Tobias
Wychodzę przez tylne drzwi i rozglądam się
dookoła. Nic. Jednak mimo to idę się przejść. Lubię przebywać na świeżym
powietrzu. Podchodzę do tylnej ściany domu i opieram się o nią. Głęboko
zaciągam powietrze do płuc i zamykam oczy. Tris mnie mocno walnęła. Oko wciąż
boli, a nosa wolę nie dotykać. Mimo, że pocałowała mnie w niego bardzo lekko to
i tak ból był ogromny. Otwieram oczy i zauważam na
drodze jakieś dziecko. Przyglądam mu się z zaciekawieniem. Nie ma więcej niż 6
lat. Gdzie są jego rodzice? Zaraz po pojawieniu się tej myśli, do chłopaka
podchodzi starszy mężczyzna i zaczyna go ciągnąć za rękę do jakiegoś budynku.
Wzruszam ramionami. Tu jest bardzo dziwnie. Ludzi praktycznie nie ma na
ulicach. Może w centrum będzie ich więcej. Właśnie. Musimy się stąd wynosić. I
to jak najszybciej. Mimo, że jesteśmy oddaleni od bramy jakieś siedem domów, to
nadal istnieje duże ryzyko, że obserwują nas za pomocą kamer. Odruchowo
podnoszę wzrok i rozglądam się po dachach budynków. Czysto. To moje
przewrażliwienie. To, że monitorowali nas w Nieustraszoności nie znaczy, że tu
jest tak samo. Podnoszę się z ziemi, i ukradkiem zerkam przez okno. Tris myje
kurtkę. Mimowolnie się uśmiecham. To trochę śmieszne, że tak bardzo przejmuje
się tą wpadką. Każdemu mogło się zdarzyć. Obracam się i w jednej chwili cały
sztywnieję. Na czole czuję zimną lufę pistoletu. Wstrzymuję oddech. Tajemniczy
facet przykłada palec do ust i każe mi się cofnąć. Przyciska mnie do ściany i
zaczyna bardzo powoli mówić.
- Innych może udało Ci się zabić, ale mnie nie. –
uśmiecha się. Nie ma paru zębów. To jeden z żołnierzy? – Teraz ja zabiję
Ciebie, a potem dobiorę się do twojej dziewczynki. Szkoda, że nie będziesz tego
widział.
- Co ja Ci zrobiłem, że chcesz mnie zabić? – pytam,
zachowując zimą krew. Muszę choć trochę odwrócić jego uwagę.
- Przez Ciebie i tych całych zasranych Wiernych
zaczynamy głodować. Luna jest wściekła, więc odgrywa się na nas. Teraz Ci się
odwdzięczę. – mężczyzna odbezpiecza broń i minimalnie się ode mnie odsuwa.
Zamykam oczy. Jeśli krzyknę, Tris będzie miała szansę uciec. Ale wtedy
zawiadomię też innych o naszej pozycji. Być może sam strzał jej wystarczy.
Zauważam, że żołnierzowi trzęsie się ręka i musi pomóc sobie drugą. W jednym
momencie całkowicie traci mnie z muszki i wykorzystuję okazję. Rzucam się na
niego. Mężczyzna traci oddech od uderzenia w brzuch i spada na ziemię. Jedną
ręką chwytam go za ramię, a drugą za brodę w taki sposób, że moje ręce są
skrzyżowane, ale zanim skręcam mu kark, on wypala do mnie z pistoletu, o którym
istnieniu zupełnie zapomniałem. Czuję paraliżujący ból w lewym boku. Nie
potrafię zdusić krzyku i upadam na ziemię obok nieżywego żołnierza. Ciemnieje
mi przed oczami i ostatnim co widzę, jest Tris która biegnie w moją stronę i
przerażenie jakie maluje się w jej oczach.
Tris
Wybiegam z domu i mój wzrok od razu pada na Tobiasa
leżącego w kałuży krwi, która co najgorsze, stale rośnie. Biegnę do niego i
widzę jak zamyka oczy.
- Tobias! Nie zamykaj oczu! Patrz na mnie,
rozmawiaj ze mną! – staram się, żeby w moim głosie nie było słychać paniki.
Zmuszam się do popatrzenia w dół. Rana w jego lewym boku jest poszarpana i daję
głowę, że kula przeszyła go na wylot. Dostał z bliska, co jeszcze bardziej
pogarsza sytuację. Wiem, że to co teraz zrobię jest największą głupotą jaką
mogę popełnić, ale podnoszę go i ciągnę po ziemi do schronienia, modląc się w
duchu żeby się nie wykrwawił. Z jękiem pcham nogą drzwi, otwierając je i tym
samym sposobem je zamykam. Kładę go na obdartym dywanie. – Tobias. – trzęsę
nim. Żadnej odpowiedzi. Słucham czy oddycha, tak. Wstaję i dopadam do szafy,
otwieram ją i szukam jakichś dużych ubrań. Znajduję dwa szaliki i biegnę z nimi
z powrotem do Tobiasa. Kucam i mocno obwiązuję go nimi w talii. Po czym z całej
siły uciskam ranę. Muszę ją czymś zasklepić. Szycie nie wchodzi w grę. Po
pierwsze nie umiem ma tyle dobrze posługiwać się igłą, a po drugie nie wiem
nawet gdzie jej szukać i czy w ogóle tu jest. Zaczynam panikować. Jeśli nic nie
zrobię, Tobias umrze. Mój wzrok pada na metalowy pręt. Ogień. Muszę rozpalić
ogień, zaczynam szukać kuchenki gazowej. Zauważam ją w kącie pomieszczenia.
Przekręcam kurek i mam ochotę rozpłakać się ze szczęścia. Działa. Biorę pręt i
mimo, że zdaję sobie sprawę, że mało to pomoże, opłukuję go pod wodą i
przystawiam do ognia. Wracam do Tobiasa i przyciskam sobie jego dłoń do ust.
Jest zimna. . Prawie nic nie wiem o pierwszej pomocy, a to co zrobię może albo
go zabić, albo uratować życie. Muszę zaryzykować, bo jeśli tego nie zrobię, do
końca życia sobie tego nie wybaczę. – Tobias. Oddychaj, błagam oddychaj, nie
poddawaj się. – Mówię do niego. Nerwowo spoglądam w stronę kuchni. Szybciej.
Proszę. Szybciej.
Tobias
Ciemność mnie pochłania. Nie mam siły. Chcę się
poddać. To tak się czuła Tris? I znowu mi udowodniła, że jest mocniejsza.
- Tobias.. – Słyszę ją. Tris. Nie jestem w stanie
usłyszeć wszystkiego. Tylko urywki zdań. - …nie poddawaj się.
Świetnie piszesz!!
OdpowiedzUsuń