sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 17.

Tris
Patrzę na niego do góry nadal niedowierzając. 

– Chcesz z nimi pojechać?
- Dołączyłem do tej grupy i nie byłoby to sprawiedliwe gdybym teraz ich opuścił, prawda? – wyrywam się z jego objęć.
- Nie, oczywiście że nie będzie to niesprawiedliwe, zrozumieją to. – prycham. Tobias próbuje do mnie dotrzeć, ale ja podrywam się z łóżka.
- Tris… Nie bądź taka… - błaga mnie.
- Skoro tak, to jadę z Tobą. – teraz z kolei to on patrzy na mnie z niedowierzaniem. Już go nie rozumiem. Na początku próbuje mnie przekonać żebym została, potem jednak się zgadza i chce jechać tam ze mną. A gdy mój wyjazd nie wchodzi w grę jemu nagle bardzo na tym zależy! Nie nadążam za nim.
- Narazisz na niebezpieczeństwo nasze dziecko i siebie kolejny raz, tylko żeby mnie zdenerwować? – mówi protekcjonalnym tonem przez co moje policzki zaczerwieniają się z wściekłości.
- Nie możesz traktować mnie jak dziecko, Tobias. 

Krzyżuje swoje ręce na piersi i widzę, że przechodzi na tryb instruktora.
- Jesteś siedemnastolatką, Tris. Musisz zachowywać się doroślej, teraz, kiedy masz dziecko.
- Nie masz prawa tak mówić! – wrzeszczę na niego i w tym samym momencie drzwi się otwierają. – Ty będziesz ojcem!
- Przepraszam, mogę wyjść jeśli wam w czymś przeszkodziłam. – mówi Cara i lekko się czerwieni z powodu wtargnięcia do pokoju.
- Nie, wszystko w porządku. – Ja i Tobias mówimy w tym samym czasie. Cara kiwa głową i zwraca się do mnie.
- Wyniki? – po tych słowach znowu czuję motylki w brzuchu i zaczynam się trząść kiedy pomyślę, że zaledwie parę minut temu razem z Tobiasem dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży. Byliśmy tacy szczęśliwi przez tak krótki czas.
- Jestem w ciąży. – Cara piszczy i otwiera ręce żeby mnie przytulić.
- Wybacz, przepraszam, powinnam być profesjonalna… znowu. – mówi gdy odrywamy się od siebie, ale cały czas się uśmiecha. – Więc, te nudności które miałaś dzisiaj rano powinny przejść Ci w ciągu paru tygodni a jeśli nie, to zawsze możemy Ci coś przepisać. Poza tym, przyjdź na kontrolę za 6 tygodni. – Cara otwiera drzwi i wychodzę nie czekając na Tobiasa.
- Tris. – Teraz słyszę mojego chłopaka, nie instruktora Cztery, który mnie poucza. Nie przestaję iść, ale jestem zmuszona się zatrzymać kiedy podbiega i staje przede mną. – Tris to jest głupie, właśnie odkryliśmy coś co zmieni nasze życie i zaczynamy się z tego powodu kłócić. 

- Tak to jest głupie. A właściwie świadczy o tym, że jeśli chodzi o coś ważnego nigdy się ze sobą nie zgadzamy. - Odpycham jego rękę, którą wyciąga w moją stronę. - Tak nie może być. Ja chcę coś zrobić – ty nie chcesz. Ty chcesz coś zrobić – ja nie chcę. Męczy mnie to. - Widzę jak na jego twarzy odmalowuje się dziwne uczucie. Co to jest? Zdenerwowanie? Moje rozmyślania przerywa jego oschły ton:
- Czekałem na Ciebie tyle czasu. Nawet Christina Cię opuściła. Caleb chciał Cię odłączyć. Ale ja zostałem. A teraz ty chcesz mnie opuścić? – Dystansuje się ode mnie. – Nie wierzę. Nie mogę uwierzyć, że to robisz! – krzyczy, gwałtownie się odwraca i odchodzi.
Co się właśnie stało? A może tak będzie lepiej? W połowie drogi Tobias zaczął biec. Zastanawiam się co teraz czuje. Na pewno jest wściekły. Postąpiłam niesprawiedliwie, to na pewno. Teraz widzę jak bardzo się różnimy. Będę miała dziecko i nie mogę rujnować jego życia. Nie mogę mu tego zrobić. Będzie czuł się osaczony. Nie będzie miał własnej przestrzeni. On musi być wolny, nie mogę doprowadzić to tego, że będzie potem żałował tego co zrobił. Jezu, mój tok myślenia już nie ma sensu. Przecież on się cieszył. Cieszył się, że będzie miał dziecko. Ze mną. On mnie kocha a ja jego. Posunęłam się za daleko, i to zdecydowanie za daleko. Osuwam się na ścianę. Nigdy nie spojrzę mu już w oczy. On zapewne nigdy mi tego nie wybaczy. Jestem pewna, że już w najbliższym czasie pożałuję tego co mu powiedziałam. Nie mam siły więcej myśleć i powoli wlokę się na spotkanie Wiernych. Jestem już mocno spóźniona i gdy sobie to uświadamiam przyspieszam kroku równocześnie ścierając łzy spływające mi po policzkach.

Tobias
Biegnę przed siebie. Nie patrzę gdzie. Jak ona mogła to zrobić? Przecież to nie ma sensu! Tyle razem przeszliśmy, tyle dla siebie poświęciliśmy! Jak po tym wszystkim mogło do tego dojść!? Wbiegam do naszego wspólnego, a może już nie, pokoju i rzucam się na łóżko. Wbijam głowę w poduszkę i próbuję pohamować łzy. Zaczynam wrzeszczeć w materiał. Złość rozdziera mnie od środka. Co mogę zrobić… Tyle razy mówiła, że mnie kocha. To nic nie znaczyło? Kolejny raz dochodzę do wniosku, że to jest nielogiczne. Nagle rodzi się we mnie pomysł. Być może nie zdaje sobie sprawy jak bardzo mi na niej zależy. Pokażę jej. W jednej chwili jestem na nogach i wycieram mokrą od łez twarz. Wylatuję z pokoju w zabójczym tempie. Moim kierunkiem jest spotkanie Wiernych. Znam Tris, ona musi tam być.
Otwieram drzwi sali konferencyjnej tak powoli i bezgłośnie jak tylko potrafię. Powoli wchodzę w tłum, próbując aby nikt nie zwracał na mnie uwagi. I wtedy ją zauważam. Dziwne, stoi w bezruchu tępo wpatrując się w Phila, który przemawia. To nie pasuje do tego co przed chwilą powiedziała. Widzę na jej twarzy smutek i w tym momencie po jej policzku spływa pojedyncza łza. Mam ochotę tam podejść i wytrzeć ją z jej policzka. ‘Jeszcze nie teraz’ mówię sobie. Zaczynają planować akcję, w której mieliśmy brać udział. Już wcześniej powiedziałem im, że Tris nie jedzie i zrobię to sam. Więc teraz spokojnie omawiają szczegóły operacji. Występuję z szeregu ludzi i kątem oka widzę jak Tris otrząsa się z otępienia i gwałtownie wciąga powietrze gdy mnie zauważa. Gdy na nią spoglądam opuszcza wzrok i przyciska rękę do czoła. ‘Teraz’ myślę. Udowodnię jej, że nie tak łatwo jest się mnie pozbyć. Zasługuję chyba na słowa wyjaśnienia.
- Nie jadę. – słowa same wychodzą mi z ust. Phil wpatruje się we mnie rozdrażniony i wściekły. Patrzę na Tris. Ona natomiast wygląda na oszołomioną. Nie spodziewała się tego po mnie. Wiedziała ile dla mnie znaczy ten wyjazd. Uśmiecham się lekko, usatysfakcjonowany, że udało mi się ją zaskoczyć.
- Co to znaczy, że nie jedziesz? Plan był z góry ustalony. Nie dość, że i tak oświadczyłeś mi, że Tris odpada z akcji, nawet nie wiem z jakiego powodu, to teraz mówisz mi jeszcze, że ty też nie jedziesz?
- Nie jadę. To postanowione.
- Przez Ciebie, wszyscy tutaj będziemy musieli od nowa się naradzać. Myślisz, że kim ty jesteś?
Czuję dotyk na ramieniu. Rozpoznaję go, trudno go nie rozpoznać, w końcu kocham ten dotyk. Odwracam się i patrzę Tris prosto w oczy.
- Co? – mówię ściszonym głosem.
- Tobias, musisz jechać. – odzywa się. Głos jej się trzęsie. Pcham ją lekko w stronę tłumu. Nie chcę, żeby wszyscy na nas patrzyli. Słyszę jak Phil kontynuuje swój wywód. Mało mnie obchodzi jego zdanie.
- Nie, nie muszę. To mój wybór. A moim wyborem jest zostać tu z Tobą. Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że ja Cię naprawdę kocham? No powiedz mi. Dlaczego… Dlaczego to powiedziałaś? – ściskam ją za ramiona. – Dlaczego powiedziałaś, że to nie ma sensu? To ty jesteś sensem... sensem... wszystkiego. - głośno przełykam ślinę, nie jestem przyzwyczajony do tego typu rozmów. - Nie pozwolę Ci odejść. – wzdrygam się na samą myśl o tym. Już dawno temu nauczyłem się ukrywać uczucia. Teraz po prostu pozwalam im się ze mnie wydostać.
- Ja… ja nie mogę Cię ograniczać. A wiem, że jeśli urodzi się nam dziecko, to na pewno tak będzie. Ty nie możesz czuć się zamknięty. Wiem o tym, znam Cię. Musisz mieć swobodę ruchu… - Tris mówi szeptem. Tak cicho, że prawie nie mogę jej zrozumieć. – Ja naprawdę nie chcę Cię zostawić. Nie wiem dlaczego to wcześniej powiedziałam. Kocham Cię. Ale chcę żebyś był szczęśliwy...
- Tris, - czuję jak wilgotnieją mi oczy, ale opanowuję się. – Tris, - zmuszam ją żeby na mnie popatrzyła. – Ja, jestem szczęśliwy. – wymawiam te słowa najwyraźniej jak potrafię. – Tylko z Tobą jestem szczęśliwy, zrozum to! Proszę obiecaj mi, że nigdy nie powiesz nic podobnego, obiecaj mi! – Jej oczy również stają się szkliste. Nie mogę się powstrzymać i przyciągam ją do siebie. Czuję jak kiwa głową.
- Kocham Cię Tobias, wiesz o tym, prawda? – Zaczynam się śmiać i płakać jednocześnie. Wdycham zapach jej włosów i opieram brodę o jej głowę.
- Wiem, i ty też wiedz, że ja kocham Ciebie. To się raczej nigdy nie zmieni. – mówię gorzko. Całuję ją w czoło. – I nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo się cieszę, że będziemy mieć razem dziecko.
- Dziecko?! – obaj równocześnie obracamy głowy w stronę z której dochodził głos. Christina stoi obok nas. Czy wszyscy to widzieli? Rozglądam się, ale z ulgą stwierdzam, że nikt nie zwracał na nas uwagi. Ale pomimo to widzę jak Tris robi się czerwona, ja chyba zresztą też. – Hej! Ziemia do Tris i Cztery! Dziecko?!
- Tak. Jestem w ciąży. – Tris odpowiada cichym, zachrypniętym głosem. Widzę jak na jej twarzy pojawia się uśmiech. – Hej Phil! – Tris w jednej sekundzie staję się na powrót opanowana i z rozbawieniem woła przywódcę Wiernych. – Chyba oboje wypadamy z tej akcji. Przykro nam. – jej uśmiech coraz bardziej się powiększa. Phil patrzy na nas z powątpiewaniem. Ale po chwili zbywa nas machnięciem ręki i zaczyna ustalać nowy plan.
- Straciliśmy naszych ludzi, którzy pracują w środku rządu, prawda? – Tris szybko potrząsa głową, a ja patrzę przepraszająco na Phila. – W porządku... Christina. – Jej głowa podrywa się do góry. Nadal ma otwarte ze zdziwienia usta i szeroko otwarte oczy. – zastąpisz ich. Dobrze się spisałaś w Dallas dlatego myślę, że równie dobrze sprawdzisz się w Bostonie. – Christina się uśmiecha, pokazuje Tris i mnie kciuki w górę po czym zamyka nas oboje w uścisku. Zaczyna piszczeć i podskakiwać, więc to wszystko musi wyglądać dziwnie. Sztywnieję w jej ramionach.

- Christina? - krzywię się.
- Tak? - odpowiada w euforii.
- Nie. - powstrzymuję ją. Patrzy na mnie przez chwilę i w końcu załapuje o co chodzi. Puszcze mnie i patrzy przepraszająco. Tris śmieje się i patrzy na mnie z łagodnym uśmiechem. Kiwam głową do Christiny i łapię Tris za rękę, bezszelestnie wychodzimy z sali.

Tris
Nigdy sobie nie wybaczę tego co mu powiedziałam. Leżę na łóżku wtulona w Tobiasa. Jest już późno i powoli usypiamy. Nie rozmawiamy ze sobą, ale czujemy się z tym dobrze, wszystko sobie wyjaśniliśmy. Teraz już nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Nagle Tobias podciąga się na łokciach i kładzie rękę na moim brzuchu.
- Tris, mam zamiar opiekować się Tobą i tym dzieckiem. Proszę, pozwól mi na to. – W ciemności widzę jak przybiera poważny wyraz twarzy. W odpowiedzi przyciągam jego usta do moich. Czuję jak się uśmiecha.
- Przepraszam Cię. – szepczę. Tobias patrzy na mnie z troską w oczach.
- Nie masz za co. Czasem, w każdym z nas pojawia się zwątpienie, nawet w najoczywistsze rzeczy na świecie. – wykrzywia usta w tym swoim nieśmiałym uśmiechu, który tak uwielbiam. Głaszcze mnie po policzku, z powrotem opada na poduszkę i usypiamy. Jego ręka oplatająca mnie w talii a moja głowa spoczywająca na jego klatce piersiowej. I tak już będzie zawsze.

4 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział! Świetnie trzymasz w napięciu ;) Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Również czekam. Niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne! <3 Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń