poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 26.

Tris
- Hej. – czuję lekkie szarpnięcia. Chcę jeszcze trochę pospać, no bo w końcu na jutro nie mamy zaplanowanego niczego ważn…
Christina.
 Zrywam się gwałtownie i widzę jak Tobias, który się nade mną nachylał traci równowagę i wali plecami w bok samolotu.
- Przepraszam. – mówię. – Do końca nie wiedziałam gdzie jestem. Nic Ci się nie stało?
- Nie. – lekki uśmiech rozjaśnia mu twarz. – Zaraz wysiadamy. – podaje mi rękę, a ja chwytam ją i się podciągam. 
- No i jak się czujesz? Lepiej niż tamtym razem?
- Chyba nie. Nadal to samo, jak widać chyba nigdy nie pokonam tego lęku. 
Podchodzę do okna i oglądam jak pod nami pojawia się Londyn. Śmieszna nazwa. Czuję jak Tobias podchodzi i od tyłu mnie obejmuje. I wtedy to zauważam. Wielki diabelski młyn. Większy od naszego. Śmieję się cicho.
- Co cię tak rozbawiło? – Tobias mruczy mi we włosy.
- To. – pokazuję mu palcem moje znalezisko. – Jak myślisz dam radę na to wejść?
- Tak. Ale to nie znaczy, że Ci na to pozwolę. – mówi, również podziwiając widoki. Zauważamy, że samolot opada więc zmierzamy w stronę miejsc. Zapinam pasy, kilkakrotnie  upewniając się czy na pewno dobrze to zrobiłam. Chwytam za rękę Tobiasa.
- Uda się nam. – mówię, patrząc przed siebie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo tego pragnę.
Gdy lądujemy, Tobias jest lekko roztrzęsiony. Podchodzi do nas wysoki, muskularny mężczyzna, i każe iść za nim.
- Gdzie idziemy? – pytam
- Do baraku. Tam dostaniecie cały przysługujący Wam sprzęt. Broń, kamizelki, i prowiant. – Spoglądam na Tobiasa. On też nie jest zadowolony ze słów mężczyzny. Skoro dostajemy prowiant, to jest prawie pewne, że spędzimy tu dużo więcej czasu niż byśmy chcieli. – Brama do miasta jest 10 kilometrów stąd. Dojedziecie tam naszą furgonetką. – gdy kończy zdanie wchodzimy do ogromnego pomieszczenia.
Słyszę jak Tobias wciąga powietrze. Ja też stoję chwilę sparaliżowana. Jeszcze nigdy nie widziałam tyle broni w jednym miejscu. Każda ściana jest poobwieszana różnymi rodzajami pistoletów, granatów, karabinów maszynowych. Idziemy przez sam środek namiotu, wysłuchując informacji od generała Petersona, jak się wcześniej przedstawił. Tobias z fascynacją przygląda się tym wszystkim gadżetom i czasem dotyka ich palcami. Zatrzymujemy się na końcu baraku i zauważamy przygotowane dla nas rzeczy. Na szerokim, metalowym stole leżą: dwa karabiny, dwa glocki, kamizelki kuloodporne, porcje żywnościowe, po 5 magazynków z nabojami i dwa krótkie noże. Ze ściągniętymi brwiami patrzę na wojskowego.
- To wszystko będzie potrzebne? Przecież mamy wejść tylko do jednego budynku. Nie wiemy czy nawet będzie taka potrzeba aby używać broni.
- Nigdy nic nie wiadomo. – odpowiada żołnierz, a ja staję się coraz bardziej podejrzliwa. W co oni nas wpakowali?
- Tris. – słyszę ściszony głos Tobiasa. Kiwa na mnie palcem. Gdy generał się oddala, zaczyna do mnie szybko mówić. – To jest bardzo dziwne, nie bez powodu sprowadzaliby tutaj tyle broni. Na pewno chodzi o coś więcej. - Nagle obejmuje mnie sięgając dłonią do mojej tylnej kieszeni. – Nie wyciągaj tego. – szepcze mi do ucha. Nie daję po sobie nic poznać i również go obejmuję. Wyglądamy teraz po prostu jak para zakochanych. Opierając głowę o ramie Tobiasa upewniam się, że nikt nie zwrócił na nas uwagi.  
Po paru minutach zabieramy nasz ekwipunek i zmierzamy do przydzielonych nam kwater. Phil powiedział, że tutaj spędzimy jeszcze jedną noc i dopiero następnego ranka pojedziemy do miasta. Ostrożnie kładę swoje rzeczy na materacu. Gdy się odwracam, widzę że Tobias patrzy przez okno.
- Źle to wygląda. – mówi, najwyraźniej wiedząc, że na niego patrzę.
- Będziemy musieli być bardzo ostrożni. I nie możemy dać się w nic wrobić. Bo oni najwyraźniej tego chcą. Tak jakby uważali, że skoro raz nam się udało coś zrobić to i drugi raz też się uda.
- A może chcą się nas pozbyć? Żeby znowu Agencja mogła kontrolować cały system frakcyjny, albo nawet go usunęła. Myślę, że tak naprawdę nie znamy zamiarów Phila. To, że uwięzili Chris i resztę to tylko dodatkowy argument. Ale nadal nie rozumiem dlaczego my? Przecież oni wiedzą, że nie chcemy już w niczym przeszkodzić. Chcemy po prostu w spokoju żyć w Nieustraszoności. Świat nigdy nie ulegnie zmianie. System frakcyjny jest tylko po to aby na jakiś czas ujarzmić tych złych. Zobaczysz, jeśli za kilka lat będziemy jeszcze żyli, wybuchnie kolejna wojna między frakcjami. Tacy są ludzie.
- Tobias, - podchodzę do niego i zmuszam do odwrócenia się od okna. – Naszym celem jest na razie odnaleźć Christinę. I przeżyć. Potem będziemy się martwić co dalej. Nie możemy się wycofać, bo jeśli jest tak jak myślimy, oni nie pozwolą nam na wyjazd z tego miejsca. A nawet mogą przestać nam ”pomagać”. – Tobias przytula mnie i masuje mi plecy. Czuję, jak palcami zahacza o coś w mojej kieszeni. Kartka. Zupełnie o niej zapomnieliśmy. Ręka Tobiasa zamiera, i powoli wyciąga zwitek papieru.
- Nie wiem co to jest. – mówi szeptem. Rozglądam się czy przypadkiem nie jesteśmy obserwowani. – Ale wygląda na coś poważnego. Spójrz. – rozkłada papier na stole i moim oczom ukazuje się rysunek dziwnej, podłużnej rzeczy. Coś na kształt długiej rury zakończonej szpicem.
- Boże, co to do cholery ma być? – mówię oszołomiona.
- Tu jest coś napisane, - Tobias zbliża twarz i próbuje odczytać tekst. Księżyc już się pojawił, więc nie ma szans ujrzeć czegokolwiek bez zapalenia lampy, nisko zawieszonej na suficie.
- Nie możemy zaświecić światła. – myślę na głos. Tobias bez słowa podchodzi do swojej torby i wyjmuje latarkę. Dziwne, nie dawali nam tego w wyposażeniu, a przed odlotem z Chicago dokładnie przeszukali. – Skąd to masz?
- Ukradłem z baraku. Na wszelki wypadek. Jak widzisz, przydało się. – z powrotem staje obok mnie i zaświeca. Biały snop światła pada na koślawo napisane litery.
Broń jądrowa

1 komentarz: