piątek, 16 października 2015

Rozdział 31.

Tobias
Wychodzę przez tylne drzwi i rozglądam się dookoła. Nic. Jednak mimo to idę się przejść. Lubię przebywać na świeżym powietrzu. Podchodzę do tylnej ściany domu i opieram się o nią. Głęboko zaciągam powietrze do płuc i zamykam oczy. Tris mnie mocno walnęła. Oko wciąż boli, a nosa wolę nie dotykać. Mimo, że pocałowała mnie w niego bardzo lekko to i tak ból był ogromny. Otwieram oczy i zauważam na drodze jakieś dziecko. Przyglądam mu się z zaciekawieniem. Nie ma więcej niż 6 lat. Gdzie są jego rodzice? Zaraz po pojawieniu się tej myśli, do chłopaka podchodzi starszy mężczyzna i zaczyna go ciągnąć za rękę do jakiegoś budynku. Wzruszam ramionami. Tu jest bardzo dziwnie. Ludzi praktycznie nie ma na ulicach. Może w centrum będzie ich więcej. Właśnie. Musimy się stąd wynosić. I to jak najszybciej. Mimo, że jesteśmy oddaleni od bramy jakieś siedem domów, to nadal istnieje duże ryzyko, że obserwują nas za pomocą kamer. Odruchowo podnoszę wzrok i rozglądam się po dachach budynków. Czysto. To moje przewrażliwienie. To, że monitorowali nas w Nieustraszoności nie znaczy, że tu jest tak samo. Podnoszę się z ziemi, i ukradkiem zerkam przez okno. Tris myje kurtkę. Mimowolnie się uśmiecham. To trochę śmieszne, że tak bardzo przejmuje się tą wpadką. Każdemu mogło się zdarzyć. Obracam się i w jednej chwili cały sztywnieję. Na czole czuję zimną lufę pistoletu. Wstrzymuję oddech. Tajemniczy facet przykłada palec do ust i każe mi się cofnąć. Przyciska mnie do ściany i zaczyna bardzo powoli mówić.
- Innych może udało Ci się zabić, ale mnie nie. – uśmiecha się. Nie ma paru zębów. To jeden z żołnierzy? – Teraz ja zabiję Ciebie, a potem dobiorę się do twojej dziewczynki. Szkoda, że nie będziesz tego widział.
- Co ja Ci zrobiłem, że chcesz mnie zabić? – pytam, zachowując zimą krew. Muszę choć trochę odwrócić jego uwagę.
- Przez Ciebie i tych całych zasranych Wiernych zaczynamy głodować. Luna jest wściekła, więc odgrywa się na nas. Teraz Ci się odwdzięczę. – mężczyzna odbezpiecza broń i minimalnie się ode mnie odsuwa. Zamykam oczy. Jeśli krzyknę, Tris będzie miała szansę uciec. Ale wtedy zawiadomię też innych o naszej pozycji. Być może sam strzał jej wystarczy. Zauważam, że żołnierzowi trzęsie się ręka i musi pomóc sobie drugą. W jednym momencie całkowicie traci mnie z muszki i wykorzystuję okazję. Rzucam się na niego. Mężczyzna traci oddech od uderzenia w brzuch i spada na ziemię. Jedną ręką chwytam go za ramię, a drugą za brodę w taki sposób, że moje ręce są skrzyżowane, ale zanim skręcam mu kark, on wypala do mnie z pistoletu, o którym istnieniu zupełnie zapomniałem. Czuję paraliżujący ból w lewym boku. Nie potrafię zdusić krzyku i upadam na ziemię obok nieżywego żołnierza. Ciemnieje mi przed oczami i ostatnim co widzę, jest Tris która biegnie w moją stronę i przerażenie jakie maluje się w jej oczach.

Tris
Wybiegam z domu i mój wzrok od razu pada na Tobiasa leżącego w kałuży krwi, która co najgorsze, stale rośnie. Biegnę do niego i widzę jak zamyka oczy. 
- Tobias! Nie zamykaj oczu! Patrz na mnie, rozmawiaj ze mną! – staram się, żeby w moim głosie nie było słychać paniki. Zmuszam się do popatrzenia w dół. Rana w jego lewym boku jest poszarpana i daję głowę, że kula przeszyła go na wylot. Dostał z bliska, co jeszcze bardziej pogarsza sytuację. Wiem, że to co teraz zrobię jest największą głupotą jaką mogę popełnić, ale podnoszę go i ciągnę po ziemi do schronienia, modląc się w duchu żeby się nie wykrwawił. Z jękiem pcham nogą drzwi, otwierając je i tym samym sposobem je zamykam. Kładę go na obdartym dywanie. – Tobias. – trzęsę nim. Żadnej odpowiedzi. Słucham czy oddycha, tak. Wstaję i dopadam do szafy, otwieram ją i szukam jakichś dużych ubrań. Znajduję dwa szaliki i biegnę z nimi z powrotem do Tobiasa. Kucam i mocno obwiązuję go nimi w talii. Po czym z całej siły uciskam ranę. Muszę ją czymś zasklepić. Szycie nie wchodzi w grę. Po pierwsze nie umiem ma tyle dobrze posługiwać się igłą, a po drugie nie wiem nawet gdzie jej szukać i czy w ogóle tu jest. Zaczynam panikować. Jeśli nic nie zrobię, Tobias umrze. Mój wzrok pada na metalowy pręt. Ogień. Muszę rozpalić ogień, zaczynam szukać kuchenki gazowej. Zauważam ją w kącie pomieszczenia. Przekręcam kurek i mam ochotę rozpłakać się ze szczęścia. Działa. Biorę pręt i mimo, że zdaję sobie sprawę, że mało to pomoże, opłukuję go pod wodą i przystawiam do ognia. Wracam do Tobiasa i przyciskam sobie jego dłoń do ust. Jest zimna. . Prawie nic nie wiem o pierwszej pomocy, a to co zrobię może albo go zabić, albo uratować życie. Muszę zaryzykować, bo jeśli tego nie zrobię, do końca życia sobie tego nie wybaczę. – Tobias. Oddychaj, błagam oddychaj, nie poddawaj się. – Mówię do niego. Nerwowo spoglądam w stronę kuchni. Szybciej. Proszę. Szybciej.

Tobias
Ciemność mnie pochłania. Nie mam siły. Chcę się poddać. To tak się czuła Tris? I znowu mi udowodniła, że jest mocniejsza.
- Tobias.. – Słyszę ją. Tris. Nie jestem w stanie usłyszeć wszystkiego. Tylko urywki zdań. - …nie poddawaj się.

1 komentarz: