czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 20.

Tris
Idziemy opuszczonymi uliczkami. Naszym celem jest obszar na którym dawniej mieszkali Altruiści. Na którym dawniej mieszkałam ja sama. Gdy zbliżamy się do pierwszej ruiny małego szarego budynku, ściskam rękę Tobiasa mocniej. Żwir chrupie pod naszymi nogami, a my idziemy przez to upiorne pustkowie. Planuje się odbudowę tego terenu. Na razie wszyscy Altruiści mieszkają w Serdeczności ale codziennie przychodzą tutaj naprawiać swoje domy. Gdzieniegdzie porozstawiane są pierwsze rusztowania, a po wyschniętej trawie porozrzucane są narzędzia. W powietrzu unosi się dym z gruzów budynków. Wchodzimy do tego co pozostało z domu Tobiasa.
- Na pewno chcesz tu wchodzić? – pytam Tobiasa gdy stajemy w progu. Kiwa głową w odpowiedzi. Jego oczy są czujne, ale nie widzę w nich strachu.
- Chodź. – mówi ściszonym głosem, ale mocno i wyraźnie. Prowadzi mnie po schodach do góry. Do jego pokoju. Jedna ściana jest w całości wyburzona więc mamy widok na resztę budynków. Siadamy na rozdartej kanapie, jest prawie biała od tynku, który się na nią posypał. Opieram głowę na jego ramieniu.
- Bałeś się? – pytam.
- Hmm? – Tobias spogląda na mnie spod przymrużonych powiek, marszczy brwi.
- Jego. Marcusa. Mówiłeś mi o nim bardzo ogólnie. – rumienię się. Nie wiem czy powinnam zadawać mu to pytanie. Teraz boję się jego reakcji.
- Tak. – mówi szeptem. – Potrafił mnie pobić nawet z powodu najdrobniejszej błahostki. Raz posunął się do tego stopnia, że straciłem przytomność. A gdyby pytano mnie o siniaki w szkole, miałem mówić, że wdałem się z kimś w bójkę. – ściskam go mocniej za ramię. Otwiera oczy i zaczyna kciukiem zataczać kółka na mojej dłoni. – Ale to już nigdy się nie powtórzy. – Uśmiecha się do mnie smutno.
- Mylisz się. – zamieram. Ten głos. Jak to możliwe? Patrzę na Tobiasa, który jest w takim samym szoku jak ja. Jednak w jego oczach maluje się jeszcze coś oprócz szoku. Przerażenie. Odwracam wzrok z widoku na miasto i spoglądam prosto w zimne oczy Marcusa. Zaczerpuję powietrza. Czuję jak moje ręce zaciskają się w pięści.
- Co to tu robisz? – wstaję z kanapy. Ja się go nie boję, w przeciwieństwie do Tobiasa, który nadal tkwi w bezruchu na kanapie. Widzę jak na jego czole zbierają się kropelki potu. – Czego tutaj szukasz? O ile się nie mylę to zostałeś wygnany z Chicago.
- To prawda. Przyszedłem tylko obejrzeć mój stary dom. – powoli zmniejsza dzielącą nas odległość. – To zabronione? Pożegnać się z miejscem, w którym mieszkało się całe życie? – posyła mi lekki uśmiech. Ani trochę się nie waha. Po jego sposobie chodzenia orientuję się, że jest całkowicie rozluźniony – A, że tak się zdarzyło, że Was spotkałem, tylko urozmaiciło mi wycieczkę.
Odwracam się do Tobiasa, stoi za mną lekko wysunięty w lewą stronę. Zauważam, w nim pewną zmianę. Jego nastawienie do Marcusa się zmieniło, teraz jest w stanie go zaatakować. Kładę rękę na jego ramieniu.
- Tobias…- ignoruje mnie.
- Marcus, chcemy stąd wyjść. – Mówi powoli i spokojnie, zapewne stara się żeby jego głos nie drżał. Marcus ani drgnie, stoi cały czas w progu.
- Obawiam się, że to niemożliwe.
- Zobaczymy. – warczy Tobias i z pewnością siebie rusza na Marcusa, ale gdy pokonuje połowę odległości, zamiera w bezruchu. Wlepiam wzrok w lufę pistoletu, który znajduje się w dłoni Marcusa.
- No widzisz jak to jest… Tobiasie. – Nie mogę uwierzyć, że człowiek jest w stanie wlać tyle jadu w jedno słowo. – Pod ścianę. – Spogląda na mnie, z drwiącym uśmieszkiem na twarzy. – Ty też.
Posłusznie stajemy pod jedną z ocalałych ścian. Tobias spogląda na mnie i bezgłośnie wypowiada ‘Kocham Cię’. Zamykam oczy i opieram czoło o zimny beton. Nie mogę nic zrobić. Czuję łzy wzbierające w moich oczach. Co się stanie z dzieckiem? 
- Myślicie, że to wszystko pójdzie tak łatwo? O nie… Beatrice, - krzywię się na dźwięk swojego imienia na jego ustach. – Siadaj na kanapie. – Wykonuję polecenie, a on w międzyczasie krępuje Tobiasa, po czym podchodzi do mnie i robi ze mną to samo. – To teraz zobaczymy ile jesteście wytrzymać. Wyciąga pas i zmierza w stronę Tobiasa.
- Nie! – z moich ust wyrywa się krzyk. Nagle wiem co zamierza robić. Torturować nas, żebyśmy nawzajem obserwowali jak cierpimy. – NIE!
- Cicho, chyba, że ty chcesz być pierwsza. – Marcus mówi cichym głosem, przypomina drapieżnika, który bawi się swoją ofiarą. Wzrok Tobiasa każe mi zamilknąć.
Marcus powoli zgina pas i uderza z całej siły w jego plecy. Wrzeszczę, a więzy wpijają mi się w nadgarstki. Drugie uderzenie zostawia na jego plecach krwawe rozcięcie. – Proszę, nie! - Nagle nie mogę nic mówić. Nie słychać mojego krzyku. A Tobias nadal cierpi. Pas trafia go w głowę metalową sprzączką i widzę jak jego ciało osuwa się bezwładnie na ścianę. Łzy ciurkiem spływają mi po policzkach. Nie mogę nic zrobić! Wpadam w furię i próbuję uwolnić moje ręce. – PRZESTAŃ! – krzyczę bezgłośnie. Marcus nie przestaje. 


Czuję jak ktoś mną szarpie.


Ciało Tobiasa przypomina krwawą miazgę.

- Tris! – Słyszę jego głos. Gdzie on jest? Woła mnie gdzieś z oddali. Słyszę jego głos jakbym znajdowała się pod taflą wody.- Tris!
I nagle otwieram oczy. Jestem cała mokra a moje ciało się trzęsie. Patrzę na Tobiasa, który pochyla się nade mną. – Tris. Już. Uspokój się. Wszystko w porządku. Jestem tutaj. – Przytula mnie i nerwowo głaszcze po włosach i plecach.
- Tobias? – patrzę na niego oczami pełnymi łez. 

Sen. 
To był sen.

Wzbudziłam trochę emocji? ;)

2 komentarze:

  1. Super rozdział! Byłam przerażona!!! Bardzo dobrze oddałaś ich prawdziwe charaktery. Dobrze, że to był tylko sen, bo miałam najgorsze przeczucia. Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. To było straszne, ale świetne! znacznie lepiej oddałaś teraz ich charaktery :)

    OdpowiedzUsuń