracać. Tobias jest cały mokry od wysiłku. Wychylam się zza rogu i obserwuję przez chwilę okolice. Gdy upewniam się, że nikogo nie ma, łapię Tobiasa za nadgarstek.
- To już niedaleko. Wytrzymaj. – mówię, próbując go pocieszyć. Podnosimy się i ruszamy dalej. Mijamy wieżowiec, którego górne piętra chowają się w chmurach. Jak to możliwe, że się trzyma? Ignoruję to i w samym środku skupiska takich samych domków dostrzegam jeden w którym świecą się światła. Na migi pokazuję Tobiasowi moje znalezisko i kiwam głową na znak, że chcę to sprawdzić. Według danych Agencji wszyscy powinni być w pracy o tej godzinie. A to co tu widzę jest bardzo podejrzane. Tobias kręci energicznie głową i ciągnie mnie aby się wycofać. Jęczę cicho, tam możemy znaleźć istotne informacje. Posyłam mu groźne spojrzenie ale on nawet nie mruga, z zacięciem na twarzy wycofuje nas w cień,Szturcham go w ramię, nie wiem co on robi. Stoimy w samym środku miasta, w którym każdy chce nas zabić, a my pozwalamy sobie na niezdecydowanie. Pokazuję mu domek oddalony o około 20 metrów od naszej zagadki i Tobias kiwa głową. Skradamy się, uważnie skanując okolicę. Słyszę brzdęk metalu i automatycznie zwracam się w tamtą stronę. Próbuję coś dostrzec, ale nic nie zauważam. To miasto coraz bardziej mnie przeraża. Pospieszam Tobiasa. Gdy podchodzimy do drzwi, po drodze zaglądamy do okien. W ciemnościach które tam panują nic nie widzimy, ale też nie dostrzegamy najmniejszego ruchu. Tobias powoli naciska klamkę, a potem gwałtownie pcha drzwi do środka, tak, że o mało nie wyłamuje ich z zawiasów. Muszki pistoletów trzymamy na wysokości głowy, aby w razie czego posłać szybki, celny strzał. Wszystko wygląda w porządku, zamykamy za sobą drzwi i oddychamy z ulgą, opuszczając broń.
- Będziemy musieli obs… - Tobias zaczyna i w pół słowa przerywa.
- Obserwować? – Spoglądam na niego nic nie rozumiejąc. Patrzę na to jak odkłada broń na ziemię. Gdy wstaje, mocno chwyta mnie w ramiona i całuje. Coś mi tu nie gra i odpycham go od siebie. – Tobias o co Ci chodzi?
- Podejrzewam, że o nas. – słyszę głos, którego nigdy wcześniej nie słyszałam. Lekko odwracam głowę w lewo i na schodach dostrzegam 4 uzbrojonych mężczyzn, którzy trzymają nas na celowniku i kobietę z czarnymi włosami. Kobieta patrzy na mnie szarymi oczami. Mocno chwytam Tobiasa za ramię i jak najbardziej się do niego przysuwam.
- Kocham Cię. – szepczę tak, żeby tylko on to usłyszał.
- Ja Ciebie też, Tris. – jego głos jest przepełniony paniką, ale nie daję po sobie poznać, że to wyczułam.

Przed nami stoi Luna Thompson.

Przepraszam za tak długą przerwę! Nie będę się nawet tłumaczyć bo po prostu nie miałam czasu :/ Postaram się dodawać teraz co dwa dni! :*

5 komentarzy:

  1. Cieszę się, że jest! Bardzo dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! Z przyzwyczajenia weszłam na twoją stronę, a tu nowy rozdział. Btw, wszystkiego naj na święta. ☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Zrobiłaś mi mega niespodziankę a wczoraj miałam kiepski dzień a Ty poprawiłaś mi humor :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam to czytac <3 dziękuje Ci bardzo, za to że podjelas sie pisania tego! :D

    OdpowiedzUsuń