czwartek, 17 września 2015

Rozdział 28.


Tris
Budzę się wcześnie rano. Słońce jeszcze nie wzeszło więc stwierdzam, że jest około 5 nad ranem. Nadal jestem w objęciach Tobiasa i jak najdłużej próbuję się nie ruszać, żeby go nie obudzić. Jednak po 10 minutach leżenia w bezruchu robi mi się gorąco i zaczynam powoli wysuwać się z jego objęć
.-Tris. – mamrocze. Patrzę na niego w obawie, że jednak go obudziłam. Ale nie. Ma zamknięte oczy. Czy to możliwe, że mówi przez sen? – Tris, nie idź tam. – Ledwo rozumiem co mówi. – Nie zostawiaj mnie. – patrzę na niego lekko zdziwiona. Dlaczego on myśli, że mam zamiar go zostawić? To są jego ostatnie słowa, ponieważ otwiera oczy. Widzę jak zmienia się jego humor. Na początku lekko się uśmiecha, potem jest zdziwiony jak gdyby nie wiedział gdzie jest, a na końcu jego wzrok jest skupiony i poważny.
 – Czemu mnie nie obudziłaś?
- Dopiero co wstałam. – postanawiam nie mówić mu, że gadał przez sen. Tylko niepotrzebnie go zdenerwuję. – Zacznijmy się zbierać. – po czym przykładam palec do ust, nakazując, żeby był cicho i powoli podchodzę do okna. Zerkam za szybę i widzę, że żołnierze nadal stoją na warcie. Kręcę głową w dezaprobacie. Nadal tu są. Zaczyna mnie to denerwować. Tobias podchodzi do mnie i wręcza mi mój plecak. Zapina sobie pasek na biodrach po czym wkłada pistolet do kabury, która na nim wisi. Po kolei powtarzam każdą czynność, którą wykonuje. Zarzucamy bronie na ramiona, a plecaki ubieramy na plecy. Jeszcze wcześniej ubraliśmy kamizelki kuloodporne i czarne komplety ubrań, które wzięliśmy z Nieustraszoności
.- Gotowa? – pyta, chwytając mnie za rękę.
- Nie.
- Ja też nie. – uśmiecha się do mnie smutno. I wychodzimy na pole. Wartownicy są zdziwieni naszą obecnością. Kiwają głowami na dzień dobry. Idziemy do baraku. Wiemy, że jest wcześnie, ale chcemy jak najdłużej nacieszyć się swobodą.
- Witaj. – mówi Tobias, do wychodzącego nam naprzeciw Gerrarda.
- Dzień dobry. Mam nadzieje, że wygodnie się Wam spało. – ‘Tak, bardzo wygodnie, zwłaszcza z myślą, że możemy nie przeżyć jutra’ myślę z ironią. Tobias ignoruje jego nieme zapytanie i przechodzi do rzeczy.
- Kiedy wyjazd?
- Za godzinę. Myśleliśmy, że będziecie chcieli dłużej spać, zwłaszcza z uwagi na zmianę strefy czasowej.
- Dobrze, będziemy gotowi. – Nie mogę się przyzwyczaić do rzeczowego tonu Tobiasa. I pomyśleć, że kiedyś to było dla mnie normalne. Poprawiam pistolet maszynowy na moim ramieniu i uświadamiam sobie jaką głupotę popełniliśmy. Biorę Tobiasa za rękę i mocno ciągnę na bok. Patrzy na mnie lekko zirytowany moim nagłym odruchem.
- Bomba. – szepczę. Oczy Tobiasa się rozszerzają.
- Cholera! Jak mogliśmy o tym zapomnieć. – Chwyta się za głowę. – Wracamy. Może jeszcze nie sprawdzili nam kwatery. 
Idziemy szybkim krokiem w stronę domu w, którym mieszkaliśmy. Żołnierzy nie ma, co może oznaczać, że sprawdzają co jest w domku. Nerwowo spoglądamy na siebie. Widzę, jak ręka Tobiasa zmierza w stronę pistoletu. Wprawnie zakłada tłumik, a ja chwytam za nóż. Nie chcę używać broni dopóki nie zajdzie bezpośrednia potrzeba. Tobias pokazuje 3 palce i odlicza. Gdy jego ręka zaciska się w pięść wlatujemy do pomieszczenia. On pierwszy, a ja za nim w razie gdyby zaatakowali nas od tyłu. Stajemy zdezorientowani. W środku nikogo nie ma. Ale nagle słyszymy jakiś głos. Podchodzimy do drzwi łazienki. Ktoś gada przez telefon.
- Wyszli już dawno temu, wczoraj niewiele udało nam się podsłuchać. Oni chyba wiedzą o co tu chodzi. - żołnierz słucha swojego rozmówcy. – Jak tylko przyjedziesz z patrolu leć do dowódcy. – Natychmiast gdy słyszę te słowa zamykam drzwi łazienki na klucz i podstawiam krzesło. Rozumiemy się bez słowa i Tobias zabiera plan ze stołu. Mamy jakieś pół godziny, zanim tamten przyjedzie z powrotem. Zostawiamy mężczyznę zamkniętego, bijącego w drzwi pięściami i wychodzimy z domu. 
- Ktoś go może usłyszeć. – mówię.
- Wiem, dlatego trzeba przyspieszyć nasz wyjazd.
- Masz jakiś plan?
- Powiedzmy. – odpowiada bezbarwnym tonem. Znowu, jakby nigdy nic kierujemy się do baraku.
 – Gerrard. – mówi spokojnie do generała.
- Cztery. – wita się. – O co chodzi?
- Nie da się jakoś przyspieszyć naszego wyjazdu?
- Dlaczego o to prosisz? – pyta patrząc na nas podejrzliwie.
- Chcemy po prostu wrócić jak najszybciej do Chicago. Przyjeżdżają nowicjusze i tak dalej. – uśmiecha się do niego, udając uprzejmego, ale ja widzę, że emanuje od niego złość.
- Hmm, sprawdzę co da się zrobić. – odwraca się i odchodzi dwa kroki. – Carlos! – szepczą coś przez chwilę do siebie, i generał wraca z uśmiechem na twarzy. – Szczęście Wam dopisuje. Mamy wolny jeden wóz. Zawiezie Was jeden z moich zaufanych ludzi, właśnie wraca z patrolu.‘Wraca z patrolu’
- Dziękujemy. – odpowiada Tobias, ale ja nie potrafię się opanować i zaczynam trząść. To tamten facet o nas wie. To on po patrolu ma lecieć bezpośrednio do dowódcy. Odwracamy się i oddalamy szybkim krokiem, niby żeby wziąć bagaże. 
– Masz jakiś plan? – szepcze mi do ucha. Patrzę na niego ze złością. Czy musi mnie teraz cytować?
 – On nie wie jak wyglądamy. Mamy dwie opcje. Możemy liczyć na to, że nas nie rozpozna albo go wyeliminować. – krzywię się na tą drugą opcję.
- Nie chcę ryzykować. Bierzemy drugą opcję. Jeśli nie chcesz na to patrzeć trzymaj się z tyłu. – przejeżdża ręką po moim ramieniu.
- Widziałam już tyle trupów, że jakoś dam radę.Stoimy na piaskowej drodze. Jesteśmy sami, ponieważ nie chcieliśmy żadnego towarzystwa. O dziwo, bez problemu to zrozumieli. Opancerzony pick-up zatrzymuje się tuż przed nami. Wysiada z niego młody chłopak. Zamykam oczy bo wiem co zaraz będziemy musieli zrobić.
- Cześć. – mówi z uśmiechem. – Jestem Mike. Zawiozę Was do miasta. – spogląda na nas przekrzywiając głowę na bok i chyba załapuje kim jesteśmy. Tobias wystrzela do przodu. Nie wiadomo kiedy, nóż pojawia się w jego dłoni tuż przy gardle chłopaka. Nawet nie miał czasu wyciągnąć broni.
-Teraz bez żadnych sztuczek, bezpiecznie zawieziesz nas do miasta. Rozumiesz? – chłopak w przerażeniu, energicznie kiwa głową. – Dobrze. Będziesz grzeczny? Jeśli tak, to cię puszczę. – Tobias kiwa na mnie głową a ja wyciągam pistolet i trzymam chłopaka na muszce. Zanim do mnie podchodzi, dokładnie przeszukuje chłopaka i zabiera od niego cały sprzęt. Chłopak patrzy na mnie, widzę jak trzęsą mu się dłonie. Spoglądam na niego przepraszająco.
- Do samochodu. – rozkazuję chłopakowi. On jednym susem wskakuje na siedzenie kierowcy i grzecznie czeka na kolejne polecenia. Tobias pomaga mi wejść do wozu i wskakuje zaraz za mną. Z przodu znajdują się 3 siedzenia, dlatego bez problemu możemy kontrolować chłopaka. – Mike, nie chcemy zrobić Ci krzywdy, ale będziemy musieli, jeśli nie będziesz nas słuchał.
- Zrobię co będziecie chcieli. – mówi roztrzęsionym głosem. Czuję się podle, tak wykorzystując tego chłopaka. On pewnie nawet nie wie co się dzieje. Oceniam go tak na 16 lat. – Ale możecie mi wytłumaczyć po co to robicie? Daliśmy Wam sprzęt i eskortę, dlaczego nas atakujecie?
- My Was nie atakujemy, to wy chcecie się nas pozbyć. Wiemy o waszych planach.
- Jakich, kurde, planach? – chłopak coraz bardziej się boi. Tobias otwiera schowek ukryty w tablicy rozdzielczej i na podłogę wysypuje się sterta papierów.
- Niech zgadnę, zabronili Ci tego dotykać prawda? – mówię, a chłopak kiwa głową w odpowiedzi. 
– Broń jądrowa, mówi Ci to coś? - Mike odwraca głowę i patrzy na mnie szerokimi oczami. – Patrz na drogę. – zwracam mu uwagę. Posłusznie odwraca wzrok.
-Po co im to? Przecież to zniszczyło nasz świat. Nawet ja to wiem. – chłopak nie może połapać się w sytuacji. Potrząsam głową.
- No widzisz, też się nad tym zastanawiam. My chcemy tylko uwolnić moją przyjaciółkę i innych, potem się stąd wynosimy. – Tobias patrzy na mnie znacząco. Kładę mu rękę na kolanie, a on ją chwyta. Nachylam się do niego i szepczę do ucha. – Zaufaj mi. – Tobias niemal niezauważalnie kiwa głową.- I musimy zrobić coś z tą bombą. Nie możemy doprowadzić, do kolejnej wojny. Jeśli wybuchnie to tym razem już nikt nie przeżyje. Daję ci gwarancje.
- Dobra, - szesnastolatek powoli przyswaja informacje. – Ale co ze mną? Wy pójdziecie, a oni mnie zabiją za to, że ich zdradziłem. – Patrzę na Tobiasa, z zapytaniem w oczach. Przez chwilę patrzy na mnie z niedowierzaniem, ale wpatruję się w niego tak długo, że przewraca oczami i wypowiada bezgłośne ‘tak’
- Pozwolimy Ci iść z nami, ale jeśli choć raz nam się sprzeciwisz, zostawiamy Cię i będziesz musiał sam sobie radzić.
- Postaram się, - widzę jak jego wzrok nieufnie kieruje się na Tobiasa. O mało nie wybucham śmiechem. On się boi Tobiasa! W sumie to chyba dobrze. Będziemy mogli to wykorzystać,  - To tutaj. Po lewej jest brama, możemy się przez nią dostać tylko i wyłącznie przechodząc górą. Jest czterech strażników, dwóch przy bramie i dwóch snajperów na wieżach.
- Masz jakąś broń w tym aucie? – Tobias odzywa się po raz pierwszy od wyjazdu.
- T-tak. W bagażniku jest pare egzemplarzy, myślę, że znajdzie się jakaś sniperka. – głos mu drży. Żal mi tego chłopaka. Ale w sumie kto tak nie reaguje gdy widzi Tobiasa. Sam z siebie wzbudza w innych przestrach. Patrzę na mężczyznę, którego kocham i nie potrafię sobie tego wyobrazić. Ja nigdy się go nie bałam. Najwyżej byłam nim zaciekawiona. Wychodzimy z auta, i idziemy na jego tył. Mike otwiera bagażnik ukazując całkiem sporą kolekcję najróżniejszych rodzajów broni. Tobias chwyta jeden i przerzuca sobie przez drugie, wolne ramię. Mnie również podaje jeden, a Mike’owi pozostawia wybór. Chłopak wybiera maszynówkę, pistolet, i jeszcze jedną broń z celownikiem laserowym. Zamyka bagażnik i idziemy ustawić się na pozycjach. 

1 komentarz: