poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 23.

Tris
Przechodzę po kolei przez wszystkie lęki do których jestem już przyzwyczajona. Wrony, zbiornik z wodą, bycie spalonym na polu, topienie się w oceanie, uprowadzenie… Ale potem sytuacja zmienia się w coś czego jeszcze widziałam. Przede mną pojawiają się realne sceny. Moja mama wybiega zza budynków prosto w linie ognia. Widzę jak jej ciało zostaje przedziurawione przez kule, jak pada na chodnik i leży w bezruchu.
- MAMO! – wrzeszczę z łzami w oczach. Odwraca się w moją stronę i widzę jej twarz. Szeroko otwarte zakrwawione oczy wpatrują się w moje. Z jej ran strumieniami zaczyna wypływać krew. Biegnę w jej stronę, chcę jej pomóc, zatamować krwawienie, ale gdy moja ręka już prawie dotyka jej ramienia ona rozpływa się w powietrzu. 
Nagle pojawiam się w ciemnym korytarzu. Domyślam się co zobaczę. I wtedy go widzę. Biegnie przed siebie wymachując bronią na wszystkie strony. Staję przed nim próbując go zatrzymać, ale on nawet mnie nie zauważa i niczym duch przenika moje ciało. Odwracam się i obserwuję jak mój ojciec pada martwy na podłogę. 
Odbiera mi głos.
Co teraz?                                                                                                                                                              
Caleb.
Na jego barkach podskakuje plecak a on sami zmierza w stronę pokoju, w którym czeka go śmiertelna dawka serum. – Caleb! – wołam. Spogląda na mnie, tylko przez chwilę, ale zdążam zauważyć na jego twarzy smutny uśmiech. – Stój! Ja to zrobię, jestem Niezgodna! To na mnie nie zadziała. Już raz to przeżyłam, błagam Caleb, zatrzymaj się! – wiem, że moje wołanie nie ma sensu ale to jest odruch. To wszystko jest tak realistyczne. Nie mogę się ruszyć i obserwuję jak Caleb naciska klamkę i wchodzi do pokoju. Podbiegam do drzwi i przez okno widzę jak leży nieżywy na podłodze.
Pojawiam się w innym miejscu. Widzę tylko ciemność. Nagle wszystkie światła się zapalają a ja stoję na szczycie jakiegoś budynku. Widzę Tobiasa. Stoi na krawędzi dachu. 
-Tobias! Nawet nie waż się tego robić! Rozumiesz?! – mówię z przerażeniem w głosie.
-Przykro mi Beatrice. Kocham cię, wiesz? – po tych słowach zeskakuje z dachu.
-NIE! – biegnę w stronę miejsca z którego zeskoczył i patrzę w dół. Wiem, że to jest symulacja. On żyje, on żyje – wiem to. Biorę rozbieg i zeskakuję z dachu. Muszę to przerwać. W połowie drogi po prostu znikam.
Jestem na sali operacyjnej. Wszystkie światła są zapalone i wypełniają salę jasnym blaskiem. Przede mną stoi inkubator. Powoli do niego podchodzę. Nachylam się i w środku niego zauważam niemowlaka. Jego twarz jest zakryta kołderką. Automatycznie, mimo że tego nie chcę, biorę go na ręce. Odgarniam mu pieluchę z głowy i spostrzegam, że nie ma twarzy. Krzyczę w przerażeniu. Nagle czuję ręce chwytające mnie od tyłu za ramiona. Nie mogę się ruszyć i zobaczyć kto jest tą osobą. Z ciemności wyłania się znajoma sylwetka. Tobias. Podchodzi do mnie, głaszcze po policzku i powoli wyjmuje mi z rąk dziecko. Chcę mu powiedzieć, żeby mi go nie odbierał, jednak nieznajomy zasłania mi ręką usta. Tobias spokojnie cofa się o krok do tyłu po czym powoli i wyraźnie mówi słowa, które są niczym sztylety wbijane mi w serce.
- Nigdy nie zostaniesz matką. – patrzy mi poważnie w oczy i upuszcza dziecko. Wrzeszczę i zaczynam się szarpać, ale po chwili nie mam ku temu powodu. Ręce, które mnie trzymały znikają, tak samo jak dziecko i kopia mojego przerażającego chłopaka. Zaczynam w kółko słyszeć płacz dziecka i słowa Tobiasa. „Nigdy nie zostaniesz matką. Nigdy. Nigdy” Zaczynam krzyczeć. Odwracam się i zauważam Tobiasa. To znowu przywidzenie? Nie, on podchodzi do mnie i obejmuje powtarzając:
- Tris, to jest tylko symulacja, to się nie dzieje naprawdę. – przyciska mnie mocniej, i próbuje sprawić żebym przestała się trząść.
- Jak się tu dostałeś? – szepczę mu w ramię.
- Wszedłem do twojego krajobrazu strachu, za pomocą strzykawki. Chodź, idziemy. – mówi opanowany i bierze mnie za rękę. Nagle wszystko znika.
Znowu znajduję się w pokoju, w którym przeprowadzane są symulacje. Ale tym razem jest ze mną Tobias. Opadam na kolana.
- Oni umierali naprawdę. – tępym wzrokiem wpatruję się w naprzeciwległą ścianę.
- Wiem, przykro mi. – głaszcze mnie po włosach i bierze mnie na ręce. Wie, że nie jestem w stanie się ruszyć. Niesie mnie z powrotem do pokoju i kładzie na łóżku. Całuje mnie w czoło a ja zaraz po tym odpływam.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Bardzo mi szkoda Tris. Sceny z symulacji musiały nią wstrząsnąć. Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń